Oddech Bogów

1
Obrazek

Wysoko pośród chmur, tam, gdzie sięga jedynie ptactwo wszelakie, dzień po dniu pną się ku niebu majestatyczne białe wieże, prawdziwy cud architektury, a także ujmujący monument dla wspólnych osiągnięć magii i nauki. Miejscowym wszelako znany jako "Oddech Bogów", jeden z pięciu ośrodków kształcenia na terenie Akademii Sztuk Magicznych - jeden z najwyższych budynków w całej Herbii, a zarazem najbardziej wniosły przejaw dynamicznego rozwoju całej aglomeracji.

Prawdopodobnie nie ma w okolicy takiej istoty, która choć raz nie wstrzymała kroku, by obejrzeć w zadumie wzniosły twór powstały w wyniku wspólnego wysiłku mieszczan. Oczywiście zawistnicy powiadają, że przedsięwzięcie o takim rozmachu nigdy nie ujrzy końca i prędzej stanie się świadkiem zmierzchu dumnych elfów, niźli godną ich wielkości spuścizną. Niemniej w głosach tych często brakuje nawet krzty zdrowego rozsądku, bo jakby nie patrzeć już teraz dla podróżnych mijających miasto odległy widok podniebnego kompleksu jawi się obrazkiem wyrwanym z legend, niepodobnym do niczego co wcześniej widzieli. Dziewięciopiętrowa wieża onieśmiela poczciwych i nędzników, zapada w pamięć dostojnym i bogatym ochoczo roznosząc plotkę o rzekomym przepychu miasta.

A przecież jest to zaledwie majaczący na horyzoncie przedsmak dla cudów, z których znane jest Nowe Hollar. Obserwowalny zarys samotnej kolumny wbitej w nieboskłon niby lśniący klin dopiero z bliska uzmysławia pełnie swej potęgi. Grube, gładkie ściany, o dziwo nie z kamienia, a z białego drewna na długo wcześniej budziły podziw podobnie laików, jak i prawdziwych znawców budownictwa. Jakkolwiek dopiero najnowsze elementy owego przybytku - strzeliste dachy oraz owalne kopuły umieszczone na szczytach tych baszt ustanowiły popis nie tyle wart odnotowania, ile prawdopodobnie nieosiągalny dla innych społeczności w podobnym czasie. Tymczasem ogromnym trudem elfich mistrzów sztuki oraz mentorów mocy tajemnych dziś owe wieże, choć wciąż nieskończone zatapiają w nieboskłonie swe lśniące kły postępu, tworząc historię na naszych oczach.


***
Obrazek

Wkrótce po tym jak Callisto zawitała w progi Akademii, jakby znikąd wyrosło przed nią spore grono interesantów poprzedzane jedynie piskiem zachwytu oraz mieszanymi hasłami, które raz gloryfikowały jej osobę lub innym razem zrównywały z przedstawicielami niższych kast. Młodzi uczniowie, jak również tymczasowi goście ochoczo zarzucali ją kolejnymi pytaniami, niekiedy odważając się na prośbę o autograf, pamiątkę spotkania, rzadziej o odstąpienie ze stanowiska. Tłum huczał, kolejne osoby podchodziły, aby choć ukradkiem zerknąć na osławioną Wiedźmę ze Slumsów, zaś brązowe hełmy nerwowo spoglądały przez ramię ze swych stanowisk przy głównej bramie w obawie o bezpieczeństwo władczyni. Tak właśnie wygląda sława, jak można wywnioskować - dzikie masy, emocje, kompletny brak prywatności nawet w obliczu przechadzki w znajome strony.

- Co teraz zamierzasz? - pytali przepychając się jeden przez drugiego w granicach ogólnie przyjętej kultury - Podobno zbliża się wojna, szukasz tu ochotników? Jak zmienia się wodę w biały ogień? Czy żałujesz pomordowanych na głównym placu? Pokażesz znamię po soplu? Kiedy pozbędziesz się śmierdzącego motłochu spod naszych bram? Spiskujesz z magami z Oros? Podpiszesz mi się pod esejem? Pomożesz mi ze stroelfickim?


Niecodzienne poruszenie eskalowało do rangi, której prawdopodobnie nikt nie mógł przewidzieć i, mimo że widownia nie umywała się nawet do mas stłoczonych nie tak dawno pod Sanktuarium to z pewnością stanowiła największe zbiegowisko na tym terenie od dłuższego czasu. To właśnie wtedy oblegana zewsząd kobieta dostrzegła dostojną postać spoglądającą na zamieszanie ze szczytu schodów prowadzących do z wież. Odziany w długi, zwiewny płaszcz o szmaragdowych zdobieniach, przepasany czarnym szalem kroczył dumnie w jej stronę, a zbliżając się klaskał miarowo. Z kolei hałas, który powodował wzmagał nienaturalnym, donośnym echem skutecznie uciszając niesforne zgromadzenie, prawdopodobnie była to kolejna magiczna sztuczka.

- Wystarczy już tego harmidru, dajcie nieco odetchnąć gościowi! - rzekł z uśmiechem rektor spoglądając cokolwiek karcąco na swych uczniów, a schodząc niżej dodał - Pani! To prawdziwy zaszczyt powitać cię w domu nauki. - rzesze ludu rozpostarły się przed nim tworząc ścieżkę, którą postąpił ku niej, gdy zaś zbliżył się dostatecznie ukłonił się głęboko zaś w ślad za nim podobnie postąpili studenci. Na krótki moment gwar ustąpił ciszy, poza pewnymi wyjątkami każdy obecny postanowił okazać jej należny szacunek.

- Moja pani, proszę pozwól się oprowadzić. Jest coś, co chciałbym ci pokazać. - powiedział już wyprostowany wskazując dłonią wejście na wyższe piętra - Myślę, że się nie zawiedziesz.
Ostatnio zmieniony 14 wrz 2020, 1:38 przez Iskariota, łącznie zmieniany 5 razy.

Sygn: Juno

Re: Oddech Bogów

2
Był w akademii wydział o istnieniu, którego mówili wszyscy. Aktualni rektorzy czterech pozostałych wydziałów, władze placówek w Karlgardzie, Saran Dun oraz Oros. Książęta, gruntownie przerabiający uczelnię Holarską architekci. Pracujący wedle wskazówek i projektów robotnicy. Pokonujący trakt opodal miasta elfów wędrowcy. Oddech Bogów niósł się na językach wszystkich. Białe wieże rozbudowywane wszerz. Bogato przyozdobione złotem, eterycznymi kulami koloru błękit. Zegarami i najrozmaitszymi mechanizmami z pogranicza nauki i magii. To i wiele wiele więcej zapierało dech w piersiach żywych.

Tu trafia Callisto, po latach nieobecności za murami uczelni. Pokonując próg przypomina sobie czasy, gdy, jak wielu tu obecnych, studiowała wiedzę tajemną, wprawdzie nigdy nie kończąc studiów. Odziana w czerń, z posępną twarzą, spękanymi ustami i podkrążonymi oczyma wpływa między tłumy, mierząc się z pogardą oraz uwielbieniem. Oddech Bogów różni się od Doliny Wód, jaka niegdyś pełniła rolę jej dormitorium, bowiem wyzwolicielka z Hollar była przydzielona do wydziału, któremu odpowiada żywioł wody. Być może stąd wynika jej chłodne usposobienie. Na pewno ponadprzeciętne zdolności. Callisto potrafi pstryknięciem palców naszpikować żywą półtuszę setką lodowych sopli. Zamrozić rwący potok czy bijące serce. Zmienić wodę w lazurowego smoka...

Elfka o prostych, ciemnych i lśniących włosach, długich rzęsach i nieprzeniknionych miodowych oczach, omiotła zgromadzonych gniewnym spojrzeniem, jakby skazywała ich na śmierć. Jej wąskie usta, dość mocna szczęka i mocno odznaczające się kości policzkowe nawet nie drgnęły podczas wydawania osądu. Decydentka westchnęła głośno, nie próbując choćby spamiętać rzucanych w eter pytań. Była wyjątkowo, nawet jak na szlachetnie urodzoną wysoką elfkę, okrutną i żądną krwi czarownicą. Nigdy nie liczyła się z nikim i niczym, poza magią, do której respekt i szacunek wyniosła z domu. Sława, okrzyki nie były czymś do czego przywykła, bo przywyknąć nie zamierzała. Rządziła tym czarodziejskim półświatkiem, a rządzący nie układał się z maluczkimi. Przynajmniej tak uważała
mości Callisto. Najchętniej wyrżnęłaby całą hordę ciekawskich, gdyby nie znajoma sylwetka na horyzoncie.

Rektor we własnej osobie powitał nowy nabytek grona pedagogicznego akademii magii w Nowym Hollar. Kuroczowłosa w głębi czuła zażenowanie przez całą tę farsę, ale ku zdziwieniu zgromadzonych na jej twarzy zagościł uśmiech. Usta rozwarły się z lekka, ukazując białe zęby. Policzki napięły. Kto znał Callisto, wiedział, że ten pompierski uśmiech jest jak cienka tafla szkła, która lada chwila pęknie poprzedzona mnogimi pajączkami. Odruchowo podciągnęła czarną jak smoła suknię, kierując się powoli i z należytą godnością w kierunku schodów.

Myślę, że się nie zawiedziesz.

Obyskonstatowała zmywając z twarzy przyklejony uśmiech i dalej podążając za jego ekscelencją.

Re: Oddech Bogów

3
Droga, którą Keli chciał oprowadzić wiedźmę jakby nie patrzeć nie należała do najkrótszych. Początkowe szerokie schody znajdujące się na parterze szybko zamienili na transport z pomocą zmyślnych platformom lewitujących pionowo w wydrążonych białych szybach z pojedynczą oszkloną ścianą, przez którą rozpościerał się krajobraz na miasto niejako malejące z każdym kolejnym piętrem. Byli sami w tym przedziwnym środku magicznej lokomocji, bo właściwie od początku takie było życzenie rektora, który całej reszcie społeczności akademickiej zainteresowanej dostaniem się na wyższe poziomy nakazał zaczekać na swoją kolej. Tymczasem nekromanta stał tuż obok niej opierając się o misterną barierkę przypominającą w strukturze splecione gałęzie drzew. Wpatrywał się w widok za szybą z nieco rozmarzonym wyrazem twarzy, westchnął nieznacznie.

- Czuje, że nieprędko znudzi mi się ten widok. - przerwał panującą ciszę - Mam nadzieję, że i tobie przypadnie do gustu, bo nowy gabinet ulokowaliśmy na szóstym piętrze wieży. Osobiście zadbałem o wystrój i przestronność tego miejsca, ale oczywiście jeśli tylko zechcesz wprowadzimy wszelkie potrzebne zmiany, byś czuła się u nas komfortowo. A skoro już przy tym jesteśmy, chciałbym pomówić o twojej nowej roli w akademii, pani. - zwrócił się do niej twarzą, lecz wtem platforma zwolniła, a wygrawerowany obok wyjścia z szybu numer poinformował ich, że dotarli na miejsce. Mężczyzna rzucił okiem najpierw na otwór, za którym widać było pnące się ku górze spiralne schody, a następnie zerknął na towarzyszkę i kiwnął głową w bok.

- Chodźmy, opowiem po drodze. - rzekł, po czym odsunął się od barierki i ruszył przodem od czasu do czasu tylko sprawdzając, czy nowy nabytek nadąża za nim. Echo ich kroków odbijało się od ścian, na których tańczył z kolei blady płomień zaczarowanych kandelabrów i nic, nawet wiatr nie przerywał tego hipnotyzującego układu światła migoczącego w akompaniamencie powtarzalnych stukotów obuwia o stopnie. Zdawało się jakby cały ten sektor był zupełnie opustoszały, jakby poza nimi nie było nikogo więcej. Kto wie? Może powodem takiego stanu rzeczy było faktyczne wstrzymanie prac na wyższych poziomach? Może rektor nie życzył sobie, aby ktoś niepożądany dojrzał skazę w uwielbionej przezeń konstrukcji i puścił w obieg plotkę o ułomnościach Akademii? Oczywiście równie dobrze mogło chodzić o zbudowanie szczególnej atmosfery na przybycie Callisto, ale i tak nie sposób było nie dostrzec walających się po kątach sprzętów murarskich, zamurowanych przejść, korytarzy odciętych przez wzgląd na bezpieczeństwo członków oświaty. Wszystko to budziło u elfki przeczucie, że arcymistrz robił dobrą minę do złej gry już od samego momentu jej przybycia w te niewykończone progi.

- Nastroje w mieście ostatnio są dość... złożone. - zaczął Ignaz ukradkowo zerkając na mijane drzwi - To prawda, że od czasu ostatnich zamieszek na placu twoje poparcie stale rośnie, niemniej akademia żyje własnym życiem i choć jak już zauważyłaś studenci zareagowali w ożywiony sposób na twoje przybycie to nie każdy podziela ten entuzjazm. Rozłam, którego tu doświadczamy ma miejsce nie pośród uczniów, a nauczycieli. Nie ma dnia, żebym nie musiał godzić skłóconych belfrów albo przypominać co poniektórym, że to nie miejsce na agitację polityczną. Spór jest w istocie tak wielki, iż zmuszony zostałem wstrzymać otwarcie szóstego wydziału, by zapobiec odstąpieniu od nauczania części kadry oraz odcięciu finansowania pochodzącego z zewnętrznych źródeł. Tak... wśród naszych darczyńców, jak również mentorów są biali i rojaliści. Oh, zaczekaj, to tutaj! - wypalił nagle mijając mosiężne drzwi oznaczone zdobnymi literami, które razem tworzyły dumny napis:


Mistrzyni Callisto Morganister
Podwładny pchnął drzwi, a następnie odstąpił kroku i pozwolił jej wejść jako pierwszej. Zaraz potem ruszył w ślad za nią, pstryknął palcami, a wewnątrz pojawiła się światłość, która ujawniła przed nimi pełną zawartość pomieszczenia.


Obrazek

W pierwszej chwili kobiecie rzuciło się w oczy dostojne, niezwyczajne biurko wykonane z ciemnego drewna, oparcie krzesła obite czerwoną skórą, zdobione miedzianymi gwoździami, dalej ogromne okno, pułki wyposażone w potrzebne do nauki materiały, a także książki w jakimś stopniu imające się jej zainteresowań, bogato szyte dywany, które prawdopodobnie mogły posłużyć do jakichś rytuałów. Chwilę potem dostrzegła boczną salkę przygotowaną na przyjęcie interesantów, zawierającą stoliki i krzesła w razie gdyby postanowiła przyjąć liczniejszą grupę. Nieopodal wejścia znowu znajdywały się krótkie schody prowadzące do jak można przypuszczać prywatnej komnaty, gdyby jej życzeniem było nocować na terenie akademii, zaś pod przeciwległą ścianą czekał bagaż z osobistymi rzeczami, których prawdopodobnie w obawie o gniew czarownicy nikt nie śmiał tknąć.

- Co o tym myślisz? - zagaił ze sztucznym entuzjazmem, niemniej wkrótce powrócił do meritum rozmowy - Na czym to wcześniej stanęliśmy? A tak, rozłam! Problem, jak rozumiesz nie jest byle błahostką, dlatego pragnę cię zapewnić, że poczyniłem już pewne kroki, aby stawić opór tym niepożądanym wpływom. Po pierwsze szykuje nam się oficjalne otwarcie nowego laboratorium Oddechu Bogów i chciałbym, abyś wystąpiła ze mną z mową powitalną. Przywitasz się, opowiesz krótko o sobie i zachęcisz młodzież do dalszego zgłębiania wiedzy. Będzie to jednoznaczny sygnał, jakich to osobistości, charakterów pożąda uczelnia. Naturalnie przedstawimy cię jako nowego nauczyciela z zakresu nauk o magii energii, ale... - tu uśmiechnął się tajemniczo - nieoficjalnie będziesz uczyła czego tylko zechcesz. Nekromancja? Czarna magia? Niewygodne fakty historyczne? Pełna dowolność. Specjalnie nawet podeślę ci kilku studentów, dla których podobne wykłady są niezwykle istotne w ramach końcowego egzaminu. Co więcej! Jeśli uda ci się do nich zbliżyć, przekonać do swojej sprawy w przyszłości owi praktykanci mogą okazać się niezwykle istotni dla przyszłości Nowego Hollar. Nie miej złudzeń, nie wybierałem ich jedynie ze względu na zainteresowania okołomagiczne, ale również pochodzenie, koneksje, czy wpływ na rówieśników. - zakomunikował wypinając pierś do przodu, niemal unosząc się z dumy - Narazie to chyba powinno wystarczyć, jak sądzisz?
Ostatnio zmieniony 14 wrz 2020, 1:37 przez Iskariota, łącznie zmieniany 4 razy.

Sygn: Juno

Re: Oddech Bogów

4
Callisto słuchała, czując na sobie wzrok starszego czarodzieja. Ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi ledwie zauważalnie przemknęła przez majestatyczne stopnie i zaczarowaną płytę, która niczym ptak na swych skrzydłach niosła ich wysoko ponad szczyty gór. Rektor Keli mówił wolno obserwując każdy jej ruch i każde nieomal uniesienie piersi, lecz twarz kruczowłosej wyzwolicielki niczego nie wyrażała.

Na wszelakie pytania prędko kiwała głową, powstrzymując się od jakiegokolwiek komentarza. Choć miała na końcu języka, że lepiej oskórować zdrajców niż się z nimi układać. Dla wysokiej damy nie lada wyzwaniem była zmiana zachowania na skutek rzeczywistego wpływu z zewnątrz. Podporządkowanie się nastrojom, wartościom, zasadom, poglądom i normom postępowania obowiązującym w danej społeczności. Ledwie przełknęła słowa towarzysza, zatracając się w malowniczym obrazie z wysokości. Wydział ten pełen był świetlistych przestrzeni rzucanych przez szerokie i niemal niewidoczne witraże, dając poczucie obcowania z niebiosami. Izby iście luksusowe, białe od mlecznego drzewa i lśniące od złotych wykończeń elfich malarzy. Otworem stały biblioteki i księgozbiory tak stare, że należało je czym prędzej przepisać.

W końcu stanęli przed mosiężnymi drzwiami, jakie przyozdabiał iście dostojny napis. Mistrzyni Callisto Morganister – wzniosła leniwie brew, nie dowierzając.

Sala wykładowa, prywatne komnaty, biblioteka i toaletka. Było tu wszystko. Izba, w której się znajdowali przewyższała rozmiarami co najmniej dwukrotnie komnaty Doliny Wód, które pamiętała z czasów studiów w akademii. I miała gdzieniegdzie szklane ściany. Dzięki temu było jasno. Callisto podejrzewała jednak, że latem bywa tu przez to cholernie gorąco. Na szczęście dla niej nadeszła zima.

Czym nasiono za młodu nasiąknie, takie owoce drzewo wyda na starość – skonstatowała dobór uczniów. – Młode umysły są plastyczne. Ulepię z nich, co należy – zapewniła.

Narazie to chyba powinno wystarczyć, jak sądzisz?

Tak, wystarczy – odpowiedziała beznamiętnie, choć widział jak jej miodowe oczy zapłonęły żywym ogniem. Była pod wrażeniem, ale tego nie okazywała.

Re: Oddech Bogów

5
- Rozumiem. - odpowiedział odrobinę zamyślony, kiwając z wolna głową, trochę tak jakby wyczekiwał odpowiedniej chwili, żeby się pożegnać, a skoro akurat taka się nadarzyła zaklaskał tryumfalnie w dłonie, ponownie uśmiechnął się tak samo nienaturalnie jak poprzednio i rzucił jednym tchem:

- Cieszę się, że udało nam się sprostać twoim wymogom. - wnet zauważyła jak napięcie schodzi z jego twarzy, prawdopodobnie bardzo przejmował się jej opinią, szczególnie przy wątpliwym stanie architektonicznym nowej wieży - Zatem widzimy się jutro o brzasku w głównej hali, to jest tuż przy schodach prowadzących do lewitujących platform. A teraz pozwól, że zostawię cię w spokoju, na pewno potrzebujesz prywatności i odpoczynku. - to powiedziawszy ukłonił się, zwrócił w stronę drzwi, a gdy już sięgał klamki nagle zatrzymał się, odwrócił gwałtownie i dodał:

- Byłbym zapomniał! - uniósł palec, by zwrócić jej uwagę - Powodzenia, moja pani, z pewnością ci się przyda.

Ponownie pożegnał się, po czym szybko zniknął za drzwiami zostawiając ją samej sobie.
*** Dotarcie na miejsce wydarzenia nie należało do szczególnie trudnych. Ot, czarownica zjechała platformą na parter, a tam już czekał ją niezwykły widok trochę rodem z pola bitwy. Wszędzie jak okiem sięgnąć dwoili się i troili zabiegani pracownicy placówki gorączkowo krzątając to tu, to tam. Tłum pomocników był wręcz absurdalnych rozmiarów. Jedni czarem wznosili długie ławy ustawiając je w czterech rzędach jedna za drugą, inni ozdabiali ściany oraz kolumny długimi wstęgami w kolorach bieli i błękitu, a także kwiatami pochodzącymi z uczelnianych ogrodów. Pod sufitem unosiło się kilku studentów zdobiących sklepienie z pomocą magii ruchomymi konstrukcjami symbolizującymi dzieje kerońskich bogów. Oczywiście pod ścianą znalazło się też kilku takich, którym termin spotkania z wykładowcą został nieoczekiwanie przełożony, tudzież całkiem odwołany przez wzgląd na zatrzęsienie studentów napływających do Akademii. A ponieważ chętnych do pracy było sporo rolą uczniaków było nawet rozwijanie dywanów, które tworzyły ścieżki od wejścia ku miejscom siedzącym aż do schodów, na których znowu szczycie znajdywał się niewielki podest z mównicą, gdzie w towarzystwie Keliego miała przemawiać wiedźma. To właśnie tam Callisto dojrzała rektora pochłoniętego dyrygowaniem całej tej zorganizowanej bieganinie. Wyglądał jakby był w swoim żywiole wydając polecenia, domagając się pośpiechu, precyzji właściwej elfom, jak również rozdając soczyste reprymendy wobec zbyt opieszałych pomagierów.

- Nieco wyżej... wyżej... wyżej do licha ile razy mam jeszcze powtarzać?! Na bogów, śmiało! O tak... zostawcie jak jest. - instruował podopiecznych, a zaraz potem odesłał ich gestem do reszty. Westchnął z dezaprobatą, choć widać było po nim pewien rodzaj satysfakcji z włożonego wysiłku. Naraz odwrócił się w stronę Callisto pewnikiem zmierzając za kolejnym zajęciem i dopiero wtedy zauważył, że go oczekuje. Na jego twarzy na krótką chwilę zagościło zaskoczenie, które zaraz ustąpiło powitalnemu ukłonowi. Bez dalszych uprzejmości stwierdził:

- Jesteś pani, dobrze. Spokojnie, właśnie kończymy. - pstryknął palcami wskazując na jakiegoś chłyskta za jej plecami - Armin, wnieście z Krygo fotel rektorski oraz książęcy i ustawcie za podestem.

Zaraz dwóch studentów pognało w sobie tylko znanym kierunku, a nim wiedźma zdążyła zagaić Ignaza ten zniknął jej z oczu z pewnością zajęty innymi sprawami. Chwilę później tuż obok niej stanęły już dwa siedzenia przywleczone przez wspomnianych młodzieńców. Oba były wykonane z tego samego białego drewna, z którego wzniesiono najokazalsze budynki w okolicy, niemniej jedno nich zdawało się być trochę bardziej uroczyste, z wysokim rzeźbionym oparciem, szkarłatnym obiciem oraz czarnymi ornamentami. Z kolei drugie, jak można założyć "książęce" posiadało krótsze oparcie, zakończone strzeliście, a poza tym było już właściwe identyczne w każdym innym aspekcie.


Ostatnie poprawki dobiegały końca, więc i rektor Keli pośpieszył na swoje miejsce, a gdy tuż obok niego zasiadła Morganister zerknął na nią z uznaniem, następnie przed siebie, uniósł dłoń i zagrzmiał:

- Zaczynajmy! Otwórzcie wrota!

Naraz rozwarły się drzwi wejściowe. Pierwsi do środka weszli nauczyciele i najważniejsi goście ze wszystkich zakątków Herbii: przedstawiciele władz państwowych, prowodyrzy rozmaitych szkół magicznych, delegacja z Oros, czarodzieje z Karlgradu; dalej kolejno drobna elfia szlachta, za nimi studenci, kilku wysokich rangą wojskowych, mieszczanie, a nawet niektórzy reprezentanci mniejszości. Oczywiście w pierwszych rzędach zasiadali najstarsi, najwyżsi rangą uczeni, za nimi członkowie grona pedagogicznego, istotni gracze polityczni, pośród nich zaś wiercił się Skandumin z kwaśną miną, znowu nieopodal niego zasiadał reprezentant straży miejskiej Edvar Le’neil, którego to podwładni swoją drogą obstawiali budynek. Gdzie indziej Callisto dojrzała ochmistrza Lucio w towarzystwie miejskich urzędników, kawałek dalej można było zauważyć znanych rzemieślnicy oraz artystów, którzy mieli równie znaczący wkład w budowę przybytku i wielu, wielu innych. Goście schodzili się nieustannie, ale gdy najważniejsze persony znalazły się już na swoim miejscu rozpoczęła się oficjalna ceremonia otwarcia.


Długo można by opisywać wystąpienia muzyczne i pokazy artystyczno-magiczne przygotowane przez studentów specjalnie na ten cel, ale wszyscy właściwie czekali na jeden kluczowy moment kiedy to ze swojego siedzenia powstał do mównicy rektor Keli. Gestem dłoni poprosił o ciszę gdy tylko przywitały go brawa. Wyprostował się, rozłożył ręce i zaczął swoją mowę:

- Pragnę uroczyście powitać was wszystkich na oficjalnym otwarciu nie tyle zaawansowanego laboratorium Oddechu Bogów, ile zupełnie nowego rozdziału dla całej naszej Akademii. Żyjemy w czasach, w których nauka i magia musi nieustannie walczyć o swoje zasłużone miejsce, w czasach, w których pochwala się ignorancje, bezmyślną przemoc oraz ślepą do bólu lojalność. Od początku swego istnienia naszej placówce przyświecały zgoła inne wartości. Tutaj wierzymy, że wiedza jest kluczem do wyzwolenia, swoistym orężem w walce z mrokiem, który nieustannie próbuje zatruć młode, podatne umysły. Cieszy mnie, że już niedługo otworem stanie nowa izba oświaty, kolejne miejsce dla kultu rozwoju. Właśnie dlatego poprosiłem, aby w tym semestrze dołączył do nas znamienity mag, znawca w swojej specjalizacji, a zarazem poważana persona na arenie międzynarodowej. Myślę, że ta osoba wniesie świeży powiew w te mury, proszę, powitajcie gromkimi brawami mistrzynię Callisto Morganister.

Po tych kilku słowach arcymistrz zszedł z mównicy ustępując jej miejsca. Całą salę wypełniły głośne szmery, wyrazy szoku, wzburzenia, a zaraz potem nieśmiałe, acz wzrastające brawa. Chyba nikt nie spodziewał się, że nowym nabytkiem uczelni ma być Wiedźma ze Slumsów i tak oto przyszła jej kolej. Od teraz cała scena należała wyłącznie do niej.

Sygn: Juno

Re: Oddech Bogów

6
Callisto spoglądała na rektora Keliego przy mównicy. Elf bardzo inteligentny, utalentowany i zdolny do wszystkiego. Jak każdy czarodziej, bardzo ambitny. Mimo swojego wieku był dobrze zbudowanym mężczyzną, zabójczo przystojnym oraz niezwykle otwartym jak na potężnego elfiego maga. Posiadał szlachetne i imponująco piękne rysy twarzy. Mówił bardzo szczerym i przekonującym głosem, co w mniemaniu czarownicy oznaczało nieszczerość.

Smukłe palce niecierpliwie muskały wykończenie siedziska, na którym przyszło wyczekiwać swej kolei. Fotelik był dostojny, acz nieporównywalny z wyciosanym w obsydianie tronie z królewskiej sali Sanktuarium. Elfka zrozumiała wtem, że to nie ona gra tutaj pierwsze skrzypce.

Sala, w której się znajdowała, pełna była ludzi, elfów i krasnoludów, kolorowych jak rajskie ptaki. Callisto nie miała czasu się im przyglądać. Wsłuchana w słowa rektora odliczała kolejne sekundy do wystąpienia. Keli przeciągał kipiący kurtuazją wywód, aż nagle pchnął ku zgromadzonym kilka gorętszych słów. Audytorium, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki otworzyło szeroko dzioby. Niczym nabierająca wodę w gębę ryba, tylko nieco przyrumieniona od wypieków na policzkach. Co wrażliwsi przy asyście paziów i dworaków prosili o wachlowanie. Było cicho, ale zrobiło się jeszcze ciszej.

Wysoka elfka zaparła dłonie o drewniane oparcie siedziska. Przy akompaniamencie pierzchliwych braw, stąpała w kierunku mównicy. Powoli, zgrabnie stawiała kroki. Zająwszy dogodną pozycję odgarnęła czarny włos z twarzy, po czym rozejrzała się po sali. Najpierw na Skandumina, potem dopiero na obcą jej czarodziejkę. Szczupłą dziewczynę o jasnych włosach i smutnym spojrzeniu. Ubraną w białą sukienkę z zielonymi rękawkami, z małym dekolcikiem przyozdobionym kolijką z perydotów. I na kolejnych czarodziejów, studentów oraz przedstawicieli szlachty. Na gości spoza Nowego Hollar. Coś zakuło ją w głębi gardzieli, odruchowo zacisnęła palce na obramowaniu ambony.

Magia istnieje po to, by służyć człowiekowi, a nie nim rządzić! – zaczęła, cytując stare czarodziejskie porzekadło. – Te słowa powtarzała wielokroć Ioenache Fildaerae Lyari, zwana Pogodą Szklaną Perłą. Przedstawicielka znamienitej Akademii magii w Nowym Hollar swoją bohaterską postawę przypłaciła życiem. Zabita przez fanatyków... Jednak jej spuścizna - idea - wciąż żyje w murach tej uczelni!

Nic nie jest złe, jeżeli nie jest wykorzystywane w złej sprawie. – kontynuowała budując napięcie. – W Akademii magii w Nowym Hollar od zawsze kierowano się zgoła odmiennymi wartościami. Dążyliśmy do poszerzania wiedzy w każdym aspekcie, bez dział zakazanych i tematów tabu. Bez rozgraniczania magii i nauki, które stanowią dwa filary istnienia. I chociaż zewsząd są rozdzielane na osobne byty, my próbujemy przekuć je w jedność!

Ta myśl nie bardzo przystaje do dzisiejszych czasów, pełnych pośpiechu, ignorancji i zachodniej indoktrynacji. Dlatego – podniosła głos – jesteśmy tutaj, by przypomnieć zgubionemu światu, w którym kierunku winien podążać. Jego magnificencjo – rzuciła teatralnie spojrzeniem w kierunku rektora Keliego – jestem wdzięczna, że zaangażowałeś moją osobę do poszerzania tejże ponadprzeciętnej instytucji. Przyrzekam sobie i wam wszystkim, że całą swoją wiedzą oraz zdobytym przez lata podróży przez kontynenty jak i wymiary doświadczeniem, będę służyć dobru uczelni. Tak mi dopomóżcie niebiosa.

Re: Oddech Bogów

7
Na sali zapanowała kompletna cisza, wszyscy zebrani wpatrywali się tylko w elfkę. W ich spojrzeniach widziała chłód, niepewność, a miejscami nawet oburzenie jakby sama jej obecność w tych murach jawiła im się niedopuszczalną pomyłką. Delegacja z Oros wymieniała się szyderczymi uśmiechami, zaś drobna szlachta w większości stała z założonymi rękami, być może wciąż rozpamiętując jak rzeczona kobieta pozbawiła majątku ich krewniaków i znajomych.

Wtem zabrzmiały pierwsze brawa, potem kolejne, a zaraz potem całą salę wypełniły ciepłe owacje. Oczywiście nie każdy klaskał i nie każdemu uśmiechała się popularność czarownicy, nie był to też poziom emocji, jaki wywołała niegdyś na placu przed Sanktuarium, ale to szczere uznanie dało jej pewność, że mimo tego, iż są tacy, którzy liczą na jej porażkę to są również i tacy, którzy wypatrują jej dalszych sukcesów. Szybko wyłapała wzrokiem delikatny uśmiech Lucio skierowany ku niej, rozpoznała nadmierny entuzjazm znajomego krasnoluda, czy dumny salut dowódcy straży.

- Wszyscy jesteśmy tu z twojego powodu. - szepnął Keli wtórując oklaskom.


***
Obrazek

Jakiś czas później oficjalna część bankietu dobiegła końca. W drobnym pokazie umiejętności magicznych kilkoro studentów spektakularnie pozbyło się ław szykując miejsce pod właściwy parkiet, a zaraz po tym pomieszczenie wypełniła muzyka oraz gwar rozmów. Jak grzyby po deszczu pojawiały się pierwsze grupki, które dzieliły się między sobą zarówno trywialnymi plotkami, żartami, opowiastkami ze świata biznesu, jak i opiniami odnośnie ostatnich wydarzeń na kontynencie.

- ...mówię Ci, Helena! Na południu gdzieś niebo przeciął! Wielki, szary gad z błękitnymi ślepiami, co ogniem pluje i wioski pali! Tak mi mój Slavko kochany wspomniał!


[...]

- Mości Rupercie na pana miejscu wycofałbym się z tej inwestycji w Królewskiej Prowincji, ponoć pojawiły się w tamtych rejonach nowe niedogodności. Moje ptaszki ćwierkają coś o armii nieumarłych i tak, wiem, że to brzmi absurdalnie, ale-


[...]

- ...dlatego właśnie musiałem przenieść cały interes do Nowego Hollar. W jedną noc straciłem niemal całą rodzinę, pół magazynu i dwanaście powozów, eh jakże byłem lekkomyślny licząc, że port Irios będzie bezpiecznym miejscem.

Do Callisto docierały najróżniejsze strzępki informacji. Stojąc w towarzystwie kilku najbliższych doradców oraz paru mniej lub bardziej znajomych twarzy chcąc nie chcąc co jakiś czas wyłapywała fragmenty rozmów przerywane śmiechem, tudzież dwuznacznym chrząknięciem. Czasami była zmuszona przywitać gości, bądź wysłuchiwać ich nie rzadko nudnawych historii, od czasu do czasu mijał ją kelner niosący odpowiednio przystawki bądź kurtuazyjne trunki podawane w wymyślnych, szklanych naczyniach. Zdarzało się też, że jej wzrok padał na nietęgie miny oroskich uczonych, bądź poniektórych szlachciców, którym to wyjątkowo nie w smak była obecność wiedźmy.

- J-ja przepraszam... cz-czy mogę prosić wielmożną panią do t-tańca? - ozwał się nieznany męski głos. Gdy Morganister podążyła za jego źródłem ujrzała młokosa niemal klęczącego tuż przed nią z dłonią wyciągniętą w geście zaproszenia. Chłopak był prawdopodobnie niewiele młodszy od niej, choć jego niepewność oraz pstrokate, acz eleganckie odzienie sprawiały, że nie tak łatwo było go ocenić.
Ostatnio zmieniony 17 sie 2020, 19:20 przez Iskariota, łącznie zmieniany 2 razy.

Sygn: Juno

Re: Oddech Bogów

8
Zabawa spłynęła na parkiet skwarem i duchotą, a ciemna jeszcze do niedawna sala rozbłysła refleksami mieniących się kreacji i magicznych kandelabrów. Callisto musiała przysłonić oczy dłonią, odbity od broszek, kolii i pierścieni blask oślepiał, odzywał się bólem w źrenicach i skroniach.

Do spiczastych uszu czarnowłosej wybawicielki magii dobiegały plotki z obrzeży, jak i środka kontynentu. Bankiet ten niewiele odbiegał od tych, które zapamiętała z domu, gdy była jeszcze krnąbrnym dzieckiem. Obrządki wysokich elfów słynęły z ekstrawagancji i przesadnej kurtuazji, a arystokraci znani byli z nikczemności i wazeliniarstwa. Wszyscy grają w wielką grę, wedle której możni konkurują między sobą o wpływy i szacunek. W grze uczestniczy każdy – jeżeli nie jest graczem, służy jako pionek w manipulacjach innych osób. Celami jest prestiż, reputacja i patronat. Tyle i aż tyle wyciągnęła kruczowłosa elfka z lat młodości, gdy w willi Morganisterów gościły najzacniejsze nazwiska magii.

Pogardliwe spojrzenia odwzajemniała tym samym. Świadoma obecności szpiegów, a nawet wrogów dookoła, musiała zachowywać niewzruszoną postawę. Nie pierwszy raz ktoś głosił plugawe kalumnie na jej imię, lecz wtenczas nikt z gości nie odważył się powiedzieć tego prosto w twarz. Strach, jaki wzbudzała paraliżował towarzystwo. Słusznie obawiano się gniewu mości Morganister, bowiem ci, którzy go zaznali już nie żyli.

Od gościa do gościa, od historii do historii, od teatralnego uśmiechu po łagodzący spragnione gardło puchar z karminowym trunkiem. Aż nagle ktoś ośmielił się przerwać Callisto swobodny przemarsz przez salę bankietową. Wyciągnięta w jej stronę dłoń, szarmancki ukłon, pstrokata szata i jękliwa prośba, zdziwiły miłościwie panującą. Podniosła wtem swą ogorzałą twarz, by wbrew wewnętrznym głosom wyrazić zgodę. Wsunęła dłoń w dłoń i popłynęła, a jej czarna toga rozlała się po parkiecie niczym plama oleju.

Komu zawdzięczam ten zaszczyt? – spytała w tańcu.

Re: Oddech Bogów

9
Wtem rozbrzmiał walc, wypełniając muzyką całą salę.

Nieznajomy ujął delikatnie dłoń czarownicy, po czym dostojnym krokiem poprowadził ją przez tłumy, aż na sam środek parkietu. Callisto dostrzegła, że jest nadwyraz poddenerwowany - jego dłoń delikatnie drżała, twarz pozbawiona była kolorów, zaś chód był tak niepewny, iż można go było posądzić o jakieś rozwolnienie. Mimo wszystko robił co mógł, by zachować twarz przed wiedźmą i pozostałymi gośćmi.

- A-Almar, Almar Thevaris. - przedstawił się w czasie tańca, po czym przełknął ślinę - Mistrz Keli wspominał... że wielmożna pani może udzielić mi kilku cennych lekcji w zakresie stosowania magii. Postanowiłem tym samym skorzystać z nadarzającej się okazji, by lepiej poznać ową Wiedźmę ze Slumsów, o której tyle się mówi. - dodał tym razem nie zająknąwszy się ani razu.


Obrazek

Trzeba przyznać, że młodzian znał się na sztuce tanecznej. Wiedział jak stawiać kroki, jak prowadzić partnerkę i chyba właśnie to sukcesywnie przywracało mu wiarę we własne możliwości. Bądź co bądź również dla Callisto była to znakomita wiadomość, bo o ile wiedziała jak przemawiać, czy też jak czynić niezwykłe cuda, o jakich niewielu nawet śniło, tak o kulturalnych pląsach na parkiecie nie miała już najmniejszego pojęcia. Fakt, chęci z pewnością miała dobre, acz jej "umiejętności" budziły tyleż samo współczucia co widok kulawej sieroty startującej w zabawach dożynkowych. Tu potknięcie, tam zacięcie. Raz wypada z rytmu, zaraz zahacza o parę obok budząc tym samym złowieszcze spojrzenia gości i chyba już tylko wsparcie partnera ratowało ją przed całkowitym blamażem.

- Nie chcę być nieuprzejmy, ale mam nadzieję, że uczy pani lepiej niż tańczy, hah. - zaśmiał się przekornie, gdy po raz wtóry pomagał jej dopełnić obrotu. - A skoro już przy tym jesteśmy... byłbym rad lepiej poznać pani opinię w temacie magicznych eksplozji i pocisków. Sam jestem kimś w rodzaju wynalazcy, czy też mechanika, aczkolwiek dążę do tego, by kiedyś połączyć magię z technologią. O ile plotki są prawdziwe, a podejrzewam, że są to nadchodząca wojna mogłaby stać się wręcz wybornym miejscem do przetestowania kilku moich projektów... o ile kiedyś wreszcie je zrealizuję. - westchnął pod koniec wywodu.
Ostatnio zmieniony 17 sie 2020, 19:20 przez Iskariota, łącznie zmieniany 1 raz.

Sygn: Juno

Re: Oddech Bogów

10
Skoczyła na głęboką wodę, płynęli ostro, Callisto zwinęła się w piruecie, poderwała, pewnie wylądowała na lewą nogę, uderzyła do razu, bez przybierania pozycji. Zanim wychwyciła rytm walca , już wirowała wokół, opornie wchodząc pod rękę partnera. Nadepnęła jeszcze raz niezdarnie, tym razem słabiej, z nienaturalnego wykroku. Bohater przechwycił ją, przejmując kontrolę nad skąpaną w czerni elfką, prowadził ją niczym lalkarz pociągający za sznurki nowej marionetki. Spodziewała się tego, nie stawiwszy więc oporu, oddała dłonie, korpus i stopy obcemu.

"Wiedźma ze Slumsów" – dawno nie zasłyszany przydomek powrócił dzisiejszego dnia. Tu, teraz. Pośród wyszukanych kreacji, elfiej pyszałkowatości i nonszalancji, magicznego przepychu, walca. Callisto wielce się owo określenie nie spodobało, omiotła mężczyznę gniewnym spojrzeniem, jakoby chciała wycisnąć z niego ostatki tchu; wszakże zabijała za mniej... A dziś dzień doszło do elfiej maści władczyni, że przed przeszłością nigdy nie ucieknie, że przeszłość zawsze ją dogoni.

Plotki niesione na językach mkną szybciej niż światło. – skonstatowała beznamiętnie całą wypowiedź.

Walc i rozmowa nie szły ze sobą w parze. Jedno przeganiało drugie, by zaraz zostać nadgonionym. Brakło temu klasy, rytmu, wszystkiego. Słowa tak mocno wyprowadziły kruczowłosą elfkę z równowagi, że ledwo dopełniła kolejnego obrotu. Tego elf nie omieszkał skomentować. Przesadził? Być może, lecz nie mogła dać tego po sobie poznać. Oczy wszystkich zwrócone były na nich.

Gdybym miała czas na tańce, nie przemierzałabym wymiarów. – odparła, tym razem chichocząc teatralnie. Na jej szczęście elf kontynuował swój monolog. Był wynalazcą głodnym wiedzy, więc wsłuchała się w każde zasłyszane słówko.

Nauka i magia to dwa filary, na których powinien opierać się świat – rozpoczęła, a tedy i taniec wydawał jej się prostszy. Weszli na grunt dobrze znany elfiej czarownicy. Mało kto z żyjących, a także poległych, posiadał taką wiedzę, a co ważniejsze, umiejętności magiczne, jak Callisto.
Skumulowana energia bez względu na swą formę, musi zostać szybko ujarzmiona. Magiczna eksplozja czy pocisk charakteryzują się stosunkowo krótkim okresem półtrwania. Magia sama w sobie zapada się, a jak wiemy – kontynuowała – po implozji przychodzi eksplozja. Z tego względu pociski muszą być bezpośrednio kreowane przed uwolnieniem przez maga. Do tej pory nikomu nie udało się przenieść eterycznej bomby do trebusza tudzież katapulty. Podobne przyciąga podobne, zatem tylko wysoce magiczny materiał byłby w stanie utrzymać zrodzony w rękach maga pocisk. Istnieją magiczne katalizatory, minerały, którymi można... – przerwała – Ależ nietakt wypunktowywać ekspertowi szczegóły, o których zapewne wszystko wie. – odsłoniwszy zęby napięła drętwe dotąd policzki. Zagrała jasnowłosą białogłową, choć jej włosy jak i wnętrze były czarne niczym czeluści samej krainy mroku.

Re: Oddech Bogów

11
- To... doprawdy trafne spostrzeżenia. - odparł zaskoczony, a jednocześnie wyraźnie podekscytowany wiedzą, jaką posiadała w rzeczonej materii. Jego oczy, do tej pory nieco rozbawione jej nieporadnością, teraz aż iskrzyły jakby na widok skarbu. Wkrótce jednak muzyka ucichła, a tym samym z parkietu poczęły znikać kolejne pary. Młody Almar chyba chciał jeszcze pociągnąć rozmowę z czarownicą, ale zbyt długo przyglądał się jej w zamyśleniu, bo ni stąd, ni zowąd do dwójki długouchych podszedł nie kto inny, a sam Skandumin "Oczko". W pierwszym odruchu można by pomyśleć, że krasnolud zechce odbić młokosowi partnerkę i ruszyć z nią w tany, niemniej szczęśliwie dla reputacji ich obojga jedynie ujął jej ramie celem zwrócenia na siebie uwagi. Spoglądając w osamotniony korytarz kawałek dalej chrząknął dość wymownie, a dla niektórych gości wręcz obelżywie, po czym bezceremonialnie ruszył w tamtą stronę nie odwracając się nawet za siebie.
***
Nie było łatwo nadążyć za synem Kezmada. Fakt faktem nogi miał zdecydowanie krótsze, ale jego przynajmniej nikt nie zatrzymywał po drodze, nikogo wszak nie obchodziło co robi krasnolud na takim bankiecie, ba! Większość gości nie zamierzała zaszczycić go nawet spojrzeniem, podczas gdy z miłościwie panującą prawie każdy chciał zamienić choćby tych kilka słów. Bądź co bądź kobieta reprezentowała nie tylko siebie, ale i całe miasto, a w tym także i samą uczelnię. Teraz, jako jej wykładowca, nawet bardziej niż dotychczas.

Wiele sztucznych uprzejmości i parę pustych gestów później Callisto finalnie udało się wymknąć ze szponów uciążliwej gościnności jej poddanych. Szybko zostawiła za sobą odgłosy toastów, zabawę, upewniła się, że jej oddalenie nie wzbudziło sensacji i pomknęła dalej zapomnianym przez wszystkich korytarzem. Przez chwilę towarzyszyła jej cisza przerywana jedynie stukotem obcasów, dopiero po jakimś czasie w półmroku dojrzała znajomego krasnoluda opartego plecami o ścianę.

- Nie chciałem ci przerywać, ale wynikło coś nowego co wymaga twojej uwagi. - rzekł, po czym dał jej znak by ruszyła za nim. - Pamiętasz tę monetę, którą wręczyłem ci po tym jak torturowałaś mnie swoją magią? - rzucił z przekąsem - Nie przejmuj się, hah, nie żywię urazy, niemniej... naszym wspólnym znajomym z południa zaczyna kończyć się cierpliwość. Usiłowałem im uzmysłowić, że te sprawy wymagają czasu, ale mocno nalegali bym was umówił... i oto jesteśmy. - to powiedziawszy stanął przed drzwiami i odwrócił się twarzą do wiedźmy.

- Czekają na ciebie w środku, ale uważaj na siebie. To wprawdzie utalentowani magowie, chociaż sam nie wiem, czy ich najmocniejszą stroną nie jest manipulacja słowem. Gdybyś mnie potrzebowała będę w pobliżu.

Pociągnęła za klamkę, a wrota uchyliły się z cichym skrzypieniem ukazując przed nią wnętrze pomieszczenia.


Obrazek

Jak okiem sięgnąć wszędzie panował półmrok rozpraszany jedynie promieniami księżyca, które zaglądały do środka przez duże okno znajdujące się w ścianie naprzeciw wejścia. Miejsce to było czymś pomiędzy składzikiem, niewielką biblioteką, a pomieszczeniem do prowadzenia zajęć. Kurz osiadły na biurku i pajęczyny w kątach sugerowały, że dawno nikt tu nie zaglądał. Brakowało siedzeń, a niektóre meble wyglądały jakby miały ulec zniszczeniu choćby pod nieznacznym obciążeniem.

Wydawało się, że poza nią w środku nie było nikogo, lecz wtem jej uszu dotarł cierpki, acz pozbawiony emocji, kobiecy głos:

- To zaszczyt wreszcie cię spotkać, Callisto Morganister, elfia czarownico.

Postać postąpiła kroku w jej stronę. Jak się okazało czekała na nią pośród mroku w najbardziej oddalonym kącie, tuż obok okna. Kontury jej ciała były teraz doskonale widoczne w jasnej aurze księżyca, zaś szczegóły tajemniczego wizerunku stawały się coraz bardziej oczywiste dla Nadziei Magii w miarę jak jej wzrok przyzwyczajał się do panujących warunków.

Obrazek


Wyglądało na to, że zostały sam na sam.
Ostatnio zmieniony 17 sie 2020, 19:20 przez Iskariota, łącznie zmieniany 1 raz.

Sygn: Juno

Re: Oddech Bogów

12
Callisto rozglądała się po regałach przeciągając palcem po zakurzonych grzbietach ksiąg, gdy ktoś wyrwał ją z kontemplacji jej imieniem. Nadworna etykieta zapanowała także tu, w zapomnianej klasie.

- Czemu zawdzięczam tę niecodzienną wizytę? - spytała z przekąsem. Nie lubiła trwonić słów, nadmiernie nim szafować. Była praktykiem i jak każdy praktyk interesowały ją wyłącznie żarzące kwestie. Nic dziwnego zatem, że długoucha wyzwolicielka magii szybko przeszła do interesów.

Odgarnąwszy włosy za ramię obejrzała się po izbie tak, aby przypadkiem nie zawiesić wzroku na posłanniku. Z lekka podparta, półdupkiem zasiadła na zawalonym stertą karteluszy oraz dzienników biurku. Później dłonie złożyła jak do modlitwy, opierając je o podbrzusze. I gdy ulokowała się wygodnie, z elfią nonszalancją omiotła kobietę spojrzeniem. Przypominała jej zabójcę, zamaskowanego mordercę. Ale obraz ten zaburzyły egzotyczne dodatki; naszyjnik, złota biżuteria czy maska o charakterystycznych kształtach. Musiała pochodzić z południa.

Re: Oddech Bogów

13
Przez dobry moment nieznajoma jedynie bacznie obserwowała elfkę nie odezwawszy się jednak ani słowem, zaś gdy Callisto podeszła do biurka, by usiąść wygodnie, ta obróciła się do niej przodem i śledziła uważnie zza złotej maski parą ledwie widocznych turkusowych oczu. Kobieta miała w sobie coś nienaturalnego - poniekąd zdawała się ignorować słowa czarownicy, z kolei mowa jej ciała nie zdradzała żadnych emocji, czy choćby śladu poddenerwowania. Nadzieja Magii od razu zauważyła to sztywne zachowanie posłańca, jakby wzorem pacynki kierowanej przez wprawnego kuglarza. Kto wie, może właśnie tym była? Zaledwie narzędziem do komunikacji na usługach kogoś innego i niczym ponadto. W istocie czarownica wyczuwała emanującą od niej magię, skromne pokłady energii, które w żadnym razie nie mogły równać się z jej własną potęgą. Niemniej nie sposób było odmówić gościowi z południa wyjątkowo niecodziennego sposobu bycia. Czy właśnie tak zazwyczaj wyglądają negocjacje z Hamalasi?

- Plotki o twojej wojnie z zakonem są w naszych stronach równie popularne co relacje naocznych świadków z pojawienia się latających gadów, a jednak obie historie wydają się zaledwie odległą i nieistotną nowinką, dopóki nie dotyczą słuchacza bezpośrednio. - wypaliła bezceremonialnie, po czym na powrót zamilkła, a dopiero po dłuższej chwili znowu ozwała się równie niespodziewanie - Wiemy, że siła z którą przyjdzie ci się mierzyć uderzy w to miasto niby sztorm w szalupe i zostawi po sobie jedynie zgliszcza, smród krwi i bolesne wspomnienie elfiej potęgi. Szanujemy twoje dokonania, ale nie łudź się, że możesz sama stawać w szranki z dziećmi Sakira, bo to byłoby zwyczajnie naiwne - ponownie przerwała monolog.

- ...ale nie mówimy tego, by cię pouczać albo kpić z zaistniałe sytuacji, a po to byś zrozumiała, że nie musisz walczyć samotnie. Chcemy pomóc, choć nie uczynimy tego, dopóki nasze losy i przyszłość Nowego Hollar nieubłaganie oddalają się od siebie. Sama musisz znaleźć powód, dla którego mielibyśmy zechcieć bronić tego miejsca. Nic na tej ziemi nie należy do nas, nikt nie walczy w naszym imieniu. Obecnie bardziej zyskowne jawi się łupienie tego co zostanie, niż ratowanie tego co jest lub może być.

Po tych słowach kobieta w czerni zamilkła, wyglądało na to, że oczekiwała odpowiedzi wiedźmy już teraz.


Gdzieś w tle dało się słyszeć stłumione odgłosy bankietu.

Sygn: Juno

Re: Oddech Bogów

14
Callisto wyczuła intencję posłanniczki Karladzkiej czeredy. Słowa o łupieniu pozostałości Hollar recytowane z zaskakującym akcentem sprawiły, że ostoja magii zmrużyła oczy i zmarszczyła nos.

Ohh — westchnęła mimowolnie, paliczkami przekręcając pierścień na drugiej z dłoni.

Wiem, jaką politykę prowadzę — rzekła bez elfiej dumny, demonstrując swe podejście do traktowania. — Z większości stron jesteśmy otoczeni przez rywali, a wy chcecie obstawiać zwycięzce... Oboje wiemy, że nie tylko armie wygrywają wojny. Wojna — powiedziała wreszcie — się już zaczęła. Przelałam pierwszą krew. Zadałam ranę w sercu Irios, mieszkańcy Keronu padają jak muchy w skutek toczącej się zarazy. Hollar jak żadne miasto gromadzi teraz największą armię utalentowanych magicznie.

Oburącz odgarnęła włosy z ramion. Im baczniej się jej przyglądała i im więcej do niej mówiła, tym bardziej zatracała mistyczną aurę, tym bardziej robiła się zwyczajna, pospolita wręcz.

Ale — uśmiechnęła się — porozmawiajmy o Zakonie. Chcecie inwestować. Jakie zyski będziecie mieli, gdy Nowe Hollar padnie? Na kim skupi się wtedy wzrok Zakonu? Rzucili sobie Oros do stóp, te popychadła z południa kierują uczelnią w takt klaśnięć sakirowskich włodarzy. Akademia w Saran Dun gromadzi więcej zakonników niżeli magów. Polowania na czarownice przestały być bajką na dobranoc, a stały się teraźniejszością. Na zachodzie małe dziewczynki topi się w smole, gdy objawią talent magiczny. Nawet wy i wasz orientalny uniwersytet nie uciekniecie przed herezją Sakira. Zakon zaleje cały kontynent, by wyplewić z niego magię pod każdą postacią. My — zaakcentowała — powiedzieliśmy "nie". My, obudziliśmy magów do walki o wolność. I to my jesteśmy ostatnim bastionem, który może utrzymać równowagę między światem magii a religijnego fanatyzmu.

Elfia czarownica omiotła posłanniczkę wymownym spojrzeniem.

Z waszego doświadczenia. Jak wiedzie się magom na ziemiach Zakonu? Czy kapłani Sakira, generałowie lub wychwalająca ich ciemnota skorzystają z usług Hamalasi? Zapłacą wam? — elfka nie pozwoliła odpowiedzieć na sypane z rękawa pytania. — Nowe Hollar będzie wam dłużne, ale my zawsze spłacamy swoje długi. Wesprzyjcie nas, a zyskacie dostęp do artefaktów, których nie mieliście w rękach. A gdy wojna dobiegnie końca, odbierzecie swoją część z pozostałości Zakonu.

Re: Oddech Bogów

15
Podczas gdy czarownica wykładała swoje racje z teatralną wręcz gracją wysłanniczka z południa nie odezwała się ani razu i jedynie uważnie ją obserwowała. Właściwie trudno było powiedzieć, czy za tą szczerozłotą maską kryła jakieś emocje, czy też argumenty zwyczajnie nie docierały do niej. Chłód i alienacja, jakimi emanowała sugerowały bądź co bądź, że strategia wiedźmy nie odnosi pożądanego skutku... lecz wtem, drgnęła! Nieznacznie, być może zupełnie nieświadomie, a jednak dla wprawnego oka elfki było to aż nader oczywiste. Równie dobrze mogła zatańczyć, zaśpiewać - Morganister nigdy nie umykały podobne detale, o nie. Właściwie nawet zwróciła uwagę, cóż takiego wzbudziło ową "burzliwą" reakcje.

"Zadałam ranę w sercu Irios"

Zaledwie wzmianka o tym miejscu wystarczyła, aby wywołać większą reakcję, niż jakiekolwiek dotychczasowe obietnice.

A więc to ty stoisz za tym... zajściem. - w jej słowach dało się wyczuć zmieszanie - Ekhem, doprawdy imponujący pokaz siły, niemniej... - zawiesiła głos, by dodać dramaturgii kolejnym słowom - ...to nie wystarczy. Wzniosłe gadanie i niepewne deklaracje zachowaj dla Holarczyków, my wolimy konkrety. - posłanka przez moment sprawiała wrażenie jakby liczyła na jakąś kontrpropozycję, lecz nim elfka zdążyła choćby otworzyła usta turkusowo oka przejęła pałeczkę prowodyra negocjacji.

Oto nasza propozycja: Hammalasi dostaną własną filię kupiecką w Nowym Hollar w całości ufundowaną z pieniędzy miasta, ponadto chcemy otrzymywać dziesięć procent z całkowitych przychodów rocznych przez kolejne siedem lat, co więcej żądamy podziału łupów w proporcjach 60 do 40 z korzyścią dla nas... o ile w ogóle będzie jeszcze czym dzielić. - po chwili namysłu pośpiesznie dodała - Na koniec najważniejsze. Muszą powstać dwa mechanizmy gwarantujące zdrową współpracę w ramach tego przedsięwzięcia. Pierwszym ma być umowa pisemna podpisana przez obie strony w obecności niezależnego autorytetu. Kolejny to wymiana osobowa... każda ze stron przekaże na rzecz tej drugiej kilku istotnych przedstawicieli, których życie stanie się gwarantem przejrzystej i sprawiedliwej współpracy. - dziewczyna pochyliła się nieznacznie, a następnie dodała nieco ciszej - Chcemy twoich dzieci, Callisto... czy też czymkolwiek są te istoty. Być może ich życie nie jest dla ciebie warte tyle, co twoje własne, ale ostatecznie jesteś ich matką, a my jesteśmy nawet skorzy, żeby przetestować "potęgę matczynej miłości", haha... chyba że masz lepszą propozycję?

To powiedziawszy odchyliła się z powrotem do tyłu. Piłka była teraz po stronie uzurpatorki.

Sygn: Juno

Wróć do „Akademia Sztuk Magicznych”