Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

16
Nadzieja, że przyjaciółki zdążą jeszcze przed apelem opuścić aulę, zniknęła z chwilą wybicia dzwonu. Nivienn przed odejściem od Vincenta, skinęła lekko głową w jego stronę i odwróciła się w stronę zbierającego się tłumu. Spojrzała na chwilę na Emily, a w jej oczach pojawiła się wyraźna ulga. Poprowadziła przyjaciółkę do reszty czarodziei zebranych w auli, po czym zajęła należyte sobie miejsce w rzędzie. Na widok profesor Adelajdy, zareagowała nieznacznym uśmiechem. Nim jeszcze Emily dołączyła do reszty podobnych jej rangą, zapytała szeptem kładąc dłoń na jej ramieniu:

– Na pewno wszystko w porządku? Spotkajmy się po apelu w moim pokoju.

Gdy Emily dołączyła do reszty magów bojowych, Nivienn wbiła swój wzrok w Vincenta. Trudno jej było uwierzyć, że odbyła tę rozmowę, choć krótką, z pełnym opanowaniem. Nie była do końca pewna, czy zyskała choćby odrobinę uznania u inkwizytora. Czuła, że w jej sercu rozpoczyna się pewien kryzys moralny. Bardzo zależało jej na nowej posadzie i była w stanie dołożyć wszelkich starań, by ziściło się jej marzenie o byciu profesorem na uczelni. Z drugiej strony, rodziła się w niej chęć buntu przeciw zakonowi, który pogwałcił najwyższą wielopokoleniową autonomię uniwersytetu i wprowadził potworne przesłuchania oraz obostrzenia. Obiecała jednak lojalną współpracę do czasu złapania sprawców. Zależało jej bowiem na szybkim powrocie do zwyczajnego trybu życia. Stawiała sobie teraz pytanie, czy zniszczenie kariery wielu czarodziejom i te wszystkie tajemnicze zniknięcia są warte rozwikłania okoliczności tragedii w Oros.

Kolejny raz przed oczami jej wyobraźni pojawił się niezapomniany obraz wydarzeń z jesieni. Nivienn trwała w tym wewnętrznym niepokoju do czasu rozpoczęcia się akademii.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

17
Emily delikatnie dotknęła ręki, która znalazła się na jej ramieniu, uśmiechnęła się lekko.
- Wszystko w porządku… Nic mi nie jest. - Powiedziała cicho po czym przetarła twarz ręką.
Gdy zgromadzeni zaczęli formować się w równe szeregi czarodziejka podążyła za “swoimi”, stając razem z magami bojowymi. Stanęła równo, tak jak należało. Prawie niezauważalnie westchnęła, na tyle cicho, że najprawdopodobniej usłyszały ją jedynie dwie pobliskie osoby po jej prawej, oraz lewej stronie. Przez jej myśli przebiegła rozmowa Nivienn z inkwizytorem. Nie do końca podobał się jej fakt, że przyjaciółka rozmawiała “w ten sposób” z kimś takim. Sama nie wiedziała do końca czy to z powodu tego iż, jest on przedstawicielem władzy czy dlatego, że chciała przyspieszyć swoją drogę ku posadzie profesorskiej. Była pewna, że muszą porozmawiać o tym gdy będą miały okazję.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

18
W absolutnej ciszy, jaka zaległa w auli niby ponury cień, dało się słyszeć stukanie podkutych butów komtura von Tieffen. Każdy jego krok niósł się po sali i odbijał się od ścian donośnym echem. Gustaw sunął dostojnie ku podwyższeniu, tak samo ponury i poważny jak zawsze. W tym swoim ciemnoszarym płaszczu, ze skromną białą kryzą pod szyją, z zakonnymi insygniami na piersi i z mieczem u pasa, ze szpakowatą brodą, łysą głową i ciemnymi jak otchłań oczyma, wysoki i żylasty. Niby taki sam jak zawsze, a jednak... jednak jakiś drobny szczegół robił różnicę. Tylko o co właściwie chodziło?

Von Tieffen zatrzymał się na środku auli. Przeszedł obok Vincenta i zajął miejsce siedzące za jego plecami – podczas apelu tylko sakirowcom przysługiwał ten przywilej, a i zresztą nie wszystkim; cała czarodziejska konfraternia musiała cierpliwie stać. Mijając Steinmeyera Gustaw dał mu znak, żeby ten śmiało kontynuował i poprowadził dzisiaj całą tę imprezę w jego imieniu, tak jak uprzednio ustalili, po czym wyciągnął zza pazuchy śnieżnobiałą chustkę i wysmarkał się w nią donośnie.

No tak, czerwony cieknący nos. To był ten drobiazg, który nie licował z codziennym majestatem komtura. Ach, są jednak rzeczy na niebie i ziemi, z którymi nie wygra nawet Zakon Sakira. Jedną z nich jest wiosna. Tak, nieważne jak długo na kerońskiej ziemi leżałby śnieg, w końcu zawsze wychodzi słońce, przylatują jaskółki i zakwitają nowe kwiaty – i żaden zakonny dekret nie może im tego zabronić. Szczególnie odporne na zakonne dekrety zdawały się smukłe białe brzozy w uczelnianym parku. Od kilku dni sypiące bezszelestnie tony złotego pyłku. Ciche w swym okrucieństwie sprawczynie cierpienia komtura Gustawa. Na lekkich skrzydłach wiosennego wiatru zdołały się dostać nawet tutaj, pomiędzy wyprostowanych jak struny magów bojowych, i wlecieć wprost do nosa Emily, prowokując donośne kichnięcie. Nieszczęścia chodzą parami – winogrona i pylące drzewa... A może nawet trójkami, jeśli komuś się nie spodoba zakłócanie ciszy?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

19
Oczekiwanie na komtura Vincent spędził na ponownym czytaniu treści Deklaracji, prosto z rozwiniętego rulonika papieru, trzymanego w dłoniach. Nie odzywał się, nie wydawał dźwięków. Zdaniem inkwizytora, niezręczna cisza zbuduje odpowiedni klimat. Przybycie von Tieffena przyjął równie cicho, rzucając jedynie krótkie spojrzenie na czerwony kulfon, a na sygnał zaś skinął ledwie zauważalnie. Skupił się na tekście i...
- My, Ludzcy Czarodzieje - zaczął. Głośno i niskim tonem, tak jak ćwiczył wcześniej. - zjednoczeni w obliczu zdrady, jaka spadła na nas i na całe Oros, pragniemy oświadczyć, iż stanowczo odżegnujemy się od zbrodniczych działań elfów. Działania te doprowadziły do tragedii, która przyniosła wiele śmierci i cierpienia, a ponadto splamiła dobre imię naszego Uniwersytetu, i to w najpiękniejszej, najjaśniejszej jego godzinie. W godzinie jego pięćsetnej rocznicy! To straszliwe wydarzenie wynika z celowych działań naszych tak zwanych konfratrów, to jest magów ras innych niż ludzka, które to rasy w naszym królestwie od zawsze były gośćmi, zaś dziś naruszyły święte prawo gościnności. Zbrodnie tych, którzy od lat udawali, że stoją z nami ramię w ramię w walce o dobro Magii, owych elfich czarowników, zgodnie uznajemy za zbrodnie przeciwko naszemu Królowi i całemu Państwu Kerońskiemu. W obliczu katastrofalnego spisku naszych wrogów, my, Ludzcy Czarodzieje, obiecujemy lojalnie współpracować ze wszystkimi siłami, powołanymi ku pojmaniu i słusznemu ukaraniu winowajców. - tu przerwał na moment, by przesunąć wzrokiem po wypełnionym audytorium. - Podpisano: Doktor Alchemii Finarfin Thonam, Doktor Transmutacji Gabor z Ujścia, Doktor Historii Kultury Herbii Rovin Złoty, Doktor Teorii Rytuałów Matylda z Irios, Profesor Alchemii Adelajda Bloom, Profesor Historii Ogólnej Vincent Egyed, Profesor Historii Magii Ghor O'Min, Profesor Magii Ziemi Tathar, Profesor Magii Płomienia Łazarz Viggo... Nivienn z rodu Drongfort, Emily Vengen...
Nazwisk było jeszcze więcej, a Vincent spokojnie i bez pośpiechu odczytywał każde z nich. Po wszystkim nastał kolejny moment ciszy, tym razem dłuższy. W mniemaniu Steinmeyera dość potrzebny, by cała widownia przyswoiła treść Deklaracji. W międzyczasie inkwizytor ponownie zwinął papier i schował go do jednej z ładownic, wyciągając jednocześnie zapiski potrzebne do dalszej części apelu.
- By jakość nauki na Uniwersytecie była jak najwyższa, tak jak i bezpieczeństwo uczniów i nie tylko, zarząd placówki wraz z przedstawicielami Zakonu podjął decyzję o zmianach kadrowych. - Vincent cały czas mówił głośno i wyraźnie, akcentując odpowiednio twardo takie słowa jak “Zakon” - Tym samym zwolnienia otrzymują: Elandorr Wynn, Julia Filomena Lettingen z domu Jaris, Hubert Natalis, Heafalin Leavin, Arnold Pankracy Galveith, Matylda Vois, Vendall Kas, Sybilla de Fromovie, Emonn Jasny, Petronilla Hafrue, Franciszka Illie, Allys Gaiant oraz Nella Nevrath.
Wyczytane nazwiska dotyczyły jedynie istot mających mniejsze lub większe znamiona bycia nieludźmi. Vincent nie przejmował się ewentualnymi pomrukami czy inną reakcją publiczności. Nowy porządek został wprowadzony, przy czym Steinmeyer odczuwał to jako sukces, w którym miał swój udział.
- Do grona pedagogicznego dołączą za to znamienici czarodzieje, którzy jedynie poprawią standardy nauczania. - zaczął nieco głośniej, by jasno dać znać audytorium, że mówi dalej. - Na profesorów zostają powołani: Lothar Keitel, Elena Blanke, Silvester Marx, Bernadette du Pois, Rexan z Saran Dun, Godfryd Gilles Roderyk Ellander, Bonifacy Morhier, Cecylia Maiett i Nivienn z rodu Drongfort. Moje gratulacje.
Chwila ciszy przed kontynuacją.
- Tradycyjnie to rektor Uniwersytetu ma zaszczyt nadać tytuły, dlatego też zapraszam na moje miejsce Iris z Oros! - prawicą wskazał kobietę. Gdy ta ruszyła ku mównicy, inkwizytor postanowił wykorzystać moment na własne ogłoszenia duszpasterskie. - Korzystając z chwili… Przypominam gronu pedagogicznemu o comiesięcznych sprawozdaniach. Jednocześnie zaznaczam, że członkowie pionu inkwizytorskiego Oros będą składać niezapowiedziane wizyty kontrolne. Wszystko by utrzymać jakość placówki. Och, pani rektor.
Na koniec Vincent skłonił nieznacznie głowę w kierunku Iris z Oros, obdarzając ją delikatnym uśmieszkiem gdy ustępował z miejsca. Wspomnienie jej zdziwienia kiedy po raz pierwszy pojawił się na Uniwersytecie z ramienia Zakonu było jednym z ulubionych Steinmeyera. Gdy czarodziejka zajęła jego miejsce, inkwizytor sztywnie acz żwawo ruszył zająć swe skromne siedzisko, znajdujące się obok von Tieffena.
Ostatnio zmieniony 11 lis 2017, 17:37 przez El Rattan, łącznie zmieniany 1 raz.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

20
Gdy ciszę przerwało znajome kichnięcie, Nivienn odczuła nagły wzrost tętna. Nikt jednak się tym nie przejął, co znacząco uspokoiło nerwy czarodziejki. Apel się zaczął, oczy zwróciły się w stronę odczytującego pismo Vincenta Steinmeyera. Była to deklaracja, którą kilka miesięcy temu podpisała, co prawda nie czytając dokładnie treści, chociażby z dużej sympatii do profesor Bloom, której wydawało się bardzo zależeć na całej sprawie. Kiedy zaczęto wyczytywać nazwiska, Nivienn uświadomiła sobie, że przyczyniła się do zwolnienia wielu pracowników uniwersytetu.

Widocznie tak musi być, mówiła do siebie w myślach. Czasu już nie cofnę.

Choć znała część zwolnionej kadry, jedno nazwisko zwróciło jej uwagę, boleśnie dudniąc w jej wnętrzu. Nella Nevrath, niezastąpiona profesor, jedna z bliższych jej osób, w pewien sposób idolka. Osoba, której zawdzięcza zamiłowanie do nauki i posiadaną wiedzę. W oku czarodziejki zakręciła się łza i spłynęła wolno po policzku. Miała nadzieję, że nadarzy się możliwość, by podziękować jej za wszystko i się pożegnać.

Smutek ogarnął ją całą. Opuściła głowę i zamyśliła się. Żeby zobaczyć Nivienn tak smutną, trzeba było mieć naprawdę szczęście, gdyż nie zdarzało się to często. Wydawało się niemożliwym, by na co dzień promieniejąca wręcz radością kobieta, o takim zamiłowaniu do natury i świata mogła kiedykolwiek odczuć nawet najzwyklejszy smutek. Może na tym polegało zachowanie równowagi w naturze, o którym czarodziejka czasem mówiła. Każde zjawisko potrzebuje swojego przeciwstawnego odpowiednika, by nie doprowadzić do katastrofy.

Nivienn, odcięta od rzeczywistości pogrążyła się w rozmyślaniach. Błądziła pomiędzy wspomnieniami, szukała w nich Nelli oraz ich wspólnych badań, nauki, wspólnie spędzanego czasu. Nagle w tle usłyszała swoje nazwisko. Dotarło to do niej jakby przez taflę wody, głuche, niezbyt wyraźne. Wynurzyła się z rozmyślań jakby odruchem i spojrzała lekko zdezorientowana ku mównicy.

Gratulacje? Nadanie tytułów? Czy właśnie zostałam oficjalnie awansowana? Pytała siebie z niedowierzaniem, próbując przebić racjonalne myślenie ponad negatywne emocje.
Ostatnio zmieniony 12 lis 2017, 17:15 przez Sherds, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

21
Lwica z Oros stanęła naprzeciwko tłumu i z niechęcią uniosła wzrok. Wciąż była kobietą o nienagannych manierach i pełną klasy, pomimo utrapień związanych z Uniwersytetem pełną spokoju. I dumy. Steinmeyer pamiętał ją już ze swoich studenckich czasów jako szpakowatą i godnie noszącą na twarzy coraz liczniejsze zmarszczki, ale w ostatnim czasie jakby postarzała się naprawdę mocno i gwałtownie. Teraz mógł jej się przyglądać z bliska i napawać się tym widokiem.

Jej niziutka postać odziana była dziś w przepisową szatę Arcymistrzyni o wyjątkowo płomiennym odcieniu czerwieni, co jak dotąd, to znaczy póki nie nastały na uczelni czasy sakirowców, było nieczęstym widokiem. Iris nie lubiła ostentacyjnych gestów i oficjalnych szat. Tak żywy kolor nie pasował zresztą do jej karnacji i przytłaczał ją, sprawiając że srebrna kolia, jasne oczy, siwe włosy i nietknięta słońcem twarz stawały się koszmarnie blade, niemalże przemieniając rektorkę we własnego udręczonego ducha, przywołanego z zaświatów. Wielka księga w śnieżnobiałej okładce, którą Czarodziejka dźwigała w dłoniach, także dodawała całemu obrazkowi jakiegoś upiornego wyrazu.

Ale wciąż czuło się bijącą od niej aurę, która wprawiała w onieśmielenie niekiedy nawet i samego Gustawa von Tieffen. I tego dnia przez długi czas jedynie lekki dygot ukrytych w czarnych rękawiczkach dłoni zdradzał, co może kryć się pod tą maską godności i spokoju. Później doszło jeszcze nieznaczne skrzywienie ust, kiedy Iris podziękowała wszystkim sygnatariuszom Oświadczenia za godną podziwu dbałość o dobro Uniwersytetu. Dziękowała gorąco i serdecznie. Wszystkim razem. Każdemu z osobna. Bez wątpienia zapamiętując każde nazwisko i każdą twarz.

Później wywołała całą zwolnioną dziś kadrę. Uścisnęła im dłonie, wyraziła wdzięczność za dotychczasową pracę i – patrząc von Tieffenowi prosto w oczy – obiecała im wystawić jak najlepsze referencje i udzielić wszelkiego możliwego wsparcia w ich dalszej drodze. Kiedy ich żegnała, płomienista czerwień szaty wlała się na jej twarz żywym rumieńcem wstydu. Ale nic nie mogła zrobić.

Wreszcie przyszedł czas mianowania nowych profesorów.

— Keitel, Blanke, Marx... — poczęła wzywać wszystkich przed chwilą wymienionych przez Steinmeyera, a jej głos był jak lód. Bo każde z tych nazwisk zostało odczytane wcześniej także wśród tych, którzy podpisali się pod zbrodniczym Oświadczeniem Ludzkich Magów z Oros. — ...i Drongfort. Zapraszam na środek. Szanowni państwo, przyjmijcie moje gratulacje — recytowała Iris bezbarwnie, jak gdyby chcąc mieć to upokorzenie już za sobą — i życzenia licznych sukcesów pedagogicznych oraz naukowych. Mam nadzieję, że przyniosą państwo chlubę Uniwersytetowi w Oros i pomogą wykształcić nowe pokolenia Czarodziejów. Takich Czarodziejów, którzy będą potrafili sprzeciwić się złu, zacofaniu, przesądom i ksenofobii. Takich, którzy nie będą się bali. Takich, którzy będą wiedzieli, co to prawdziwa jedność pod sztandarem Magii. Takich, których nie zaślepi własna małostkowość, nienawiść, zazdrość, dbałość o partykularne interesy. Takich, którzy... — jej głos się załamał. — Nieważne. Teraz pan Vincent Steinmeyer odczyta nowy tekst przysięgi profesorskiej, który państwo za nim powtórzą. Proszę wybaczyć, natłok nowych obowiązków nie pozwolił mi jeszcze się z nim zapoznać.

Przez zgromadzony tłum zapewne przeszedłby teraz szmer, gdyby szeptania na apelach von Tieffen nie karał surowiej od zbrojnych napadów. Słowa Lwicy były policzkiem wymierzonym w sakirowską administrację, no ale czymże innym było dla niej samej przepisanie przez nich na własną modłę najstarszej, uświęconej pięćsetletnią tradycją Przysięgi Oroskiej?

— Proszę państwa o położenie lewych dłoni na księdze i nie zdejmowanie ich przez cały czas wygłaszania przysięgi profesorskiej. Następnie każde z państwa otrzyma tradycyjny wieniec z powoju i szatę. Wówczas każda kolejna osoba zostanie poproszona o przełożenie kart księgi. Otwarta przypadkowo strona będzie zawierać motto dla dalszej państwa kariery. Przynajmniej tę tradycję udało nam się zachować. Inkwizytorze Steinmeyer?

Arcymistrzyni, niziutka figurka w czerwieni, stanęła przed grupką nowych profesorów, trzymając przed nimi na wyciągniętych prosto rękach zamkniętą na razie księgę. Wyraźnie było jej ciężko i niewygodnie, ale tego wymagał ceremoniał. Nivienn widziała wyraźnie ozdabiające oprawę brylantowe okruchy i perły ze Szklanego Morza, jasne smocze łuski i wiecznie żywe, bladoróżowe kwiaty powoju. Wszyscy koło niej zgodnie z poleceniem oparli dłonie o prastare tomiszcze.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

22
Czarodziejką szarpały mieszane uczucia. Jedno z jej największych marzeń spełniło się, lecz niezwykle szanowana przez nią mistrzyni straciła posadę. Samo zaś spojrzenie rektorki Iris wzbudzało u Nivienn zawstydzenie i zakłopotanie. Inaczej wyobrażała sobie ten moment. Miała to być chwila pełna dumy, szczęścia i spełnienia. Łzy które pojawiły się w oczach kobiety można by nazwać łzami szczęścia, gdyby nie ich posmak goryczy. Przetarłszy naprędce twarz i przedarłszy się przez stojących w rzędach ludzi, Nivienn dołączyła do reszty wywołanej nowej kadry, uśmiechając się trochę sztucznie.

Położyła swoją bladą dłoń na księdze, mierząc wzrokiem pozostałych czarodziejów oraz Vincenta Steinmeyera stojącego w pobliżu. Próbowała sobie wyobrazić co każdy z nich w tej chwili czuje. Co do rektorki oraz inkwizytora nie miała najmniejszych wątpliwości, sądząc po ich obecnej prezencji, spojrzeniach oraz słowach. W pełni opanowując emocje, przybrała poważną minę i wzięła głęboki oddech.

Nie mogę się użalać. To najważniejszy dzień mojej kariery i nic nie będzie w stanie mi go zepsuć, myślała. Mistrzyni Nevrath na pewno jest ze mnie dumna. Kiedyś wszystko wróci do normy i zwolnieni powrócą na Uniwersytet, próbowała się pocieszyć.

Z lekkim zniecierpliwieniem czekała na słowa przysięgi. Była świadoma tego, że została ona zmieniona przez Zakon, jednakże nie miała okazji się z nią zaznajomić, pomijając pytanie, czy była w ogóle powszechnie dostępna. Czarodziejkę martwiło czy słowa, które będzie musiała wypowiedzieć podczas tego ślubowania, będą w pełni zgodne z jej przekonaniami. Szybko jednak zapomniała o zmartwieniach, skupiając się na przeżywaniu chwili obecnej.

To twój wielki dzień. Zachowuj się jak na damę przystało, mówiła do siebie w myślach. Wiedząc jednak, że wyglądała bardziej jak dziewczynka aniżeli dorosła dama, spodziewała się spowodować zdziwienie pośród osób, które jej nie znały, a u niektórych może nawet oburzenie.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

23
W momencie gdy Steinmayer zaczął odczytywać treść, pod którą znalazł się podpis Emily, ta poczuła, że została oszukana przez profesor Bloom jak i przez samą siebie, była winna, jako iż z zaufania do Adelajdy, podpisała coś, co wygłaszane przez inkwizytora przyprawiało ją o mdłości. Znała i przyjaźniła się z wieloma magami nie należącymi do rasy ludzkiej, była świadoma, że jej niedbałość przyczyniła się do krzywdy nieludzi, co dodatkowo ją przytłaczało, czuła się, jakby miała za chwilę zostać wgnieciona w ziemię przez niewyobrażalny ciężar, który nagle zaczął na nią napierać.

Na jej policzku pojawiła się pojedyncza łza, jedna rysa na powłoce, pod którą chowała emocje, zachowując kamienną twarz. W jednej chwili straciła cały szacunek jakim darzyła Panią Bloom, zamiast tego pojawiła się niechęć do jej osoby.

Do dalszej części wygłaszanej mowy Emily nie przykładała uwagi, czuła się wyłączona i na taką też wyglądała.
Ocknęła się w momencie, w którym Nivienn trzymała już rękę na księdze. Poczuła, jakby cały otaczający ją świat zakręcił się wokół niej, gdy ta pozostawała w bezruchu. Pojawiały się jej przed oczami czarne, pulsujące kropki, a jej twarz wyglądała na jeszcze bardziej bladą niż zwykle.

Tylko nie mdlej… Weź się w garść…

Mimo wszystko panna Vengen czuła, że powoli oddala się od rzeczywistości, a obraz przed jej oczami zamazywał się coraz bardziej.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

24
Słodki smak triumfu. Oto co czuł Vincent, obserwując postać Arcymistrzyni. Stała tam, roztaczając swą aurę jak zawsze. Silna, godna, niewzruszona. Faktycznie, działało to na ludzi i nie tylko, jednakże nie każdy miał oko śledczego. Ten musi być uczulony na detale, nie na ogół. I to też widział Steinmeyer. Drżenie dłoni, skrzywienie ust. Iris z Oros wcale nie była tak spokojna, za jaką chciała uchodzić. A to cieszyło Psa z Oros.
Inkwizytor pozwolił sobie unieść kąciki własnych ust w delikatnym uśmiechu, gdy Lwica powitała świeżo nominowanych profesorów. Dopiero gdy dotarła do swojego wywodu, zatracając zapewne w gniewie czy rozpaczy, Vincent poprawił się niespokojnie na krześle. Zerknął na komtura von Tieffena, chcąc poznać i jego reakcję. Nie mniej jednak, zaraz miał nadejść kolejny cios dla Arcymistrzyni. Coup de grace, którego honor raz jeszcze powierzono Steinmeyerowi. Poprawił tarczkę Zakonu na swym bandolierze i podniósł się z miejsca. Nie potrzebował tym razem kartki. Nauczył się przysięgi na pamięć. Dlaczego? Dla własnej satysfakcji.
Vincent Steinmeyer oczywiście z pełnym poszanowaniem zasad kultury odczekał aż Iris skończy mówić. I gdy zwróciła się do niego odparł zawoalowanym skinięciem głowy, przemieszczając się w centrum uwagi kilkoma sprężystymi krokami.
- Takich, którzy swą wiarę pokładają w Sakira i Jego Zakon. Otóż to. - “dokończył” myśl Lwicy, swoiście oddając rektorce wymierzony policzek, i skłonił się jej nieznacznie. - Dziękuję, Arcymistrzyni. Dziękuję za możliwość po raz pierwszy wygłoszenia nowej przysięgi Uniwersytetu. Jest to dla mnie niezwykły honor i wyróżnienie.
Inkwizytor odczekał aż wszyscy zebrani umieszczą swe dłonie na księdze. Zerknął raz jeszcze na Iris. Stali tam dumnie, on i ona. Pies i Lwica. I kto z tego wyszedł zwycięsko?
- Czarodziejki i Czarodzieje! - zaczął oficjalnym tonem, głośno, wyraźnie. Z pełną powagą oparł lewą dłoń na głowicy swego rapiera. - Po ustaleniu, jakoby wasze umiejętności sztuk magicznych jak i wiara w Sakira są odpowiednie dla tych, którzy pragną osiągnąć stopień i tytuł Profesora Uniwersytetu w Oros, przybyliście do nas, ażeby w czasie tej uroczystej promocji z rąk naszych otrzymać upragniony tytuł profesorski. Lecz najpierw należy złożyć przysięgę, że będziecie przyjmować taką postawę, jakiej wymaga od was otrzymana godność i jakiej my od was oczekujemy.
Steinmeyer jak to on, wiedział jak budować delikatne napięcie krótkimi przerwami w trakcie przemów. Psychologia tłumu, zdaje się. Jedna z ulubionych kategorii w księgozbiorze Vincenta.
- Złożycie więc przysięgę. Po pierwsze: że Uniwersytet zachowacie zawsze we wdzięcznej pamięci i wspierać będziecie jego sprawy i interesy na pełną miarę swoich możliwości.
Po drugie: że godność, którą wam nadamy, zachowacie czystą i nieskalaną i nigdy jej nie splamicie nieprawymi praktykami i hańbiącym życiem.
Po trzecie: że badania naukowe w sztukach magicznych gorliwie będziecie uprawiać, przestrzegając zasad Uniwersytetu i dyrektyw Zakonu i rozwijać nie z chęci marnego zysku czy dla osiągnięcia próżnej sławy, lecz dla dobra rodzaju ludzkiego i Królestwa.
Oraz, że obdarzycie zaufaniem i wiarą Sakira, Jego nauki i Jego Zakon, który opiekuńczym ramieniem otoczył Uniwersytet w Oros.
Czy zgodnie ze swym przekonaniem złożycie taką przysięgę i przyrzeczenie?

Dopiero gdy wszyscy świeżo mianowani profesorowie ogłosili, że przysięgają, Vincent zakończył słowami:
- Wobec tego nic nie stoi na przeszkodzie, aby nadać wam zaszczyty, które pragniecie otrzymać.

Spoiler:
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

25
Pomimo początkowego milczenia, podszytego konsternacją niektórych kandydatów, ostatecznie wszyscy wokół Nivienn wypowiedzieli jednym głosem przysięgę. Czy i ona dołączyła do posłusznego chóru? Czy odważyła się milczeć, gdy inni mówili? Czy odważyła się sprzeciwić? Czy jednak, trafiwszy pomiędzy owce, beczała razem z nimi, być może w drodze na rzeź?

Tradycyjna profesorska szata w jasnobrązowym odcieniu spoczęła ciężko na ramionach Nivienn. Kiedy zaś wieniec – kłujący skroń jakby spleciono go nie z kwiatów, a cierni – otoczył czoło nowo mianowanej pani profesor, wówczas Emily Vengen, jej najbliższa przyjaciółka... padła zemdlona na posadzkę. W ciszy zalegającej aulę huk jej upadającego ciała poniósł się ciężkim echem.

Nivienn jakby z bardzo daleka usłyszała wyczytane przez kogoś, chyba Iris, motto, które przed chwilą bezwiednie wskazała palcem na jednej z ostatniej stron księgi: "Wolności mieliście znacznie bardziej w bród, aniżeli rozumu – musieliście zmyślać sobie to, co zwierzęta od narodzin umieją". Resztę zagłuszyło jej głośne łomotanie jej własnego serca.

Tymczasem wokół leżącej na ziemi Czarodziejki podniósł się niespokojny szmer, który prędko począł przeradzać się w zupełnie nieprzyjemny dla inkwizytorskich oczu i uszu harmider.

— Steinmeyer, załatw to — rzucił półgłosem von Tieffen, wzdychając ciężko i smutno. — Zrób tu porządek, ja muszę wyjść.

I faktycznie wyszedł, nie komentując zajścia.

A zamieszanie nasilił przykry fakt, że upadająca panna Vengen w chwili utraty świadomości wyzwoliła niekontrolowaną porcję mocy, która stopiła posadzkę w promieniu około pół metra wokół niej i otoczyła ją wysoką na tyle samo ścianką płomieni. Nie było pewności, czy ktoś, włączając w to ją samą, poniósł obrażenia z tego tytułu. Vengen leżała nieprzytomna, ale oczy miała szeroko otwarte i strasznie niebieskie. Jeszcze bardziej nienaturalne niż zwykle.
* Emily była sama w rozległej białej pustce, dopóki znikąd nie pojawił się on, duch z przeszłości, uroczy studencik z poparzoną i pokaleczoną twarzą. Nie powinna zabić go wtedy ta rozbita butelka trucizny?

— Hej, kochanie! — szepnął do niej beztrosko. — Pouczymy się razem? Udało mi się wreszcie wypożyczyć to "Wprowadzenie do historii piromancji"... i mam w pokoju dwie butelki wina z gabinetu Bloom... Chodź! — dodał szeptem, puszczając do dziewczyny oczko.

Ale przecież ona dobrze wiedziała, jak to się skończy. Jak się skończyło. Czyżby ktoś zepsuł ciągłość czasu i zawrócił jego bieg? Vengen wróciła do dawno minionej chwili, ale miała świadomość, co stanie się później. Miała również pewność, co powinna zrobić, żeby temu zapobiec. Ogień buzował w jej żyłach i jak nigdy dotąd był gotów wydostać się na zewnątrz dziki i nieokiełznany.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

26
Wypowiadana przez nowych profesorów przysięga, w uszach Nivienn brzmiała niczym jakieś straszliwe zaklęcie. Czarodziejka spuściła wzrok. Nie chciała, by ktokolwiek zobaczył w nich strachu. Wraz z resztą otworzyła usta, lecz ślubów nie wypowiedziała wraz z chórem. Niedbale wymruczała formułkę i zamilkła.

Szata profesorska wydała się jej niewygodna i szorstka. Gdyby panna Drongfort nie stała w centrum uwagi, natychmiast by ją zrzuciła z siebie. Wieniec zaś przelał kielich goryczy. Nie... Nie tak miało być, myślała, próbując zachować pozory spokoju pod kamienną twarzą.

Rozległ się huk ciała uderzającego o posadzkę.

Co to było? Czarodziejka ponownie odpłynęła świadomością gdzieś daleko. Jej cielesna powłoka, która pozostała w niezmienionym miejscu poruszała się ociężale, niemalże bezsilnie. Poproszona o otwarcie księgi wybrała przypadkową stronę i przesunęła bardzo wolno palcem wskazującym od góry do dołu. Pod jej opuszkiem przesunęły się dziesiątki słów. Ważnych słów, bo część z nich towarzyszyć jej miało przez resztę wymarzonej kariery. A jakże były one bolesne. Podsumowały jej dotychczasowe postępowanie, niedbałość i powierzchowność w sprawach ważnych. Naprędce podpisanie kolaboranckiego pisma, w tym momencie stanowiło najgorszą decyzję w jej życiu. Wolności bardziej w brud, aniżeli rozumu. Serce załomotało jej głośno.

Gdy w szeregach doszło do poruszenia, czarodziejce wydawało się, że gdzieś wśród tej masy szmerów dosłyszała znajome imię. Natychmiast wróciła do ciała i spojrzała w stronę tłumu. Płomienie odbiły się w jej mokrych oczach. Coś w głębi jej mówiło, że zna ten ogień. Był tak samo znajomy i oczywisty, jak widok twarzy ukochanej osoby. Wyczuła tę energię na odległość. Pomiędzy zbieraniną dostrzegła leżące ciało. To Emily!

Czarodziejka początkowo zdezorientowana spojrzała najpierw na rektorkę, później na opuszczającego aulę von Tieffena. Ułamek chwili później była już na schodkach mównicy, zmierzając pospiesznym krokiem ku przyjaciółce.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

27
Czarodziejka widząc białą pustkę przymknęła oczy i zasłoniła je ręką, jak gdyby to mogło pomóc oczom przystosować się do bieli, jednak na niewiele zdawał się jej wysiłek. Gdy zauważyła znajomą postać otworzyła usta ze zdziwienia i przewróciła się na plecy, po czym nerwowo zaczęła się cofać, jak gdyby była ciężko rannym zwierzęciem, które ostatkiem sił ucieka przed swoim oprawcą.

- Przecież… Przecież ty nie żyjesz… Umarłeś… - Każde słowo wypowiadała z wyczuwalnym niepokojem i lękiem.

Całe ciało panny Vengen drgało a po jej policzkach spływały łzy, widziała przecież osobę, którą kiedyś szczerze kochała. Nie chciała dla niego nigdy źle, nie mściła się gdy dowiedziała się, że jest tylko zabawką w jego rękach. Przez cały czas miała głęboką nadzieję, że mimo wszystko między nimi zakwitnie kwiat miłości. Było jej przykro, okropnie przykro, że widzi swojego ukochanego, którego los przekreślił jeden straszliwy błąd.

Jego śmierć opłakiwała tygodniami izolując się od każdej osoby. Tamten okres jej życia wydawał się najbardziej mroczny i przepełniony bólem, nie chciała widzieć nikogo, a ze studentami nie rozmawiała, nie odpowiadała na żadne pozdrowienia ani na pytania. Z wielką niechęcią odpowiadała na naciskających profesorów, zaniepokojonych jej stanem psychicznym i fizycznym. Chociaż nawet im udzielała wymijających i niesprecyzowanych odpowiedzi.

W jednej chwili do jej umysłu powróciła każda wspólnie spędzona chwila, pierwsze spojrzenie w oczy, pierwszy pocałunek pośród kwitnącego zielenią dziedzińca uniwersytetu, pierwszy dotyk jej niewinnego ciała. Nie, nie chciała o tym myśleć, każda chwila wspomnień przyprawiała ją o okropny ból rozerwanego na strzępy serca, które ledwo zdążyła połączyć delikatnymi szwami.

- W jaki sposób… Co się stało...? - Zadała pytanie wpatrując się przerażonym wzrokiem w poparzonego mężczyznę, każda komórka w jej ciele drgała w niewyobrażalnie szybkim rytmie, przez co bardzo trudno było zrozumieć jej słowa.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

28
Uwaga inkwizytora, poza wypowiadaniem słów przysięgi, leżała głównie na właśnie mianowanych profesorach. To chyba było oczywiste, zważywszy na fakt, że od dnia dzisiejszego będzie łączyła ich… Współpraca. Lub po prostu nadzór pionu inkwizytorskiego pod zarządem Steinmeyera. Tak też dokładnie przyglądał twarzom przed sobą, ze specjalną uwagą skierowaną na jego niedawną rozmówczynię - Nivienn. Fakt, faktem, nie mógł za wiele wywnioskować, zważywszy na ogólny rumor wydarzenia i opuszczony wzrok Czarodziejki. Właśnie to ostatnie zastanowiła Vincenta. Czy aby na pewno ona była dobrym wyborem? Cóż, czas pokaże. Chociaż Steinmeyer na pewno będzie się bacznie jej przyglądał.
Wtem rozległ się osobliwy jazgot, który zaskoczył nawet samego Psa z Oros. Mężczyzna momentalnie postąpił krok w bok, by móc wyjrzeć na publikę by zlokalizować przyczynę harmidru. I to co zobaczył, zaskoczyło go kompletnie. Już miał wyrwać się na publikę, gdy podszedł do niego von Tieffen. Komtur jak zwykle wolał zniknąć bez słowa niż zająć się sprawą. To jedno było stałe i Vincent był już przyzwyczajony. Przełożonemu odpowiedział poufnym skinieniem głowy i ruszył, by wziąć sprawy w swoje ręce.
Stając na skraju podium zawinął dłonią w powietrzu, zawoalowanym gestem dając znać braci zakonnej, by zebrała się wokół niego, a raczej, wokół źródła zamieszania. A nią była Vengen, kolejna rozmówczyni, o czym inkwizytor przekonał się, gdy magiczne płomienie zaczęły ustępywać.
- Apel uważa się za skończony! - huknął nad głowami wszystkich, a mało kto mógłby posądzać go o tak rozkazujący ton głosu. Rzucił ostatnie spojrzenie rektorce a później Nivienn, przyjaciółce Emily i zeskoczył na posadzkę przed publiką, by ostrożnie podejść do omdlałej Czarodziejki. Zaś gdy inni bracia zjawiali się przy nim, jasno zakomenderował:
- Wyprowadźcie wszystkich z sali. I odsuńcie ich od źródła. Niech Nivienn i rektorka zostaną. - wskazał dłonią kobiety a później skupił się na Emily.
Nie podchodził za blisko, nie dotykał niczego. Po prostu stanął bezpieczną stopę od dogasających płomieni i skupił się, splatając ręce na piersi. Sięgnął po raz kolejny po swó “dar”, by móc poznać naturę tej mocy i powód wyładowań. A przynajmniej jakieś wskazówki.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

29
— Umarłem? No coś ty! — Dokoła zabrzmiał perlisty śmiech. Taki sam jak wtedy, gdy po raz pierwszy rozmawiali i pytał ją o drogę do pracowni alchemicznej. — Nic się nie stało, nie denerwuj się, koteczku. Chodź, przytul się do mnie.

Wśród białej pustki zakochany po uszy młodzieniec, duch przeszłości, zbliżył się do młodej Czarodziejki... był tuż, prawie mogła go dotknąć, czuła znajomy zapach jego ciała, już wyciągnął rękę... i ominął ją, by pochwycić w ramiona jakąś dziewczynę, która stała za jej plecami. Razem odeszli w mglistą dal, nie oglądając się na Emily nawet przez chwilę, jakby w ogóle dla nich nie istniała. Rozpłynęli się w poufnych szeptach, cichutkich chichotach i wszechogarniającej bieli.

Emily Vengen pozostała kompletnie sama. Porzucona wśród nicości. Towarzyszył jej wyłącznie ogień, który płynął jej żyłami razem z jeszcze gorętszą od niego samego krwią.
* Aura otoczonej pierścieniem ognia Czarodziejka pachniała Steinmeyerowi zwyczajnym nadmiarem emocji. Zawiedzioną nadzieją, nadużytym zaufaniem, zgryzotą, wstydem, niemożnością udzielenia pomocy kochanej osobie. Widywał już takie rzeczy. Zdawało się, że po prostu ciało gwałtownie przeładowane tym wszystkim nie wytrzymało i w odruchu obronnym wyrzuciło nadwyżkę wytworzonej przez silne uczucia mocy. Magiczka miała szczęście, że tylko część energii została skierowana do wewnątrz i uderzyła w nią samą. Gdyby reszta nie została wyzwolona w postaci zewnętrznej emanacji, zapewne byłoby już po niej.

Tak prosta przyczyna, tak drastyczny skutek. Wszystko to oczywiście dowodziło tylko tego, jak bardzo łatwo takim dyletantom skrzywdzić swoją przyrodzoną mocą kogoś w pobliżu lub siebie samych. Dowodziło też być może rażących zaniedbań w prowadzonej tu edukacji na temat bezpieczeństwa i higieny magii. Dowodziło skrajnej nieodpowiedzialności w doborze osób, mających prawo poruszać się swobodnie po terenie uczelni. Dowodziło bardzo wielu rzeczy, z których żadna nie była przyjemną.

Krąg ognia dookoła dziewczyny niby dogasał, ale jakoś nie mógł dopalić się do końca. Wciąż czaiła się w nim groźba nagłego wybuchu. Bijący odeń żar nasilał się stopniowo.

Zakonnicy tymczasem pilnowali, by zgromadzenie w raźnym tempie opuściło aulę. Większości nie było trzeba nawet poganiać. Tylko kilkoro młodszych dzieci płakało ze strachu, no i ktoś próbował schować się za filarem, zostać tu ukradkiem i popatrzeć z bliska na dalsze wypadki, ale prędko go złapano i wywleczono bez większych ceregieli. Zdaje się, że był to ten cały Vertul, zapatrzony w Nivienn niby w obrazek. Zdążył tylko rzucić jej przez ramię jedno krzepiące spojrzenie.

Lwica z Oros zbiegła z podestu ku leżącej dziewczynie. Uklękła na jednym kolanie przy jej głowie i wyciągnęła do niej lewą rękę poprzez kurtynę płomieni. Nie zważając na kopcący materiał szaty i rękawiczki Iris usiłowała dosięgnąć Emily i pochwycić jej dłoń. Krzyczała przy tym jakieś inkantacje, a głos drżał jej jak nigdy. Jeśli na sali byli jacyś przyszli biografowie rektorki Iris, mogli zanotować sobie ten dzień jako jeden z najczarniejszych w jej karierze.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

30
Nivienn przebiła się przez tłum poganiany przez zakonników do wyjścia. Minęła Steinmeyera i stanęła przy ciele przyjaciółki. Obawiała się najgorszego. Myślała, że to już koniec i nic nie można już zrobić. W jednym momencie, powróciły do niej wszystkie wspomnienia z przeszłości z udziałem Emily - pierwsze spotkanie w akademii, wspólne zajęcia, spacery po ogrodowych alejkach, długie rozmowy o świecie, przyrodzie, głębokich uczuciach. Przypomniała sobie nagle wszelkie nastoletnie wybryki, młodzieńcze kłótnie o chłopców, dłużące się dni rozłąki i niewinne chwile intymnej bliskości. Pamiętała towarzyszące jej emocje we wszystkich tych momentach. Przed oczami wyobraźni widziała twarz najlepszej przyjaciółki, jej głębokie, błękitne oczy, różowe rumieńce i włosy opadające na czoło w przypływie śmiechu.

Łzy czarodziejki wpadały w przygasające płomienie.

Wyczuła na karku spojrzenie. Oglądnęła się za siebie, patrząc na wynoszonego z auli Vertula. Nie zdobyła się na żadne słowa czy gesty. Jej oczy nie wyrażały nic więcej poza rozpaczą. Nie mogła myśleć teraz o nim. Nie w tym momencie. W jego pokrzepiającym spojrzeniu dostrzegła pewne zrozumienie i współczucie. Podziękowała mu w myślach. Po policzku spłynęła jej kolejna łza, lecz tego już nie dostrzegł, gdyż ponownie powróciła wzrokiem do Emily, a on zaś opuścił aulę.

Uklęknęła na obu kolanach przy głowie przyjaciółki, naprzeciw rektorki. Spojrzała Iris w oczy, jakby prosząc o uratowanie najbliższej jej osoby. Sama nie potrafiła nic w tym momencie zrobić. Jedyne, co mogła teraz ofiarować, to swoja obecność. A nawet własne życie, jeżeli byłaby taka potrzeba. Patrzyła potem w otwarte oczy Emily, słuchając wykrzykiwanych przez Lwicę z Oros inkantacji. Była przerażona, jak nigdy dotąd.

– Jestem przy tobie – mówiła cicho i jękliwie. – Obudź się, proszę.

Nivienn czuła, że jej obowiązkiem była obecność przy Emily. Wiedziała, że w tragicznych sytuacjach czasem nie zadziałają nawet najsilniejsze czary, za to pokładała nadzieje w sile miłości, którą darzyła najdroższą. Tak więc trwała w milczeniu i w pełni skupienia, z dobrą myślą ponad jej ciałem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”