Wielka Aula faktycznie imponowała rozmiarem i architekturą, a królowało w niej drewno i szlifowany kamień. Zbudowana została na półokręgu, oczywiście po to by audytorium, którego trybuny wznosiły się schodkowo, mogło być skupione na centralnym punkcie - podium. Rozmiarem wnętrza Wielka Aula dorównywać miała dziedzińcowi Wielkiego Pałacu w Saran Dun, a dach zwieńczony był kopułą, ozdobioną freskami przedstawiającymi największe osiągnięcia tutejszego ciała pedagogicznego oraz studentów i absolwentów. Wejść było pięć, dwuskrzydłowe drzwi wykonane były z jasnego i grubego dębu, a i upstrzone zostały portalami. Korytarz obiegający trybuny oddzielała arkada z symboliką uniwersytecką wieńczącą łuki. Pięć rzędów schodów promieniście rozchodziły się od podium, celując w każde z pięciu wejść.
Wiosna 87 roku
W jednym z nich stanął Vincent. Ostatni raz ten próg przekroczył ponad dwanaście lat temu, chociaż na Uniwersytecie jest już od pewnego czasu. Fakt - faktem, kiedy jeszcze był studentem placówki, wielu przepowiadało i jemu występy na podium Wielkiej Auli. I mieli rację, chociaż najpewniej pobledli by, dowiadując się o clue tego wystąpienia. Zaszczyt przypadł mu ze strony komtura von Tieffena, a dla Steinmeiera był on swego rodzaju zwieńczeniem jego starań. Kamieniem milowym, nie tyle co zwieńczeniem. Zostało jeszcze mnóstwo pracy. Aż się do niej palił.
Uśmiechnął się na chwil kilka i zrobił krok, ruszając w kierunku najbliższych schodów. Lewa dłoń spoczęła na głowni jego rapiera, podczas gdy oczy błądziły po wnętrzu, napawając się nowym wystrojem. Łuki arkad, dokładnie co trzeci, został ozdobiony sztandarem Zakonu Sakira. Niezwykle przyjemny widok. Hala oczywiście nie była pusta, ze dwa tuziny braci zakonnych uwijało się u góry i u podium, przygotowując Aulę do stanu używalności odpowiadającej standardom zakonnym.
Idąc w dół schodów sięgnął na moment pamięcią do wykładu o zachowaniach i zwyczajach ludów zamieszkujących dżunglę Tuk’Kok, prowadzony przez wciąż obecnego profesora, Rovina Złotego. Był wtedy wieczór, a w arkadach poustawiane były pochodnie, co tworzyło wspaniała atmosferę. Teraz też by się przydały. Ogień jest bardzo miłą dla oka ozdobą, dodającą ciepła otoczeniu. Obecna pora jednak nie wymagała obecności sztucznego oświetlenia, albowiem promienie słońca oświetlały całą halę, wpadając przez rzędy okien rozmieszczonych zaraz pod kopułą.
Z rozmyślań wyrwało go pytanie od mijanego brata zakonnego, który właśnie siłował się ze sztandarem Zakonu, starając się dać upust zasadom estetyki i ustawić chorągiew symetrycznie do tej po drugiej stronie podium.
- Trochę w lewo. - Inkwizytor odparł ze spokojem, gestem dłoni wskazując mu stronę. Przystanął, obserwując dokładnie obydwa proporce. - Jeszcze trochę. Stop, idealnie.
Nie czekał już na odpowiedź. W kilka kroków skrócił dystans do schodków podium i pokonał wszystkie cztery w dwa susy. Poprawiwszy bandolier i tarczkę, wyciągnął z jednej ładownicy zawiniętą i zapisaną kartkę papieru. Rzucił ostatnie spojrzenie po pustych trybunach.
- My, Ludzcy Czarodzieje, zjednoczeni w obliczu zdrady, jaka spadła na nas i na całe Oros, pragniemy oświadczyć, iż stanowczo odżegnujemy się od zbrodniczych działań elfów.
Wypowiedział słowa pewnie i głośno, acz uciął zaraz po pierwszym zdaniu. Prawa dłoń wsunęła się do kieszeni, by wyjąć kompana jego podróży - niedużego, ciemnoszarego szczura.
- Hals, w ten sposób? Czy powinienem niższym tonem, hm?
Gryzoń wpatrywał się w pana w milczeniu ale Vincent zdawał się znać odpowiedź.
- My, Ludzcy Czarodzieje… - zaczął, obniżając ton głosu.
[Uniwersytet Oros] Wielka Aula
1"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"