Mieszkanko Rudolfa

1
Przywiało ich z dzielnicy ludzi, gdzie wielce wspaniałomyślnie pomagali w przysposobionym naprędce lazarecie, który to finalnie a bardzo szczodrze obdarowali podstawowym sprzętem medycznym oraz zapasem leczniczych specyfików. Ani chybi zyskali tym samym wdzięczność kilku osób, które cieplej będą teraz myślały o magach i ich uczelni, widząc w jej murach nie tylko bandę snobistycznych dupków ale również wierząc, iż znaleźć tam można ludzi wielkiego serca.
Ewentualnie znajdą się też tacy, co powiedzą, że uczelnie eksperymentuje na chorych. No ale są osobnicy niereformowalni - na ten przykład praczki szukające sensacji.

Dwójka jego młodych uczniów ruszyła na inne zajęcia a on sam, nie mając w tejże chwili nic specjalnego do roboty, udał się do swojego mieszkania, które normalny człowiek określiłby mianem graciarni - prototypy, plany, notatki, obliczenia, narzędzia magiczne oraz niemagiczne i tego rodzaju naukowo-wynalazczy syf nieodzownie towarzyszył większości wolnych chwil życia innowatora.

Normalnie, zapewne, mag byłby po prostu przysiadł do pracy - zajął się kombinowaniem kolejnego wynalazku, analizowaniem błędów w powstałych już planach czy też czymś podobnym. Tylko wracając do swojej klitki usłyszał rozmowę dwójki studentów, a ci plotkowali o pewnej rezydencji aktualnie zamieszkiwanej przez szlachciankę imieniem Callisto. Musiał dobrze znać to imię i wiedzieć o jaką posiadłość chodzi, bo od cudownego powrotu dziedziczki majątku i śmierci Pogody ów folwark był miejscem narodzin prawie wszystkich najistotniejszych plotek. Do dworu owego chadzało wielu studentów, gościł tam czasami sam Apatyt, pojawiało się wielu podejrzanych przybyszów a teraz jeszcze podobno rozniesiono tam grupę zbrojnych, o czym świadczyć mieli pachołkowie zbiegli z miejsca zdarzenia. O dziwo jedyny ocalały twierdził, iż napadli go bandyci a w dworku nic się nie stało.
Wedle słów studentów, pachołkowie twierdzili, iż panów - których ciał nie znaleziono - zaatakowano za pomocą naprawdę potężnej magii. Ponoć walczył z nimi jakiś zakuty w stal olbrzym. A jakby tego było mało, władze nic w kierunku rozwiązania sprawy nie robiły.

Rudolf miał powody do rozmyślań, bo takie wydarzenia w Nowym Hollar nie zwiastowały niczego dobrego, również dla Akademii.

Re: Mieszkanko Rudolfa

2
^^^Ignoruj to wyżej^^^ Pokój Rudolfa składał się tak naprawdę z trzech pokoi, warsztatu, czyli po prostu jednego wielkiego skupiska wszelkiego rodzaju magicznych artefaktów, z których co najmniej połowa była niedokończona, a ich użycie w obecnym stanie równałoby się samobójstwu, a przynajmniej kalectwu na resztę życia. Zawierał on również okno, wiele różnych mebli, część z których nawet nadawała się do obróbki różnego rodzaju drewna, metali czy kryształów, gdyby tylko nie były również zagracone częściami, zasypane schematami czy nie stały na nich akurat posiłki o których zabiegany wynalazca zapomniał, pochłonięty na pracy.

Sypialnię należałoby przemianować na graciarnię, gdyby nie to że to miano nosił już warsztat. Po kątach poupychane były różnego rodzaju ingrediencje, metale, surowe zasoby do budowy, których czasem mag potrzebował, a także wielkie pudło kred wszelkich rozmiarów i kolorów. Łóżko było miękkie, dębowe, z czerwoną pościelą. Spało się na nim miękko jak na chmurze, tak jest! O ile akurat jedna z tysięcy porozrzucanych po całym pokoju śrubek nie wrzynała się w ciało.

Była też łazienka, chyba najmniej zagracony pokój, w którym oprócz szerokiej wanny i kibelka stała szafa, która była wyjaśnieniem niskiego poziomu tego zagracenia. Napisany na niej wściekle jasnoczerwoną kredą napis „NIE OTWIERAĆ! GROZI ŚMIERCIOM”, a także gustowna czaszka obok sugerowała położenie artefaktów z tego pokoju.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Mieszkanko Rudolfa

3
Nowe Hollar spało. Ciemne ulice od czasu do czasu przemierzył jakiś patrol straży miejskiej, a czasem nawet jakiś kot przebiegł drogę komuś, kogo zdecydowanie nie powinno być o tej porze w domu. Nowe Hollar od czasów objęcia władzy przez Callisto było względnie spokojne, jeśli nie liczyć masakry na początku. Oczywiście względnie. W Akademii na przykład nastały nowe porządki, w szkole zaczęto uczyć czarnej magii, nie oficjalnie oczywiście, ale wszyscy wiedzieli że nocą w piwnicach toczą się pół-legalne lekcje animacji martwych, rzucania klątw czy przywoływania demonów. Powszechne na uniwersytecie stały się również zajęcia bojowe, nieobowiązkowe ale jednak. To, plus nieustanny napływ ludzi do Akademii, zarówno młodych, jak i starych, uczciwych i szemranych, diabelstw, opętanych przez demony i innych podejrzanych typów. Wyglądało to jakby nowa burmistrz miasta starała się stworzyć z Akademii armię. Czasy stały się niespokojne, co więcej, co jakiś czas można było usłyszeć o wyjątkowym zainteresowaniu Zakonu Sakira tym miastem, lecz mogły być to również zwykłe plotki. Zaś faktem było jedno. Do Nowego Hollar szła burza. I kto miał trochę oleju w głowie, właśnie się do niej przygotowywał.

Jedną z osób które miały więcej oleju niż powinno być dozwolone w jednej osobie był Rudolf Faeihr Tirgenwaltz, znany szerzej w towarzystwie magów jako Szkło Burzowe. Jedno z niewielu okien które o tak późnej godzinie oświetlały choć trochę noc, paliło się w Akademii. Żółty, migotliwy poblask świec czasami był zastępowany przez rozbłysk niebieskiego światła, gdy czarodziej nieugięcie pracował nad kolejnym artefaktem. Siedzący na podłodze wewnątrz magicznego kręgu trzymał w rękach długi kij z kryształem na czubku. Kryształ mienił się wszystkimi kolorami tęczy, gdy wynalazca wypróbowywał kolejne jego funkcje i moce. Kostur jednak daleki był od dokończenia, zadanie które przed sobą postawił, okazało się znacznie trudniejsze niż myślał, i kostur za nic nie chciał się zachowywać tak jak ten chciał. Gdy udało mu się rozwiązać jeden problem, pojawiał się drugi, którego rozwiązanie było niekompatybilne z rozwiązaniem pierwszego, i tak w kółko i w kółko.

Wokół czarodzieja, każdy kawałek wolnego miejsca wypełniały rozrzucone po pokoju sprzęty wszelkiego rodzaju, w większości niedokończone, jak na przykład pierścień korowej skóry, najnowszy nabytek Rudolfa, który po nałożeniu zamieniał użytkownika w drzewo. Tak, Rudolf musiał jeszcze nad nim trochę popracować. Póki co jednak spojrzał na swój kostur. Wygładził wewnętrzne niedoskonałości kryształu, tak aby łatwiej akumulowały ładunki, teraz nie powinno być tak jak ostatnio, kiedy zniszczeniu uległa prawie cała jego pracownia, gdyż kryształ uwalniał zbyt wiele energii do otoczenia, zamiast ją powstrzymywać.

Pytanie tylko czy chciał przetestować swój projekt teraz, a może opatrzyć wszystko jeszcze paroma runami ochronnymi? Ziewnął. W sumie pójście spać też nie byłoby złym pomysłem, w końcu jest już dość późno. Na stoliku pod ścianą, na specjalnie wyznaczonym do tego miejscu stała jego nawet nietknięta kolacja. Taki posiłek zawsze będzie ciepły, dzięki rewolucyjnym talerzom, które zatrzymywały ciepło dzięki sprytnej i małej magicznej barierze. Naprawdę, czego to nie wymyślą… Ale, ale! Taka rzecz jak przepiórka w sosie czosnkowym z ziemniaczkami raczej będzie mu smakować niezależnie od… Zaraz, przecież przepiórka była na obiad…
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Mieszkanko Rudolfa

4
Nie myślał, że kiedyś przyjdzie mu posługiwać się tym schematem, jednak okoliczności nie pozostawiały mu wyboru. Nad Nowym Hollar wiszą ciemne chmury, które przyniosą jeszcze większą ulewę, niż dotychczas. Rudolf, choćby tego chciał czy nie, potrzebował wytrzymałego parasola, by nie spłynąć wraz z nią. Ach, mógłby po prostu wyprodukować wszystko, jeden do jednego, według wzoru, który zdążył już opracować! Ale to nie byłoby uczciwe wobec jego byłej wychowanicy. Poza tym, ciekawiło go, czy będzie w stanie utrzymać na tyle stabilną próżnię czaroenergetyczną, by ów artefakt, nad którym pracuje, nadawał się do praktycznego użytkowania. Teraz czekały go ostatnie poprawki. Wypolerował kryształ trzykrotnie, a runiczne żłobienia w części drzewcowej prześledził jeszcze razy dwa, nie myśląc o zmęczeniu nawet przy takim mozolnym zajęciu. Chciał się upewnić, ze jego nowe dzieło jest idealne pod każdym kątem. Opatrzył też odpowiednimi runami palladowe obręcze znajdujące się tuż przy metalowym zwieńczeniu kostura na jego końcu, i przed również metalowym uchwycie kryształu na jego czubku. Wszak, mimo że drewno używane w tworzeniu przedmiotów magicznych jest o wiele bardziej wytrzymałe, od tego, które można kupić u drwala, nie ufał w pełni używanym surowcom i chciał zminimalizować ryzyko, że kostur się złamie w krytycznej sytuacji. Kiedy ze wszystkim skończył, artefakt wydawał się gotowy. Jednak należało dokonać próby generalnej, co zmusiło Rudolfa do odsapnięcia. Z oczywistych względów nie może pozwolić swojemu wynalazkowi oddziaływać na jego posiadacza. Po pierwsze dlatego, że zrobił już przeciw temu stosowne zabezpieczenia. Po drugie, dlatego że, biorąc pod uwagę wszystkie wiodące weń ścieżki energii, mogłoby to spowodować znaczenie większy wybuch, niż miało to miejsce z którymkolwiek z jego wynalazków. Z etycznych względów nie mógł też przetestować dzieła na którymś z magów w Akademii. Dlatego potrzebował nośnika energii magicznej... Naładowanego nośnika, podczas gdy wszystkie w około – a przynajmniej te nieprzysypane innymi wynalazkami Tirgenwaltza – były puste jak żołądek czarodzieja.

Piekąc dwie pieczenie na jednym ogniu, Rudolf jedną ręką trzymał kolektor magiczny, powoli przekazując mu magię żywiołu energii, a drugą wziął się do jedzenia jeszcze ciepłych przepiórek, nie bacząc na to, czy była z kolacji, obiadu, czy obchodów podwójnej pełni. Jadł szybko, tak jakby prędkość z jaką będzie przeżuwał miała jakikolwiek wpływ na mętnienie kryształu w jego dłoni. Ta chwila dłużyła się niemiłosiernie, ale w końcu zarówno talerz opustoszał, jak i kolektor przybrał piękny, fioletowy kolor. Kiedy tylko dotarło do czarodzieja, że może zacząć testy, zrzucił on jednym zamaszystym ruchem ze swojego dosyć dużego biurka wszystko, co nie było kosturem, kolektorem lub fiolką soli magicznych z pędzlem. Zamaszystymi ruchami zaczął kreślić znaki ochronne, w standardzie run kerońskich, na blacie, zamykając kostur i kolektor w rozrysowanej elipsie. Część z elipsy, zawierająca w sobie koniec artefaktu niezakończony kryształem, poprawił dodając najadekwatniejsze jak potrafił zasady półprzepuszczalności. Teraz wszystko było gotowe do ostatecznego sprawdzianu. Rudolf podekscytowany, drżącymi dłońmi, sięgnął po bezpieczną, zdaje się, końcówkę kostura i pchnął w nią życie specjalistycznym impulsem. Z zapartym tchem licząc, że wszystko zadziała jak należy, kolektor zacznie blednąć, a ręka, którą trzyma artefakt, pozostanie na końcu jego nadgarstka.

Re: Mieszkanko Rudolfa

5
Pyszna przepiórka szybko zniknęła z talerza czarodzieja, kiedy ten jedną ręką wpompowywał moc w kolektor, a drugiej używał do wpychania sobie w usta przepysznych kawałków mięsa, i dopychania ich wybornymi ziemniaczkami. Gdy już uznał że mocy jest dosyć, wyjął pędzelek, a jego wprawna dłoń sprawiła że malowanie runów kerońskich szło jak po maśle. Chwilę później obiekt testów otoczony został szczelną, zwartą siecią ochronną, opatuloną ściśle i bez żadnych widocznych wad strukturalnych wokół kostura , silnie chroniącą całą jego pracownię i jego skromną osobę przed jakimkolwiek wybuchem. Czarodziej podekscytowany złapał za koniec laski, i wysłał impuls w jej wnętrze. Przez chwilę odpowiadała mu tylko głucha cisza, a na stole nic się nie działo, po czym kula drgnęła, jakby budziła się ze snu, a kostur przesunął się lekko po stole w kierunku kolektora magicznego, nie wypadając jednak poza narysowane runy ochronne. Była to nieoczekiwana anomalia, i jako taka postawiła maga w stan gotowości. W tej samej chwili kolektor magiczny zaczął się powoli, jak gdyby nieśmiało przyciemniać, i bardziej wyczuł niż zobaczył, ale oczy również dostrzegły po chwili, lekką, zwiewną, niemalże niedostrzegalnie cienką mgiełkę magii, wędrującą jakby po niewidzialnej nici do kuli na czubku kostura, po której to powoli się rozlewała. Rudolfowi serce drgnęło. Eksperyment się udał. Po tylu nieudanych próbach, nareszcie…

Zaraz, coś było nie tak. Rudolf czuł to, czuł zmianę balansu w mocy, jego zmysły magiczne słabo ostrzegały go przed nadchodzącą niestabilnością. Czarodziej spojrzał na kolektor, nie, ten był w porządku, zresztą już prawie nie było w nim mocy. Za to kostur… Podłużny kij z kulą na czubku, mimo że dosłownie mgnienie oka temu był cały i zdrowy, teraz wyglądał jak zrobiony z szybko rozprzestrzeniającego się fioletowego ognia, który zamiast wnikać do przygotowanego wcześniej kryształu, podróżował po powierzchni kostura, jednakże nie rozlewał się na stół, jedynie pełzł z zatrważającą prędkością prosto do ręki czarodzieja. Jeśli ten czegoś nie zrobi, zaraz cała laska, a może i on sam, zamieni się w purpurową bombę zegarową, która może unicestwić dzieło jego rąk w mgnieniu oka.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Mieszkanko Rudolfa

6
Na taką ewentualność nie był przygotowany. Co się właściwie działo? Miał kilka teorii, ale czasu może nie starczyć na sprawdzenie nawet dwóch z nich. Miał mało czasu, a trzeba było się na coś zdecydować, to też odrzucił teorię o wymogu zamkniętego obiegu czarodziej-artefakt, a także uznał, że te fioletowe płomienie nie mogą być niegroźną oznaką przepływającej do maga energii. Możliwości te musiał uznać za nieprawdziwe, bo wynikałyby one z bardzo elementarnych błędów, których popełnienie byłoby niezwykle nieprawdopodobne. Rudolf nie miał takiego wysokiego mniemania o sobie, by uważać się za nieomylnego, nawet w prostych kwestiach, jednak szybki rachunek prawdopodobieństwa przemawiał za teoriami numer 3 i 4. W teorii trzeciej Szkło Burzowe zakładał, że winnym za zachowanie się kostura jest konflikt gdzieś w okolicy run odpowiedzialnych za przekierowywanie energii pomiędzy ośrodkami, dlatego nie przechodzi ona przez stabilne struny wewnątrz kostura, a przez niezabezpieczoną warstwę wierzchnią przedmiotu. W takiej sytuacji, jeśli pozostałe runy są prawidłowe, wciąż powinno być możliwe wypchnięcie jej poza ramy artefaktu w stabilny i kontrolowany sposób przy użyciu podstawowej manipulacji. Dlatego też Rudolf otworzył okno swojego mieszkania i, podnosząc oburącz kostur z runicznej elipsy, wycelował swoim dziełem w powietrze, kierując weń wypierający impuls, tak jakby przedmiot działał prawidłowo, a czarodziej chciał wystrzelić zgromadzoną magię w prostym, nieprzerwanym strumieniu zaklęcia. Jeśli to nie zadziałało, to pozostała Rudolfowi jedynie teoria numer 4. Chociaż ciężko to nazwać teorią. Wynalazca po prostu wycelowałby energetyczno-magiczne pchnięcie na kosturze, kładąc go przedtem w pobliżu jakiegoś kolektora, licząc tym samym, że ta gąbka na manę zaabsorbuje energię, która z pewnością będzie chciała się rozproszyć, gdy artefakt przestanie być dla niej dostępny.

Re: Mieszkanko Rudolfa

7
Myśli przelatywały w głowie wynalazcy, kiedy fioletowy ogień rozprzestrzeniał się z zatrważającą szybkością po kosturze. Szkło Burzowe starał się na szybkiego dociec przyczyny takiego stanu rzeczy, i nawet opracował parę teorii, lecz nie zmieniło to faktu że nadal miał potencjalnie niebezpieczny obiekt magiczny do ogarnięcia. W końcu wybrał najbardziej prawdopodobną teorię, złapał oburącz kostur i wycelował w otwarte wcześniej okno, jednocześnie wysyłając impuls, tak aby uwolnić zakumulowaną na powierzchni kostura moc. Przez chwilę nic się nie działo, a fioletowa pożoga zdawała się być tuż tuż od ręki czarodzieja, gdy nagle powoli zwolniła, po czym zatrzymała się całkowicie. Rudolf zdążył mrugnąć parę razy, lecz nie odważył się ruszyć ani jednym mięśniem, w obawie że z kostura znowu zacznie wyciekać moc. Chwilę później coś zachrobotało potężnie na czubku kostura, by po chwili wraz z głośnym „KRAKKK!” z drugiego końca uwolniła się mała chmura pyłu, i wystrzeliła wiązka fioletowych promieni, tylko po to aby utworzyć kulę w powietrzu tuż za oknem czarodzieja. Przez chwilę wisiała w powietrzu, następnie poszybowała ku ziemi z zatrważającą prędkością, lądując na jednym z kamieni na zewnątrz. Chyba. Było zbyt ciemno, więc ciężko było cokolwiek stwierdzić. W każdym razie, kostur był na razie bezpieczny, a jego brwi nawet zostały na swoim miejscu, nawet jeśli oznaczało to że na dziedzińcu Akademii szalał potencjalny ładunek magiczny.

W tym samym momencie usłyszał pukanie do drzwi, a zza nich dochodził cichy głos jakiejś kobiety, jednak przez grube drzwi był w stanie tylko usłyszeć niewyraźne, wyrwane z kontekstu słowa, chociaż był to głos młody, i niewątpliwie znajomy.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Mieszkanko Rudolfa

8
Rudolf odetchnął z ulgą, gdy było już po wszystkim. Położyłby się teraz, nawet na ziemi, z tego wszystkiego, jednak były ważniejsze sprawy – czarodziej zaczął bardzo dogłębnie przyglądać się swojemu kosturowi, w poszukiwaniu jakichkolwiek zmian, które mógł spowodować ten jakże stresujący wypadek. Chciał się upewnić, że koniec nie jest fioletowy i nie stało się z nim nic złego. Nie zmalał, nie urósł, nie pękł? Rudolf chciał doglądnąć każdego szczegółu w poszukiwaniu choć najmniejszych wad i niedoskonałości, jednak tą jakże istotną czynność przerwało niespodziewane pukanie do drzwi i niby znajomy kobiecy głos.

Ćwierćelf podszedł do nich. Nie potrafił zidentyfikować głosu dobiegającego z drugiej strony. To był jakiś problem, na który mogłoby się znaleźć rozwiązanie. A jakby tak wbudować w drzwi pudło harmidrowe? – pomyślał czarodziej, a nawet poczuł silną potrzebę zrealizowania swojego pomysłu... Nie teraz, ale choćby rano! Teraz natomiast pociągnął za metalową klamkę. Oburącz, bo nie był zbyt silny.

Jeśli szukasz dzikiej kuli magicznej energii, to właśnie wyszła. — powitał nocnego gościa. A właśnie! Co ona tu robi o tej porze?

Re: Mieszkanko Rudolfa

9
Ulga wynalazcy nie trwała długo, gdyż ku swemu przerażeniu zorientował się, że kula, której używał w swoim kosturze, która niejako odpowiadała za poprawne magazynowanie mocy, teraz była pęknięta na troje. Dwa większe kawałki, zajmujące razem około 5/6 objętości, i jeden mniejszy, który wypadł z mocowania na podłogę gdy tylko czarodziej obrócił kostur aby zobaczyć jego stan. Usłyszał również w tym momencie pukanie do drzwi. Głośne, niemal ponaglające Rozgoryczony położył kostur na stole, razem z kawałkiem kuli, i otworzył drzwi. Gorycz porażki jednak nie przeszkodziła mu w pomyśleniu nad kolejnym genialnym pomysłem, jakim było wbudowanie pudła harmidrowego w drzwi. Po nieco szorstkim przywitaniu, postać, która pukała, wyszła z cienia. Okazała się nią Yanisa, uczennica Rudolfa. Było to dziwne zjawisko, tym bardziej że ta wcześniej przyszła do niego w nocy tylko raz, gdy męczyła się do późna nad wyjątkowo trudnym zadaniem matematycznym.

- Pomóż mi, proszę! – Zwróciła się do nauczyciela. Byli ze sobą spoufaleni, i mimo że czasem jeszcze miewała odruch nazywania go mistrzem Rudolfem albo panem Rudolfem, w większości wyzbyła się tego nawyku. Po chwili obserwacji czarodziej zauważył, że ta ma wilgotne oczy i przyspieszony oddech, jakby się czegoś bała, albo ktoś ją przestraszył, co samo w sobie nie było normalne, zważywszy na wesoły charakter dziewczyny.

- Adan… On… - Najwyraźniej próbowała mu coś powiedzieć, ale nie była w stanie, gdyż dławił ją szloch. Mała osóbka stała naprzeciwko czarodzieja w pustym korytarzu, trzęsąc się, ze łzami płynącymi po policzkach i skapującymi na posadzkę. Cokolwiek działo się teraz między rodzeństwem, na pewno nie było to nic dobrego.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Mieszkanko Rudolfa

10
Yanisa? — Rudolf nie ukrywał zdziwienia wizytą swojej uczennicy, ani tym, w jakim stanie do niego przybyła. Normalnie pewnie próbowałby ją uspokoić i się czegoś dowiedzieć, ale w tym momencie nie wyglądało to na najlepszą decyzję — Aj, aj! — zwrócił jej uwagę — Ani słowa więcej!

Po tym czarodziej zniknął w mrokach swojej izby. Zarzucił niewypakowany od dwóch dni plecak na ramię. Wrzucił również do niego pierścień korowej skóry, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie trzeba się zmienić w drzewo. Po chwili wyskoczył znowu zza drzwi, zatrzaskując je za sobą i stając tuż przy Yanisie.

Prowadź. Opowiesz mi w drodze. — To wyglądało na sprawę nie cierpiącą zwłoki, to też Rudolf nie chciał marnować choćby chwili.

Re: Mieszkanko Rudolfa

11
Yanisa spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem gdy czarodziej wyszedł z izby i stanął obok niej.

- Ale… To nie… - Zaczęła jąkać się Yanisa. Najwyraźniej nie była przygotowana na taką odpowiedź mistrza. Plus tego jednak był taki, że odetchnęła głęboko, otarła łzy z policzków i uspokoiła się chociaż trochę. Następnie wlepiła wzrok w ziemię i powiedziała coś tak cicho, że Rudolf ledwie dosłyszał słowa.

- Widziałam jak Adan rozmawiał z mistrzynią Naiją. Gdy go o to zapytałam, odpowiedział że to nie mój interes. Przecież wiesz czym ona się zajmuje, prawda? – Yanisa spojrzała na niego zbolałym wzrokiem.

Mistrzyni Naija. Z pozoru cicha, drobna i miła kobieta, znaczący nauczyciel w akademii, ale każdy mający odrobinę mózgu wiedział, że po zmroku w piwnicach toczą się nieoficjalne lekcje nekromancji pod jej opieką. Normalnie takie praktyki byłyby tępione, ale jako że rektor jest marionetką Callisto, zakazane sztuki powoli zdobywały coraz więcej wyznawców. Rudolf nie znał natury tych lekcji, ale to, że Yanisa przyszła właśnie teraz, mogło świadczyć tylko o jednym. Chwilę później jego uczennica potwierdziła te podejrzenia.

- Wieczorem Adan wyszedł. Próbowałam go śledzić, ale zgubiłam go gdzieś przy zejściu do piwnic. Boję się tam chodzić sama… – Zwierzyła się nauczycielowi, jej wzrok nadal wpatrzony w podłogę zaś noski butów skierowane do środka. Jej głowa, opuszczona w dół, powodowała że włosy przysłaniały jej twarz, przez co Rudolf nie mógł dojrzeć oblicza młodej uczennicy. Nagle dziewczyna zaczęła lekko dygotać, sygnalizując nadchodzącą falę szlochu.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Mieszkanko Rudolfa

12
To co robi nie jest zbyt mądre, ale wątpię by mu coś bezpośrednio groziło. — powiedział po tym, jak wyraźnie ochłonął. Po reakcji jego uczennicy myślał, że to jednak pilniejsza sprawa. Tajemna, piwniczna lekcja nekromancji w środku nocy może nie brzmi jak najlepsze miejsce dla chłopaka, a same ich istnienie zdecydowanie bruka dobre imię uczelni, jednak nie jest to sprawa tak nagląca, jak Rudolfowi na początku się wydawało. Naija przecież nie puszcza nieumarłych samopas po klasie. Prawda...? — Tak czy inaczej... Choć za mną, czekają nas zajęcia z mystszynią! — Chyba lepszej wymówki, by zobaczyć co się odjaniepawla w piwnicach akademii mieć nie będzie. Podążył w stronę piwnic; dokładnie poszedł w stronę zejścia, gdzie Yanisa straciła z oczu swojego brata.

Wiesz, co jest największą zaletą przeklętych, nekromantycznych rytuałów odprawianych w środku nocy? — spytał — Są bardzo — pstryknął, wypuszczając z palców szukającą magii iskierkę — bardzo głośne... O ile nie zajmują się teraz teorią. Wtedy musimy się pośpieszyć, bo lada chwila twój brat umrze z nudów. — przerwał na chwilę — A wtedy już będą mogli przejść do praktyki. Sprytne!

Plan jest taki. Znajdujemy salę, w której organizują te smutne przyjęcie i je trochę rozweselimy. Cokolwiek to znaczy, jak skończymy Adan będzie na tyle zawstydzony, że już nigdy się tam nie pokaże! — zaśmiał się, może trochę złowieszczo — Chyba, że chcesz bym poszedł sam, nie chcę cię tam ciągnąć na siłę.

Re: Mieszkanko Rudolfa

13
- Chcę pójść z Tobą. – Zadecydowała Yanisa. – Teraz już się nie boję. – Uśmiechnęła się lekko, lecz jej nauczyciel mógł dojrzeć lekki cień na jej twarzy, kładziony przez zamartwianie się losami brata.

Ruszyli, przemierzając pociemniałe korytarze, tylko gdzieniegdzie rozświetlane wetkniętymi w ścianę pochodniami. Nie ważne kiedy na nie się patrzyło, te zawsze były nowe, jakby ledwo zapalone. Raz Rudolf spędził pół godziny na obserwowaniu jednej z nich, kiedy spadło nań olśnienie. Otóż wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, ta pochodnia odnawiała się na poziomie molekularnym dokładnie wtedy, gdy nikt na nią nie patrzył. Lecz wiedziony ciekawością, zlekceważył jeden mały, acz kluczowy szczegół. Mruganie.

Tok wspominkowy przerwało mu nagłe pojawienie się rozwidlenia, a jego wierna iskierka, która dotąd leciała jedynie do wnętrza jego plecaka, tym razem powędrowała w prawą odnogę. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, zanim ujrzeli korytarz z ślepym zaułkiem na końcu, Z drzwiami po obu stronach. Nie musiał po raz kolejny pstrykać palcami, albowiem szybko wbiegający do jednego z pomieszczeń młodzik dobitnie wskazywał na lokalizację źródła magii.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Mieszkanko Rudolfa

14
Wygląda na to, że dotarliśmy! Jesteś gotowa?

Dzieci zawsze pójdą odkrywać to co nieznane, a najlepiej zakazane, dlatego czarodziej nie mógł mieć pretensji do żadnego z nich za podążanie za własną ciekawością. Winą obarczać tu mógł tylko tych, którzy takie zajęcia prowadzą... Ale na ile są winni? Ha! Tego właśnie Rudolf chciał się dowiedzieć! Podszedł do dopiero co zatrzaśniętych drzwi i pociągnął pewnie za klamkę.

Przepraszamy za spóźnienie — zawołał przewrotnie — nie chcieliśmy urazić szanownej mystrzyni, ale tak to o tej porze bywa, że na korytarzach takie tłoki i przecisnąć się nie ma jak. Co poradzisz! — wzruszył ramionami, rozglądając się po sali, do której właśnie wtargnął, szukając również Adana, ale jeśli by go znalazł, próbowałby nie zatrzymać na nim wzroku zbyt długo — To gdzie możemy zająć miejsce? Wszak nie możemy się wręcz doczekać, by doświadczyć tego dydaktycznego cudu, których chowa się po naszych piwnicach.

Re: Mieszkanko Rudolfa

15
Oczom czarodzieja ukazała się zwykła sala lekcyjna, jedna z tych piwnicznych, które używane były głównie do zajęć praktycznych wymagających więcej niż zwykle mocy magicznej, tak aby niekontrolowany wybuch można było skoncentrować wśród kamiennych i nasączonych ochronną magią ścian, niż pozwolić mu rozlewać się po wyższych piętrach uczelni. Sala, oświetlana latającymi blisko sufitu małymi, białymi światełkami, miała skromne dziesięć na pięć metrów. Połowę sali zajmowały ławki i krzesła, zaś naprzeciwko wejścia stało podium z leżącym na nim martwym zwierzęciem, obok którego stała mistrzyni Naija i dyszący student w ciemnoczerwonej szacie. Kątem oka dostrzegał jeszcze siedmiu-ośmiu studentów rozrzuconych po całej sali, mających przed sobą różne przyrządy do robienia notatek. Adana dostrzegł w kącie pomieszczenia, z wyrazem szoku na twarzy, szybko zamieniającego się we wstyd pomieszany nieco ze złością. Pozostali uczniowie wyglądali na nieco poirytowanych, więc zdecydowanie lekcja musiała być co najmniej ciekawa.

Mistrzyni uśmiechnęła się do Rudolfa. Leśna elfka nie wydawała się nawet w połowie tak wyprowadzona z równowagi nagłym pojawieniem się sławnego Szkła Burzowego jak powinna, a chwilę potem mięśnie jej twarzy ułożyły się w wyraz uprzejmego zdziwienia. Po chwili przemówiła.

- Wybacz mi, Szkło Burzowe, ale dzisiejszy wykład już się skończył. – Rudolf usłyszał dwa czy trzy wciągnięcia powietrza, poza tym z wcześniejszego rekonesansu po klasie łatwo było stwierdzić, że żaden z uczniów nawet nie zaczął zbierać swoich pergaminów czy piór, a wszystkie kałamarze nadal były otwarte. Naija podniosła nieco głos, ale to nie było potrzebne, gdyż w małej sali było słychać nawet najmniejszy szept.

- Na dzisiaj to tyle, widzimy się następnym razem. – Po oficjalnym zakończeniu wykładu, zwróciła się do wynalazcy, powoli schodząc z podium. - Mistrzu Rudolfie, jeśli chce pan uczestniczyć w zajęciach, na przyszłość lepiej wcześniej dowiedzieć się dokładnie o godzinach rozpoczęcia. Jeśli chcecie, mogę was zapisać i podać wam dokładną datę. – Powiedziała elfka, całkowicie spokojna i opanowana, uprzejmy uśmiech nadal na jej twarzy. – Zawsze się cieszę kiedy nowe osoby interesują się tymi zajęciami.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you
ODPOWIEDZ

Wróć do „Akademia Sztuk Magicznych”