Zachodnia część lasu

61
POST POSTACI
Qadir
”Pustynny Smok”, jeden z bardziej doświadczonych magów w grupie, przez cały poranek pozostawał skupiony na jednym celu: dotarciu do bramy, która miała zamknąć drogę do ich rzeczywistości. Kiedy wszyscy zwinęli obozowisko i ruszyli w dalszą drogę, jego myśli krążyły wokół bezpieczeństwa i możliwości, jakie mieli przed sobą. Choć poranek był pozbawiony większych rozmów, Salih zauważył, że atmosfera była ciężka, jakby każdy krok prowadził ich bliżej nieodwracalnego losu.

Kiedy dotarli na skraj wymierającego lasu, Karlgardczyk odwrócił wzrok od szlaku, by rozejrzeć się po otaczającym ich krajobrazie. Było to miejsce martwe, pozbawione życia, jakby nawet natura porzuciła tę krainę. Roland, jeden z najemników, nagle zatrzymał powóz i zwrócił uwagę wszystkich na potrzebę zejścia z koni. Ostrzegł, że jeśli nie chcą być wykryci i zmasakrowani przez mroczne elfy, muszą poruszać się na piechotę. Profeta natychmiast zastosował się do jego słów, zeskakując z wierzchowca oraz dostosowując się do reszty grupy. Wszyscy okryli twarze kapturami, starając się pozostać jak najmniej widocznymi.

Poprowadzeni przez młodą dziewczynę, zaczęli wspinać się na wzniesienie. Kiedy dotarli na szczyt, przed ich oczami rozciągnął się widok, który wprawił czarnoskórego maga w niemałe osłupienie. Obóz mrocznych elfów był ogromny, rozciągający się na całą połaci martwego półwyspu Fenistei. Sieci pajęczyn, czarne namioty, setki – jeśli nie tysiące – wojowników rozlanych po pustkowiu. To wszystko sprawiło, że wieszcz poczuł chłód na karku. Czyżby jego plan legł w gruzach? - Nie spodziewałem się tego… - wyszeptał, jakby sam do siebie, wciąż oszołomiony widokiem przed nimi. Westchnął cicho, starając się uspokoić myśli i skupić na zadaniu, które mieli wykonać. Zmierzył wzrokiem obozowisko, zastanawiając się, jak mogliby przedostać się przez tak liczną armię. - My chyba nie wyobrażamy sobie, że przekradniemy się przez kilkaset jednostek Mrocznych, prawda? - rzucił cicho w stronę Tamny i Rathala, dwójkę rodzimych przedstawicieli długowiecznej rasy Wysokich Elfów, licząc szczególnie na ich reakcję poza Dortrisem.

Yasin zaczął intensywnie myśleć, jak mogliby ugryźć ten problem. Był świadomy, że próba przemknięcia przez obozowisko graniczyłaby z samobójstwem. Po krótkim zastanowieniu zaproponował alternatywę: - Mogę przeteleportować się pod samą bramę, zacząć działać już tam, na klifie. Uniknę całej tej armii, lądując bezpośrednio tam, gdzie powinniśmy być. Może nawet uda mi się ich odciągnąć częściowo… - Słowa te były wypowiedziane z pewną dozą niepokoju, ale jednocześnie stanowczo. Wiedział, że to może być ich jedyna szansa na sukces, ale potrzebował zgody panny Il’Dorai, a w tym Rathala.

Po tej całkiem przypadkowej sugestii, Salih poczuł, że musi zrobić coś więcej. Kraina, w której się znaleźli, była zapomniana przez bogów, ale on sam nie zamierzał z tego rezygnować. Odsunął się nieco od reszty ekspedycji, aby następnie wyciągnąć liść z pobliskiego krzaka, zamierzając wykorzystać go jako narzędzie w rytuale boskiej eksklamacji. Skupił się na modlitwie, wzywając jedynego Stwórcę Elfów. Głos mężczyzny, choć niemal niemy, był pełen głębokiej determinacji:
Sulonie, oświeć mnie tym, co możemy uczynić, aby dopiąć mojego przyrzeczenia. Prowadź nas, daj nam znak, ochroń przed gniewem dzieci podmroku... zwłaszcza twą córkę, Tamnę. Ona jest przyszłością.
W tych słowach zawiera się cała jego wiara, nadzieja, a może też desperacja. Nie wiedział, czy ktoś słyszy jego niezwykłe wezwanie, ale to nie miało znaczenia. W tym momencie robił coś więcej niż tylko pokładanie nadziei na powodzenie misji – wzywał jednego z najpotężniejszych bytów, a zarazem tego który posłał go na tę misję, prosząc o wskazówkę, która mogłaby przechylić szalę na ich korzyść.
Ostatnio zmieniony 01 paź 2024, 20:30 przez Quenthel, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Zachodnia część lasu

62
POST BARDA
Pozostali wydawali się równie zdruzgotani widokiem, co sam Qadir. Tamna uprzedzała, że przez bramę wyleją się wojska, a sam Karlgardczyk widział w swojej wizji, jak mrok zalewa znany mu świat, ale które z nich mogło przewidzieć coś takiego? To nie był oddział, czy pięć. To była armia, przeciwko której oni nie byli w stanie stanąć. Każdy z nich doskonale wiedział, że jeśli zostanie schwytany, moc i wykształcenie magiczne w niczym mu nie pomogą. Może i ktoś będzie stanowić problem dla mrocznych przez jakiś czas, może i ktoś zabije nawet i ćwierć armii, gdyby dopisało mu ogromne szczęście, ale wciąż była ich zaledwie garstka. Przewaga liczebna była w tym przypadku zbyt wielka, by otwarcie wyjść im naprzeciw, albo pozwolić sobie na nieostrożność.
- Nie wiem - przyznała Tamna, co brzmiało wyjątkowo zaskakująco w jej wiecznie pewnych siebie ustach. - Nie wiem, co teraz.
Nic nie przerywało ciszy. Nie wiał nawet wiatr, który mógłby przynosić dźwięki dobiegające z obozowiska mrocznych. Słyszeli każdy swój oddech, każde szurnięcie ubraniem o kamień.
- No jak to co teraz? Ech kurwa, wy to jesteście wszyscy sprytni tylko wtedy, jak wam to pasuje, a jak trzeba szatki pobrudzić, zniżyć się do poziomu przeciętnego człowieka, to nagle pomysłów brak - mruknął Roland, leżący na skale obok Qadira. - Dawać, chłopcy i dziewczęta, niech nas mroczny popamięta! - zanucił cicho, przerabiając tekst piosenki, jakiej żadne z nich i tak nie znało. Rathal pytająco uniósł brwi, więc najemnik przewrócił oczami. - No dookoła trzeba iść, a co? I pajęczyn nie deptać. Prawdziwe pająki... znaczy no, te normalne kurwie małe... czują drgania pajęczyn, nie? Stąd wiedzą, w którą stronę iść. Gdzie mucha się złapała. Ja się, kurwa, w złapaną muchę bawić nie zamierzam.
Rathal i Tamna wrócili spojrzeniem do obozowiska, otoczonego białą mgłą pajęczych nici.
- Wciąż nie pozwoli to dotrzeć pod bramę żadnemu z nas - zaprotestował Voron. - Chyba, że potrafisz zabrać ze sobą jeszcze kogoś? Gdybyś potrafił nas poprzenosić, problem byłby z głowy. Ale zakładam, że to nie wchodzi w grę.
- Sam nic pan tam nie zdziała, panie Salih
- westchnął Rathal. - Potrzebne są dwa źródła mocy. Minimum dwa.
- To mówię, że dookoła. Od wody, wespniemy się po klifie raz dwa
- upierał się Roland przy swoim.
Sulon nie odpowiadał na wołania swojego sługi. Zupełnie tak, jakby to miejsce, czysto figuratywnie zapomniane przez bogów i ludzi, teraz także dosłownie było od nich odcięte. Qadir na tyle często spotykał się z ciszą z drugiej strony, że z pewnością nie wyciągał z tego aż tak przesadzonych wniosków, ale wciąż było to irytujące. Los był przekorny i złośliwy, a on sam - skazany na własne pomysły, albo szalone propozycje Rolanda. Najemnik popatrzył na niego, odchrząknął i splunął w trawę. Stanowił zdecydowanie wyjątkowego towarzysza ich małego przedsięwzięcia.
Obrazek

Zachodnia część lasu

63
POST POSTACI
Qadir
Cicho westchnął, słuchając kolejnych rozmów w grupie. Widocznie poczuł potrzebę wyciszenia i zapanowania nad chaosem myśli, bo bez słowa sięgnął do torby, wyciągając fajkę. Rzadko ją używał, niemniej teraz wydawało się, że sytuacja wręcz wymagała chwili przerwy. Cicho skwierczące zioła, które zapalił, unosiły w powietrze delikatny dym, a on sam skupił się na prostym rytuale palenia. To nie był nałóg – to było coś, co pomagało mu odnaleźć spokój w trudnych chwilach. Wziął kilka pociągnięć, patrząc w ciszy na otaczającą ich mgłę i pajęczyny, próbując znaleźć detale, które mogłyby dać im jakąkolwiek przewagę. Jednak co mógł zobaczyć jak nie mgłę, mroczne cienie wrogów i te wszechobecne pajęczyny rozciągające się nad ziemią? To wszystko wydawało się beznadziejne. Zdawał sobie sprawę, że choć w jego wizji mrok rzeczywiście pochłaniał znany mu świat, rzeczywistość przewyższyła wszelkie wyobrażenia. Armia, której nie da się pokonać. A teraz, spoglądając na nią z tej odległości, czuł się mały, niemal bezsilny. Wzrok Qadira powędrował ku niebu, które tonęło w ciemności, a jego oczy przymknęły się na chwilę. Wezwał Sulona, Stwórcę Elfów, którego wsparcie teraz byłoby bezcenne. Cisza. Znów cisza.

To zdanie Tamny, choć zaskakujące w swej bezradności, było prawdziwe. Co teraz? Sam czarnoksiężnik nie wiedział, jak na nie odpowiedzieć. Z rezygnacją mruknął pod nosem. - Nawet Sulon nie odpowiada. Sytuacja wygląda znacznie gorzej, niż mogłem przewidywać. Znacznie gorzej niż cokolwiek innego. No trudno... - Może to była kwestia losu, może czegoś jeszcze bardziej złośliwego. Zapał, który jeszcze niedawno w nim płonął, powoli gasł. Czy to widok tej mrocznej armii? Czy ta przytłaczająca sytuacja? A może sama niemożność kontaktu z bogiem, na którego tak liczył? Nagle uderzyła go myśl – to, co działo się wokół, wywołało w nim coś w rodzaju lekkiej depresji, uczucie nagłego przygnębienia. Nie mógł tego przewidzieć. Jeszcze przed chwilą czuł się gotowy do działania, teraz zaś wszystko wydawało się bezcelowe. Westchnął głęboko, przysuwając fajkę bliżej ust, próbując skupić się na czymś prostym, by nie dać się ponieść rozpaczy.

Komentarze Rolanda, pełne sarkazmu i nonszalancji, jedynie go zirytowały. Zmrużył oczy, odwracając się w stronę najemnika. Z nieukrywanym wyraźnym znużeniem w głosie, rzucił. - Skoro Pan jest taki pewny siebie, to może utoruje nam drogę i posłuży jako zwiad. W tym się Pan pewnie lepiej odnajduje niż my. - Jego ton, mimo pozornego spokoju, skrywał nutę irytacji. Zdecydowanie nie był teraz w nastroju na żarty, a z pewnością nie na tę lekceważącą sytuację. Kiedy Voron zasugerował teleportację, "Pustynny Smok" westchnął znowu głęboko. Odpowiedział skrzętnie, ale z wyraźnym brakiem entuzjazmu. - Nigdy nie próbowałem przenosić kogoś poza sobą. Nie wykluczam możliwości spróbowania, ale ryzyko będzie ogromne. -Dodał jeszcze chłodno. - Mogę kogoś przypadkiem zabić. - Jakby to była zupełnie zwykła możliwość w ich świecie, prawda? Ach, ci magowie.

Fajka zgasła, więc schował ją z powrotem do plecaka, po czym leniwie rozejrzał się po twarzach pozostałych członków grupy. Czarnoskóry profeta nie miał już teraz wiele do powiedzenia, szczególnie że żaden z pomysłów nie wydawał się solidny. Czuł, że każdy z nich rzuca propozycjami, które nie prowadzą do niczego konkretnego? Choć może… to jedyna szansa? Po dłuższej chwili milczenia w końcu zebrał się na kilka słów, zmieniając swoje nastawienie. - Na pustyni uczono mnie, że kiedy jedna ścieżka wydaje się niebezpieczna, należy zawsze poszukać innej. Może Roland ma rację. - Powiedział spokojnie, tym razem bez emocji, odnosząc się do pomysłu najemnika. - Jeśli on nas poprowadzi, pójdę za nim. - Po chwili upił łyk wody z bukłaka, zwilżając spierzchnięte usta. - Mam nadzieję, że wspinać się potraficie. - Spojrzał na resztę z lekkim uśmiechem. - Ja dostanę się na klif bez problemu. Ostateczna decyzja należy jednak do Tamny. To ona przewodzi, nie ja. Czyż nie, Panno Il’Dorai? - Wieszcz otwarcie przeniósł odpowiedzialność za ich dalsze kroki na młodą elfkę. Nie zamierzał wszak przewodzić tą ekspedycją, gdzie ona tak usilnie starała się na nim wywrzeć własne przywództwo. Choć sam mógł sobie poradzić, teleportując się pod bramę już teraz, jak mówił, wiedział, że dla innych będzie to trudniejsza trasa. On nie musiał się wdrapywać, ale pozostali musieli szukać sposobu. Na koniec dodał ironicznie. - Ktoś ma lepszy pomysł niż nasz wojownik? Jeśli nie, to możemy zawrócić… I przeżyć przez jakiś czas. -

Bez względu na finalny plan, Kadeem zamilkł po raz drugi na chwilę, jakby rozważając coś w głowie, a potem, wciąż siedząc na ziemi, zaczął cicho nucić pod nosem. Melodia była powolna, głęboka i niosła w sobie echa pustynnych wiatrów. Była to stara pieśń z jego rodzinnych stron.
Pustynny wicher woła mnie,
Fahri, syn wiatru, przed siebie mknie.
Kroki w piasku giną w cień,
A on wciąż szuka w sercu dzień.
Nad horyzontem słońce drży,
Gdzie dom mój, gdzie ojców sny?
Tam, gdzie wydmy jak morza fal,
Fahri niesie swój dumny żal.
Co najlepsze spojrzał na bladą piękność, bym może po raz ostatni z wymownym… rozczarowaniem wymalowanym na twarzy. Co to jednak znaczyło? Kto wie. Tak czy inaczej, dostosuje się do reszty. Co mu pozostało?
Ostatnio zmieniony 01 paź 2024, 20:30 przez Quenthel, łącznie zmieniany 3 razy.
Obrazek

Zachodnia część lasu

64
POST BARDA
Upomniany przez Qadira, Roland zreflektował się nieco, choć w jego wypadku nie poskutkowało to przeprosinami, czy wycofaniem się ze swoich nieco złośliwych komentarzy, a tylko kolejnym splunięciem i milczeniem. Odwrócił wzrok, skupiając się przez chwilę na dłubaniu sobie między zębami. Może powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś, czego wszyscy by potem żałowali, a może nie miał kontrargumentu, co było w jego przypadku bardziej prawdopodobne.
- Mmm. To byłoby warte przetestowania, choć w innych warunkach i na innych istotach, niż humanoidalne - mruknął cicho Voron. - Na szczurach początkowo, na przykład. Potem na większych stworzeniach. Sprawdzić, jakie zmiany należałoby wprowadzić w zaklęciu, żeby zabrało ze sobą więcej osób. Chętnie towarzyszyłbym ci, Qadirze, w tych testach. Ale nie, nie uważam, żeby dobrym pomysłem było ryzykowanie w ten sposób teraz. Nawet jeśli natura badacza kusi, żeby spróbować.
- Nie jest to dobry pomysł
- zgodził się Rathal, wciąż z determinacją wpatrując się w roztaczający się przed nimi widok.
Najemnik ożywił się z powrotem, gdy ponownie zostało wspomniane jego imię. Zmarszczył brwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, ale słuchał ze skupieniem, daleki od jakichkolwiek protestów.
- Mogę was poprowadzić. Nie widzę innego rozwiązania i z tego, co rozumiem, wy też nie. Możemy przejść obrzeżem, przez tamte ruiny - wskazał zawalone resztki budynków na południe od nich. - A jak się napatoczy jakiś popielaty, to się go zarżnie, zanim zdąży zaalarmować swoich.
- Ja się nie wspinałam
- przyznała Puella niepewnie. - Ale jeśli dasz radę dostać się na górę pierwszy, a potem zrzucić nam linę, czy cokolwiek, to będzie znacznie łatwiejsze.
Wszystkie spojrzenia przeniosły się na Tamnę. Elfka szerzej otworzyła oczy, a jej ramiona spięły się widocznie. Wyglądała, jakby nie spodziewała się, że to na nią spadnie odpowiedzialność za podjęcie ostatecznej decyzji. Typowa dla niej pewność siebie napotkała przeszkodę w postaci czegoś, czego nie była w stanie szczegółowo zaplanować, na temat czego nie było książek i czemu nie mogła stawić czoła samodzielnie, ryzykując tylko swoim własnym życiem. Utkwiła wzrok w twarzy Saliha.
- Miałam... miałam doprowadzić was do bramy. I to zrobiłam. Wyciągnęłam z ksiąg i ze swoich doświadczeń sposób na zamknięcie jej. Czego jeszcze ode mnie chcecie? - spytała, choć w jej głosie nie było irytacji, ani złości. Brzmiała na zrozpaczoną. Nie tak wyobrażała sobie swoje ponowne przybycie do Fenistei. Z pewnością gdy była tu ostatnio, kilka tygodni temu, nie rozciągała się przed nią liczna armia wroga, a jedynie martwe pustkowie. - Nie mam innego pomysłu. Nie mam innego planu.
Nie miał go też nikt inny, a z całą pewnością nie zamierzali po tym wszystkim zawracać. Zsunęli się więc wszyscy z podwyższenia terenu, by ukryć się przed wzrokiem ewentualnego patrolu mrocznych, który przypadkiem mógłby akurat spoglądać w ich stronę i wykryć ruch wśród suchych drzew.
Pieśń Qadira unosiła się w powietrzu pomiędzy nimi, niknąc w ciszy zaledwie kilka kroków dalej. Kiedy skończył, nikt się nie odezwał - przynajmniej do momentu, w którym jego rozczarowane spojrzenie nie padło na Tamnę. Pod jego ciężarem elfka najeżyła się, jak kot, którego ktoś kopnął na ulicy i choć odpowiada milczącą agresją, to nie rozumie, czym sobie na to zasłużył. Zgarbiła się i naciągnęła kaptur głębiej na głowę, chowając pod nim twarz. Puella przez chwilę zerkała to na nią, to na Qadira, zanim przysunęła się do przyjaciółki bliżej.
- Odwaliłaś kawał dobrej roboty - powiedziała do niej cicho, opierając dłoń na jej kolanie. - Nikt ci nie ma niczego za złe. Wszyscy jesteśmy zdezorientowani, ale to tylko mały przestój. Kłoda pod nogami, jedna z wielu. Cholernie wielka, ale nadal. Ogarniemy to, wszyscy razem. Nie musisz mieć odpowiedzi na wszystko.
- Mhm
- mruknęła tylko białowłosa z powątpiewaniem.
- Musimy ruszać teraz, albo poczekać do poranka - zadecydował Roland. - Jestem prawie pewien, że w nocy te elfie kurwie widzą lepiej, niż jebane nietoperze. No a nie wiem, jak wy, ale ja w nocy to chuja widzę. Jeśli ruszymy teraz, może uda się nam dotrzeć na miejsce przed zmrokiem, a może nie. Jeśli poczekamy do jutra, będziemy mieć cały dzień. Co wolicie?
Obrazek

Zachodnia część lasu

65
POST POSTACI
Qadir
Czarnoksiężnik przyglądał się wszystkim uważnie, gdy rozmowa przeszła w mniej napięty ton, choć jego cierpliwość była na wyczerpaniu. Pomimo wcześniejszego wybuchu złości starał się zachować kamienną twarz. Dortris, w odpowiedzi na jego uwagę o teleportacji, mruknął coś o testach na szczurach i większych stworzeniach, co tylko podkreśliło, jak odległa i nierealistyczna była ta propozycja w ich obecnej sytuacji. Salih skinął głową, przerywając ciszę, która zawisła po wypowiedzi Vorona. - Owszem, to mogłoby być warte rozważenia... w innych okolicznościach. O ile kiedyś wrócę do Karlgardu, przyjdzie czas na takie eksperymenty, ale teraz… - Spojrzał na zebranych. - …nie mamy tego luksusu. - Czuł, że to temat, który nie wniesie niczego do ich obecnej sytuacji. Wolał skupić się na konkretach, a nie teoretycznych rozważaniach. Rathal, jak zwykle pragmatyczny, potwierdził jego słowa, co tylko wzmocniło Yasinowi poczucie, że nie warto wracać do pomysłu teleportacji grupy w tej formie.

Gdy rozmowa przeszła na temat planu działania, mag pustyni skierował swoją uwagę na Rolanda. Najemnik, zaskakująco rzeczowy, zaproponował trasę przez ruiny, a choć jego ton wciąż był szorstki, Qadir uznał, że w tym przypadku on miał rację. Pokonanie całej armii było nierealne, a przekradanie się środkiem pola walki równało się samobójstwu. Decyzja o obchodzie wydawała się najrozsądniejsza. - Jak mówiłem, zgadzam się z nim. - Powiedział “Pustynny Smok”, prostując się i rzucając krótkie spojrzenie w stronę zgliszczyt, które wskazał wojownik. - Jedyne, co nam pozostaje, to spróbować ruszyć dookoła ich. - Jego wzrok spoczął na Rolandzie, który, choć nieco brutalny, zdawał się rozumieć, na co się porywają. Następnie obywatel Urk-hun przeniósł ślepia na Tamnę, gdzie wydawało się naszemu bohaterowi, że to do niej należała ostateczna decyzja. Elfka wydawała się jednak przytłoczona ciężarem odpowiedzialności, co wyraźnie odbiło się na wyrazie twarzy proroka. To była ta sama dziewczyna, która wcześniej chełpiła się swoją rolą przewodniczki przed nim, a teraz wycofywała się z poważnego stanowiska. W jego mniemaniu to było słabe, żeby nie powiedzieć wręcz żałosne.

Zsunęli się z wyższego terenu, chowając się przed ewentualnym patrolami wroga, a w milczeniu obserwował ruchy grupy, oceniając ich zdolności i przygotowanie do nadchodzącego zadania. W międzyczasie czuł, jak rośnie w nim rozczarowanie panną Il’Dorai. Wcześniejsza pewność siebie kobiety wraz ze zdecydowaniem teraz ustąpiły miejsca strachowi, a w tym dezorientacji. Salih tym samym dalej czuł irytację, ale nie zamierzał tego okazywać wprost. Słyszał z pewnością, jak Puella starała się pocieszyć swoją przyjaciółkę. Czy chciał jednak otwarcie ingerować? Pewnie nie. Posłał jednak mł… starszej koleżance będącej przedstawicielką innej rasy jeszcze jeden kamienny wyraz twarzy. Przymknął powieki, by na chwilę zebrać myśli, a potem poprawił szatę, spoglądając już na długowiecznego ojca badaczki. - Jeśli Tamna nie czuje się na siłach, musimy podjąć decyzję wspólnie. - Oznajmił, rozkładając ręce, jakby proponował demokratyczne rozwiązanie. - Chyba, że to ja mam przejąć dowodzenie, jeśli tego chcecie. - Ton syna Raaidy był spokojny, ale stanowczy. Nie było w nim miejsca na dyskusje. Wiedział, że w takich chwilach potrzebne są prężne decyzje, a nie niekończące się debaty.

Bez względu na ostateczny werdykt, zamierzał wypowiedzieć swoją opinię. - Roland pójdzie z przodu. - Kontynuował, zwracając się do towarzyszy. - Myślę, iż my z Rathalem ustawimy się pośrodku, a Voron z dziewczynami na tyłach w większym nieco odstępie. Nie chcę, by Puella czy Tamna musiały ryzykować niepotrzebnie w razie ataku. Pierwsi zajmiemy się walką, jeśli do niej dojdzie. - Zwrócił się jeszcze do barczystego gościa, mówiąc do niego wprost. - Jak już dotrzemy pod klif, mogę się teleportować na górę i zacząć jako pierwszy wciągać resztę. Powinniśmy działać szybko. Późną nocą nasza sytuacja będzie jeszcze gorsza, a wróg może nas dobitnie osaczyć, gdy będziemy odpoczywać. Nie chcę nawet myśleć jakby mieli wszcząć alarm. - Gdyby zaczęli powoli kierować się w stronę rozbitych budowli, Kadeem użyłby swojego błogosławionego widzenia, by ocenić, czy wśród oddziałów mrocznych nie czają się silniejsze, magiczne jednostki. Chciał przewidzieć, co czeka ich dalej, bo wiedział, że najgorsze miało dopiero nadejść.
Ostatnio zmieniony 01 paź 2024, 20:27 przez Quenthel, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Zachodnia część lasu

66
POST BARDA
- Tamna nigdy nie była od podejmowania decyzji - zaprotestowała Puella w imieniu swojej przyjaciółki. - Nie wiem, czego od niej oczekujecie. Miała nas tu doprowadzić i to zrobiła. Podała też dwa sposoby na poradzenie sobie z tym problemem. Co jeszcze ma zrobić? Zwiad? I może jeszcze zamknąć bramę sama? To po cholerę wy wszyscy tu jesteście?
- Nie jesteśmy oddziałem wojska, żeby ktoś musiał przejmować dowodzenie. Nikt też nie ma wobec Tamny takich oczekiwań... mam nadzieję
- Rathal zerknął na Qadira znacząco. - Trzeba tylko podjąć decyzję, z której wszyscy będą zadowoleni... albo z której wszyscy będziemy niezadowoleni po równo.
Większość zgadzała się z Salihem i jego planem, choć nie do końca podobał się on Voronowi. Ciemnowłosy elf uważał, że zostało za mało czasu, zanim zapadnie zmrok, w którym mroczne elfy będą mieć dodatkową przewagę. Twierdził, że najlepiej będzie przeczekać resztę dnia i ruszyć następnego, o świcie; poza nim jednym jednak nikt nie chciał czekać. Wystarczająco dużo czasu już zmitrężyli i każdy chciał mieć to już za sobą.
Zostawiwszy powozy i wierzchowce ukryte w suchym, ale dość gęstym lesie, prowadzeni przez Rolanda ruszyli w kierunku ruin. Kobiety trzymały się z Voronem z tyłu, choć nie dlatego, że musiały dbać o siebie bardziej, niż inni, ale ze zwyczajnego rozsądku - rozdzieliwszy się na trzy mniejsze grupy, mniej przyciągali ewentualną uwagę.
Dobrą godzinę zajęło im wydostanie się z lasu i wejście pomiędzy zrujnowanie budynki. Przedwieczne, kamienne ściany nie podpierały już żadnych sufitów, a sypały się w dół jak szare zamki z piasku. Podążali pomiędzy nimi w milczeniu, zbyt mocno świadomi bliskości wojsk z podmroku, by pozwolić sobie na rozmowy, nawet te najcichsze. Ich kroki zostawiały ślady w pyle, pokrywającym ruiny. W pewnym momencie Roland zatrzymał się gwałtownie i zatrzymał też pozostałych, wskazując im kilka grubych, białych nici, rozciągniętych po ziemi pomiędzy kamieniami; musieli przekroczyć je ostrożnie, by nie nastąpić na żadną z nich i nie zaalarmować całego obozu swoją obecnością. Słońce powoli zniżało się ku horyzontowi. Czy zdążą dotrzeć na nabrzeże i drugą stronę bramy, zanim nadejdzie noc?
Rathal zatrzymał się w pewnym momencie i odwrócił, spoglądając na córkę, która musiała wysłać mu wiadomość mentalną, tak, jak robiła już niejednokrotnie. Potem uniósł wzrok na wznoszące się nad ruinami skarpy i gestem popędził wszystkich, by szybciej weszli w cień.
- Tamna widziała ruch - szepnął. - Musimy się pospieszyć.
Kolejne kilka godzin wędrowali pomiędzy resztkami budowli, a zaschniętym pustkowiem, obchodząc obóz wojskowy od zachodu, w stronę południa. Gdy niebo przyjęło odcień ciepłego różu, w oddali widzieli już morze. Szum fal docierał do nich nawet tutaj, razem z bliżej nieokreślonym pomrukiem, jaki wydawało otwarte przejście do podmroku. Teraz patrzyli na nie od boku i wyraźnie mogli dostrzec, że za nim nie ma niczego, czego mogliby się obawiać - poza samym klifem, ostro urwaną skałą, spadającą w wodę. Nie wiedzieli jeszcze, czy pod spodem istniało miejsce, w którym będą mogli bezpiecznie stanąć i wspiąć się na górę, ale byli pewni, że te ostatnie metry niestety przyjdzie im przebyć w ciemnościach nocy, co nie ułatwi zadania.
Zatrzymali się jeszcze na krótką przerwę w stosunkowo bezpiecznym miejscu, by coś zjeść i nabrać sił, podczas gdy Roland samodzielnie ruszył na dalszy zwiad. Nie minęło wiele więcej, niż kwadrans, zanim wrócił... choć nie sam.
- Patrzcie, co znalazłem - powiedział i z impetem rzucił pomiędzy nich elfa.
Odziany w ciemny strój, mroczny zwijał się z bólu. Musiał być jednym z dalszych strażników. Trzymał się za brzuch, a pod jego palcami rozprzestrzeniała się plama krwi.
- Drugi nie żyje. Tego możemy przesłuchać.
- Cho'chqa
- stęknął tylko ich jeniec głucho.
Obrazek

Zachodnia część lasu

67
POST POSTACI
Qadir
Przez cały czas obserwował napiętą atmosferę. Puella broniła Tamny, a Rathal próbował rozładować sytuację z gracją, starając się nie wywołać niepotrzebnych konfliktów. Jego spojrzenie na Qadira było znaczące, jakby pytał, czy naprawdę potrzeba tutaj dowódcy. OIbywatel Urk-hun jednak nie zamierzał brać tej roli na siebie, przynajmniej nie w taki sposób, jak sugerował długowieczny mag. Przeciwnie – jego wybory opierały się czymś zgoła innym. - Trzeba podjąć decyzję, która pozwoli nam osiągnąć cel - powiedział powoli, by każdy mógł dokładnie zrozumieć jego słowa. - Czy będzie ona zadowalająca, czy nie, nie ma to teraz większego znaczenia. Stoimy przed czymś, co wymaga od nas precyzji, a nie satysfakcji. - Pod koniec zdania, wyczuwając napięcie, odwrócił się w stronę elfki i rudowłosej kobiety. Mimo że słowa panny Sonos mogłyby zostać zinterpretowane jako zarzut, Salih z westchnieniem uznał, że nie ma sensu prowadzić dalszej polemiki. Starał się zachować spokój, choć wewnętrzny stres coraz bardziej dawał o sobie znać. - Przepraszam, jeśli zabrzmiałem oschle. - czarownik rzekł ciszej, spoglądając kątem oka na Tamnę. - Chcę tylko mieć pewność, kto, za co odpowiada. Będę wdzięczny, jeśli pozostaniecie w tyle, z resztą grupy. - Tym samym zakończył dyskusję, przynajmniej na tym etapie, a ich rozmowa nie ciągnęła się dalej.

Ruszyli w stronę ruin w ciszy, starając się nie przyciągać uwagi. Gdy Roland dostrzegł sieci, Yasin skutecznie ich uniknął. Pomimo swojej wrodzonej ciemnej karnacji, nie miał przewagi w kamuflażu. A szkoda. Kroki czarnoskórego proroka były równie ostrożne, a twarz wyrażała skupienie. Wiedział, że każdy najmniejszy błąd mógłby kosztować ich życie, dlatego trzymał się na uboczu, nie angażując się zbytnio w rozmowy. Czas mijał, a noc zapadała powoli. Na myśl przyszło mu, jak niewiele mogą zrobić w obliczu ciemności. Wymiana zdań mentalna między starszym profesorem uczelni, a jego potomkinią mogła pomóc im w koordynacji, ale niestety ta zdolność była dostępna tylko dla nich dwojga. Co miał nasz bohater? Jedynie niezwykły wzrok dostrzegający ruchy magii, lecz to tyle. Gdy wyrośnięty wojownik przyspieszył kroku z resztą, Qadir również ich nadganiał, próbując dotrzymać kroku reszcie, aż zbliżali się nieubłaganie do klifu z portalem.

Podczas krótkiego postoju Kadeem nie czuł się szczególnie głodny. Postanowił wykorzystać ten czas na medytację, próbując nawiązać kontakt ze swoim boskim zleceniodawcą, Stwórcą Elfów. Usiadł w pozycji po turecku, zamknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów, koncentrując się na wewnętrznej ciszy. - Wybacz moje wcześniejsze słowa, Sulonie. - wyszeptał. - Mam siły jak mówiłeś, choć potrzebuję Twojej wskazówki. Gdzie dokładnie mam ulokować tę energię? Jak mam ich uratować bez ofiar? Pomóż mi ocalić wszystkich. - W trakcie tej medytacji, z zamkniętymi oczami, poczuł chęć skontaktowania się z młodszą Il’Dorai. Przez krótką chwilę mówił do niej po tym, gdy powstał na równe nogi, podchodząc do zakapturzonej piękności. - Przywiodłem ci wiele gniewu, Tamno, pewnie całkiem niesłusznego. - odparł cicho profeta, nie wiedząc, czy nawet oczekuje od niej żadne odpowiedzi. Ostatnie poczynania wieszcza nie należały do najprzyjemniejszych w stronę dziewczyny. Czy to z powodu misji? - Wkrótce jednak przestanę być twym problemem. Zniknę, ale to nie będzie złe. Wszystko się ułoży. -

Kilka chwil później Roland wrócił, lecz tym razem nie był sam. Z impetem rzucił między nich mrocznego elfa, zakutego w ciemny strój, który zwinął się z bólu, trzymając się za brzuch. Plama krwi na jego tunice świadczyła o tym, że został ranny, ale jeszcze żył. Drugi strażnik, jak wyjaśnił po chwili jegomość, nie miał tyle szczęścia. Wyprostował się powoli, jego wzrok przesunął się po całej drużynie, a potem ulokował się kompletnie na więźniu. Choć Salih próbował zachować spokój, sytuacja wymagała natychmiastowych działań. Użytkownik vitae z daleka podszedł bliżej, a następnie zarzucił pytaniami najemnika. - Nie narobiłeś hałasu, prawda? Jesteś pewien, że to wszyscy, których spotkałeś? - Zwrócił się później do Vorona oraz Rathala, sugerując, aby pomogli przesłuchać mrocznego elfa. Było jasne, że mają mało czasu, a reszta nie znała elfickiej mowy, prawda? - Zadajcie mu pytania. - Karlgardczyk mówił spokojnie, choć głos mężczyzny z pustyni miał teraz twardszy ton. - Chcę wiedzieć, co czeka nas przy bramie. Czy da się tam przejść na drugą stronę. Ile jest jednostek w pobliżu. I czy zna właściciela tego amuletu. - Wtedy też uczeń Zakkuma wyjął z kieszeni mały, ciemny amulet z wężami oraz kryształem pośrodku nich, trzymając go tak, aby przedstawiciel rasy z Podmroku mógł go wyraźnie zobaczyć. Przesłuchanie miało przynieść odpowiedzi na dość jasne pytania, które mogły zdecydować o ich przyszłości, a zwłaszcza… tej wykładowcy z Nowego Hollar.
Ostatnio zmieniony 01 paź 2024, 20:24 przez Quenthel, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Zachodnia część lasu

68
POST BARDA
Sulon milczał, tak samo, jak poprzednim razem i Qadirowi mogło się wydawać, że jego próby porozumienia się ze stwórcą elfów skazane są na porażkę. Kiedy jednak miał podnieść się już i zająć się innymi sprawami, powietrze wokół niego zawirowało, podrywając z ziemi pył, a wśród drzew w oddali pojawiła się niewyraźna, humanoidalna sylwetka, idąca w jego kierunku. I choć znajdowała się coraz bliżej, mimo najszczerszych chęci nie był w stanie wyostrzyć na niej spojrzenia tak, by widział ją dokładnie.
- JɆ₴₮ɆŚ ₲ŁɄ₱₵Ɇ₥, ฿Ø Ⱬ₳₱Ø₥₦ł₳ŁɆŚ, ŻɆ JɆ₴₮ɆŚ ₮ɎⱠ₭Ø ₵ⱫŁØ₩łɆ₭łɆ₥ - rozbrzmiał głos w jego głowie. - ₦łɆ ₥₳₥ ₵Ⱬ₳₴Ʉ ₦₳ ₲ŁɄ₱₵Ó₩.
Spomiędzy drzew wyszła druga postać. Obie uniosły ręce, z których zaczęły snuć się promienie światła, by spleść się w lśniący warkocz, odpędzający mrok. Pod ich stopami martwa ziemia zaczęła się zielenić.
- ₦łɆ Ø₴łĄ₲₦łɆ₴Ⱬ ₮Ɇ₲Ø ₴₳₥. Ʉ₥ⱤⱫɆ₴Ⱬ, J₳₭ ₩łɆⱠɄ ₱ⱤⱫɆĐ ₮Ø฿Ą ł ₩łɆⱠɄ ₱Ø ₮Ø฿łɆ, ₱ⱤⱫɆŚ₩ł₳Đ₵ⱫØ₦Ɏ₵Ⱨ Ø ₩Ł₳₴₦ɆJ ₩łɆⱠ₭ØŚ₵ł.
Dwie postacie, wciąż tak samo niewyraźne, jak wtedy, gdy stały daleko od niego, znalazły się nagle na wyciągnięcie ręki. Nie widział ich dokładnie, ale zdawał sobie sprawę, że patrzą na niego z góry.
- ₴łŁĘ, Ø ₭₮ÓⱤĄ ₱ⱤØ₴ł₴Ⱬ, JɄŻ ₥₳₴Ⱬ. ₳ⱠɆ ₦łɆ₥₳Ⱡ ₴₮Ɽ₳₵łŁɆŚ JĄ ₩₵ⱫɆŚ₦łɆJ, ₳ ₮ɆⱤ₳Ⱬ ₵Ⱨ₵Ɇ₴Ⱬ ₴łĘ JɆJ ₱ØⱫ฿ɎĆ. ₴₭₳ŻɆ₴Ⱬ ₴₩ÓJ Ś₩ł₳₮ ₦₳ Ⱬ₳₲Ł₳ĐĘ. ₦łɆ ₥₳₥ ₵Ⱬ₳₴Ʉ ₦₳ ₲ŁɄ₱₵Ó₩.
Uderzenie w splot słoneczny przyszło nagle. Gwałtownie wypchnęło powietrze z płuc Qadira i rzuciło go na ziemię, dokładnie w ten sam sposób, jak wtedy, gdy udało mu się skontaktować z bóstwem poprzednim razem. Wtedy jednak nie czuł z jego strony takiego bezpośredniego gniewu. Rozzłościł Sulona, nie samym pytaniem, ale czymś zgoła innym; tylko czym? Jak zawsze, nie otrzymał żadnych konkretów.
Tamna uniosła na niego zaskoczone spojrzenie, gdy postanowił nagle, po tym wszystkim, jednak się do niej odezwać. Odwróciła głowę dopiero wtedy, gdy zorientowała się, że jest to poniekąd pożegnanie. Nie była z tego zadowolona. Zdążył zobaczyć w jej ciemnych, podkrążonych oczach zmęczenie i to samo rozczarowanie, jakim on uraczył ją wcześniej. Skoro przyszedł tylko powiedzieć, co miał do powiedzenia i nie zostawiał miejsca na dyskusję, ona nie zamierzała nalegać.
- Nie czuj się zobowiązany - odpowiedziała tylko chłodno. - Czymś zasłużyłam sobie na twoją pogardę i niechęć, trudno, nie jesteś pierwszy. Już niedługo każde pójdzie w swoją stronę.

Schwytany przez Rolanda, mroczny elf nie był w stanie walczyć. Jego popielata twarz zroszona była potem, a usta wykrzywione w bólu. Wydawał się niski i wątły, choć Salih mógł podejrzewać, że w pełni swoich sił potrafił być całkiem śmiercionośny. Ale miał pecha - na jego drodze stanął Roland.
- Za kogo ty mnie masz, za laika? - oburzył się najemnik, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Kopnął jeńca, a ten jęknął i zwinął się na ziemi jeszcze bardziej. - To był zwiad, albo wartownicy. Chuja rozumiem z tego jego seplenienia. Byli sami, bez pająków, ani innych dziwactw. Nie zdążyli nikogo zaalarmować.
- To było nieostrożne
- stwierdził Rathal.
- Gdybym nie był ostrożny, już by się tu na was zwalił cały oddział tych szarych jebańców. Przyniosłem wam tylko jednego. Miałem zabić na miejscu? Sądziłem, że się wam przyda żywy.
- Bo przyda się żywy
- zgodził się Voron. Spojrzał na Saliha i skinął głową. - Przepytamy go.
Rozmowa była dla Karlgardczyka równie niezrozumiała, jak dla Puelli, albo Rolanda. Elfy pochylały się nad rannym, który wypluwał z siebie początkowo tylko coś, co brzmiało jak obelgi. Krzyknął, gdy Tamna z wściekłością odmalowaną w oczach wcisnęła mu czubek brudnego buta w ranę, ale zdawało się, że wtedy też zmiękł odrobinę, a oni dostali jakieś odpowiedzi. Potem elfka szarpnęła go za włosy, równie białe, jak jej własne i zmusiła go do spojrzenia na amulet, zaprezentowany przez Qadira. W jego fioletowych oczach pojawił się błysk, świadczący o tym, że rozpoznał to, co widział. To był jednak moment, w którym zacisnął usta w wąską kreskę i nieważne, jak nie próbowali, nie byli w stanie wyciągnąć z niego już nic więcej, poza kolejnymi groźbami i obelgami. Niektóre się powtarzały.
- Mówi, że bramy nie trzeba strzec. Że strzeże się sama - westchnął Rathal, który w przeciwieństwie do swojej córki nie widział powodu, by brudzić sobie ręce. - Że tutaj, od południa, nie ma ich więcej. Mówi, że brama jest otwarta. I, oczywiście, że zaleje nas ich armia z wielką siłą, wszyscy umrzemy... i tak dalej. Tylko o amulecie mówić nie chce, nieważne, co robimy.
- Mogę go podleczyć
- zaproponowała Puella, stojąca u boku Qadira. - Zakneblujemy go, zwiążemy i zabierzemy ze sobą. Może za jakiś czas powie coś więcej.
Obrazek

Zachodnia część lasu

69
POST POSTACI
Qadir
Wyczuwając porażkę w kontakcie z jednym z wyższych bytów, Salih wstał, gotów zająć się czymś innym, gdy nagle poczuł, jak powietrze wokół niego zawirowało. To nie było coś, czego mag się spodziewał – pył z ziemi uniósł się w powietrze, a w oddali, wśród drzew, pojawiła się humanoidalna postać, która zbliżała się do niego. Mimo wysiłków nie był w stanie jej dostrzec wyraźnie, jakby jego zmysły były osłabione. Kiedy rozbrzmiał głos w jego głowie, przesiąknięty gniewem, zrozumiał, że Sulon z nim rozmawia, ale w sposób, który dobitnie ranił. Słowa były ostre, pełne pogardy. “Pustynny Smok” poczuł, jak jego pycha zostaje zgnieciona, choć faktycznie nie rozumiał dokładnie, czym rozgniewał to bóstwo. Podczas gdy myśli mężczyzny krążyły wokół tych gorzkich słów, dwie postacie zbliżały się coraz bardziej, aż w końcu stanęły tuż przed nim. Nie mógł ich zobaczyć wyraźnie, ale ich obecność była namacalna, niemal przytłaczająca. Wydawało się, że patrzą na niego z góry, pełne władzy i siły, której nie mógł pojąć.

Głos Sulona był nieubłagany, oskarżający Qadira o głupotę oraz bezmyślność. I nagle, bez ostrzeżenia, przyszło to uderzenie. Syn Raaidy poczuł, jak coś uderza go w splot słoneczny, wyciskając z niego całe powietrze. Upadł na ziemię, jego ciało poddało się sile, której nie mógł się fizycznie ani magicznie sprzeciwić. Mimo tego walczył, by odzyskać oddech, patrząc nad siebie, na jaśniejące figury nad sobą, starając się zrozumieć, kim były. Wizja Stwórcy Elfów i złość boga niemniej szybko zniknęła, pozostawiając profetę z poczuciem porażki wraz z zagubieniem. Tak też czarownik powoli, jego organizm wciąż drżał po doświadczeniu tej potęgi. - Jestem tylko człowiekiem. - Powiedział cicho w głębi umysłu, próbując odnaleźć sens w tym, co właśnie się wydarzyło. - Dlaczego zatem tak wielka odpowiedzialność spada na moje barki? - Czuł tym samym ciężar pytań, na które nie miał odpowiedzi. A tych odpowiedzi zapewne nie dostanie przez dłuższy czas.

Kiedy następnie podszedł miarowym krokiem do młodszej Il’Dorai, jego zachowanie zmieniło się znacząco. Nie był już pełen zuchwałości, którą wcześniej manifestował. Coś go tknęło, choć nie wiedział dokładnie co. Karlgardczyk był w stanie wyrazić tego słowami, jego zdolności socjalne przecież ograniczały się do formalnych rozmów z innymi profesorami albo nauczania młodszych adeptów magii. W jego słowach łącznie z postawą kryła się pewna sztywność, wynikająca z przyzwyczajenia do kontrolowania sytuacji. Tamna, tak czy inaczej, spojrzała na niego z rozczarowaniem, co uderzyło Urk-huńczyka bardziej w sumienie, niż by się spodziewał. Dostrzegł od razu zmęczenie w oczach kobiety, podobne do tego, które czuł sam. - Nie chcę, by to tak się skończyło. Nie zasłużyłaś na to. - Powiedział do niej cicho, z odrobiną smutku w głosie, choć jego słowa obecnie zabrzmiały niczym obietnica zmiany. W tej atmosferze powoli ją opuścił, zatrzymując się ewentualnie na dopowiedzenie ze strony badaczki. Miała prawo mu nie wierzyć lub nie chcieć później wejść w tę konwersację. Wszystko zależało od tego, jak bardzo zranił dziewczynę zatraceniem się w celu wyprawy oraz swym snobizmem.

Roland, najemnik, pojawił się nagle, przynosząc więźnia – mrocznego elfa. Kiedy przyszło do przesłuchania więźnia, Salih oddał przestrzeń elfom, wiedząc, że to oni najlepiej zrozumieją swojego rodaka. Interesowały go szczegóły dotyczące amuletu, który niósł ze sobą – chciał wiedzieć, czy artefakt ten był kluczowy do zamknięcia portalu, czy też miał im przeszkodzić. Niestety, nawet po pokazaniu naszyjnika więźniowi, nie uzyskał zadowalających odpowiedzi. Elf milczał, mimo wysiłków Tamny i innych. - Może warto przeszukać jego kieszenie. - Zasugerował Yasin, rozglądając się po okolicy, gdy potomkini założycieli Nowego Hollar kontynuowała swoje “brutalne metody”. Ton miał znowu chłodny, praktyczny.

Kiedy już użytkownik vitae w pomarańczowej szacie uzyskał wyjaśnienie od Rathala wraz z Dortrisem, spojrzał mimowolnie na pochwyconego, trzymając amulet, powiedział z delikatną ironią. - Jak brama się zamknie, twój Pan ci nie pomoże. - Była to subtelna sugestia, ale nie oczekiwał, że mroczny wartownik zrozumie jego wypowiedziane zdania – bardziej liczył na tonację i gesty, które mogły zasiać ziarenko wątpliwości. Kadeem wyraził też swoje obawy dotyczące członka armii Podmorku. Pozostawał ciut sceptyczny wobec sugestii Sonos. - O ile uleczony będzie chciał gadać… Nie zapowiada się, by tak miało się stać. Gorzej, że może wtedy łatwiej znaleźć sposób na ucieczkę lub w nieznany nam sposób zaalarmować swoich współbraci. - Wieszcz zastanowił się nad tym chwilę, chowając podbródek w dłoni. - Jak uważacie. Trzymajcie go jedynie blisko siebie. - Dodał jednak bez stanowczej odmowy.
Obrazek

Zachodnia część lasu

70
POST BARDA
Tamna odprowadziła mężczyznę spojrzeniem, ale nic już nie mówiła. To i tak była ich najdłuższa interakcja od momentu, w którym Qadir postanowił, że nie mają o czym rozmawiać. Właściwie odkąd jeszcze w karczmie poszła na górę, spać. Wraz z porankiem przyszło wiele stresujących wydarzeń, a po drodze do Fenistei już nie rozmawiali. Wyglądała, jakby zdecydowanie miała coś jeszcze do powiedzenia, ale postanowiła trzymać język za zębami. Może w innych okolicznościach udałoby się im wyjaśnić sobie wzajemne pretensje i dojść do jakiegoś porozumienia, ale to nie był na to ani czas, ani miejsce.
Potem uniosła na niego wzrok, gdy zaproponował przeszukanie kieszeni elfa i bez protestów pochyliła się, by to zrobić. Szarpiąc szatą jeńca w poszukiwaniu jakichkolwiek schowków niczego nie znalazła, ale trafiła pod rękawem na skórzaną bransoletę, zapiętą nad jego łokciem, z obcym symbolem wypalonym w skórze. Ściągnęła ją mu z ręki i podniosła mu przed twarz, rzucając ostre pytanie. W odpowiedzi szaroskóry zaśmiał się chrapliwie i odrzekł coś słabo.
- Bractwo... Głębokiej Rany? - przetłumaczyła na wspólny i spojrzała pytająco na pozostałych. - Grozi nimi, oczywiście. Że nas dorwą i tak dalej. Może jakaś organizacja, do jakiej przynależy?
- Cóż, jak dobrze pójdzie, to żadne bractwo nikogo nie dopadnie - stwierdziła Puella.
Potem Tamna znów przetłumaczyła słowa Qadira na język swojej rasy, wystarczająco podobny, by przynajmniej częściowo się rozumieli. Elf przeniósł wściekłe spojrzenie na Karlgardczyka, a potem kaszlnął, wypluwając na brodę równie czerwoną krew, jak ta, która płynęła w żyłach ich wszystkich.
- Bramy nie da się zamknąć - tłumaczyła białowłosa, gdy jeniec wściekle syczał w stronę maga. - Nie macie takiej mocy. Moja pani wyjdzie na wasze podbite ziemie jako ostatnia i stanie się królową słońca i gwiazd. Amulet nic wam nie da. Nigdzie was nie zaprowadzi.
Voron machnął dłonią, zirytowany.
- Trzeba go dobić. Nic nam nie powie. Będzie tylko groził, nic więcej, do ostatniego tchu.
Niektórzy się jeszcze wahali, ale ostatecznie nikt nie zaprotestował, a ryzyko zachowania go przy życiu było zbyt duże, więc Roland sięgnął po miecz i przebił nim serce mrocznego, sprawiając, że światło w jego oczach ostatecznie zgasło. Tamna podniosła się i z frustracją machnęła dłonią, a z ziemi wokół trupa wystrzeliły pnącza, które wciągnęły go pod jej powierzchnię, zostawiając po nim tylko zruszoną glebę.
- Z tymi, których schwytaliśmy wtedy, też nie dało się dogadać - powiedziała. - Raptem kilka informacji, nic użytecznego, te same groźby i obietnice. Tak jakby mieli głowy wyprane przez tę swoją królową.
Obrazek

Zachodnia część lasu

71
POST POSTACI
Qadir
Obserwował Tamnę kątem oka, nie naciskając na rozmowę. Wiedział, że czeka ich jeszcze zajęcie się potężnym między wymiarowym przejściem, a zatem ich prywatne sprawy muszą poczekać. Nie dotyczyło to już tylko jej ojca, Rathala lub pozostałych towarzyszy, ale także emocji z uczuciami, których unikał, jakby były kolejną niebezpieczną pułapką. Profesor z Nowego Hollar, mimo swojej mądrości i doświadczenia, coraz bardziej czuł, że jego pycha była problemem. Ta pycha towarzyszyła niejednemu magowi, a zwłaszcza takiemu, który miał przed sobą zadanie rangi światowej. Mimo to Qadir musiał nauczyć się odpuszczać, a Sulon — w całej swojej potędze — zdawał się to zrozumieć oraz mu przekazywać lepiej niż ktokolwiek inny. Gniew niekiedy był jedynym solidnym narzędziem do tego.

Gdy przyszła pora na przesłuchanie mrocznego elfa, Salih zachowywał swoisty spokój z koncentracją. Nie posiadał zaklęć ani umiejętności odpowiednich do wyciągania informacji tak jak reszta, co tylko podkreślało ich bezradność wobec upartego jeńca. Gdy Tamna zaczęła przeszukiwać jego kieszenie na sugestię naszego bohatera, “Pustynny Smok” rzucił okiem na pozostałych towarzyszy, sprawdzając ich reakcje, ale sam nie spodziewał się wiele. Kiedy młoda Il’Dorai odkryła bransoletę, jej reakcja nie zaskoczyła go. Jeńcy z reguły ukrywali coś pod powierzchnią. Mimo to, słysząc, jak blada piękność tłumaczy słowa więźnia, o „Bractwie Głębokiej Rany”, czarnoksiężnik zmarszczył brwi, zastanawiając się nad znaczeniem tej nazwy. - Brzmi jak jakaś kasta... Szkoda, że nic więcej nam to nie mówi. - mruknął bardziej do siebie, choć jego głos był na tyle wyraźny, by reszta mogła go usłyszeć. Był ciekaw, czym dokładnie zajmowało się to bractwo i czy to ich teren. Jednak, jak to często bywało z takimi organizacjami, wiedział, że dalsze pytania nie przyniosą jasnych odpowiedzi.

Westchnął lekko, słysząc kolejne groźby elfa, i dodał z pewnym zmęczeniem: - W istocie są całkowicie oddani swojemu przywódcy… albo przywódczyni, skoro określił ją jako kobietę. To solidna indoktrynacja. - Zastanawiał się nad tym krótko, bo choć brzmiało to, jak fanatyzm, wiedział, że takie oddanie może być równie groźne, co ich wrogowie. Jednak to nie groźby najbardziej go niepokoiły. Amulet, który mieli, wciąż budził jego podejrzenia. Wydawało mu się, że może być kluczowy w zamknięciu bramy, choć elf uparcie milczał na ten temat. Nie był pewien, czy to z obawy, czy z nieświadomości, ale czuł, że artefakt może odgrywać większą rolę, niż wszyscy sądzili. Kiedy Roland wyciągnął miecz, a reszta grupy zdecydowała o losie istoty, syn Raaidy jedynie skinął głową. Jego twarz pozostała bez wyrazu, choć decyzja o zabiciu jeńca nie była dla niego trudna. Wiedział, że ciąganie niesubordynowanego przeciwnika ze sobą było nie tylko ryzykowne, ale stanowiło zbędny balast.

Po śmierci mrocznego, a zarazem widząc, jak jego ciało zostaje wciągnięte przez pnącza, Kadeem lekko skrzywił się. Magia podmroku, choć niezwykła, zawsze wydawała mu się… surowa. Jednak nie skomentował tego na głos. Zamiast tego zerknął na badaczkę, jego spojrzenie nieco złagodniało. - Wygląda na to, że musimy skupić się na naszych notatkach i… sprawdzić portal w praktyce, jakkolwiek dziko to brzmi. Nie jestem już nawet pewien, czy mój plan by tu zadziałał. - powiedział spokojnie, jednak nie krył wyrazem twarzy, iż artefakt wciąż nie dawał mu spokoju. - Boję się używać tego przedmiotu, w każdym razie. Najpierw zobaczymy, co stanie się z wyłącznie naszymi mocami. - dodał, wyraźnie sugerując, że nie chciał podejmować pochopnych decyzji, zanim nie sprawdzą, jak ich moce będą reagować na portal.

Rozejrzał się dookoła, badając sytuację w obozie i upewniając się, że wszyscy byli bezpieczni. Widział, że każdy może być na swój sposób zmęczony, ale miał też świadomość, że potrzebują chwili wytchnienia, by móc ruszyć dalej. – Jak wasze siły? – zapytał wieszcz, przenosząc wzrok na resztę grupy. - Chciałbym ruszać możliwie jak najszybciej. Moje zmysły zaczęły już wariować… a wszyscy musimy być sprawni jak nigdy. - Jego słowa były stonowane, ale pod nimi kryła się świadomość, że każdy moment opóźnienia może kosztować ich więcej, niż są gotowi zapłacić.
Obrazek

Zachodnia część lasu

72
POST BARDA
- To go nie używaj - powiedział Rathal. - Wszyscy widzieliśmy już, z czym wiąże się nierozważne korzystanie z artefaktów, o których niczego nie wiemy. To nie jest moment ani miejsce na kolejną utratę wzroku, zakładając, że nie wydarzyłoby się nic jeszcze gorszego.
Tamna profilaktycznie się nie odezwała, wiedząc, że w tym temacie nikt nie stanie po jej stronie. Nawet Puella, jej przyjaciółka, potępiała te samobójcze zapędy i absolutny brak rozsądku. Testowanie wszystkiego, na co trafiła, na sobie samej, wcześniej czy później musiało skończyć się śmiercią i wszyscy poza samą elfką doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
- Jaki twój plan? - spytała za to Puella. - Zamierzałeś skorzystać z niego przy bramie? To nie jest rozsądne. Boję się, że zwróci na nas uwagę. Powinieneś schować go głęboko i nie wyciągać z kieszeni, dopóki nie będzie to konieczne... czyli pewnie nigdy.
Qadir miał rację: nie było na co czekać. Słońce chyliło się już ku zachodowi, mieli więc niedużo czasu na dotarcie pod bramę, a teraz sporą wygodę stanowił fakt, że Roland oczyścił im drogę z wrogów. Nie czekał na nich żaden inny patrol, a nawet jeśli nadejdzie kolejny i zorientuje się, że poprzedni zniknął bez śladu, albo po prostu znajdzie trupa, będzie już za późno, żeby cokolwiek z tym zrobili. Ekspedycja dokończyła więc jedzenie i szybko zebrała się z miejsca postoju, ruszając w stronę, z której dochodził dźwięk fal rozbijających się o skały.
Tam droga robiła się trudniejsza, a wszystkim tym, którzy odziani byli w długie szaty, przeszkadzały one, plącząc się niewygodnie pod nogami. Brama to pojawiała się, to znikała, czasem zasłonięta przez rozpadające się ruiny, przez jakie przechodzili, czasem wynurzająca się ponad urwiskiem. I w końcu, po całej tej długiej podróży, po wielu dniach jazdy i wędrówki, dotarli bezpośrednio pod nią. Ogrom tej konstrukcji przytłaczał, a jej cichy pomruk, jaki słyszeli wcześniej, teraz burzył krew w ich żyłach i sprawiał, że wzdłuż ich kręgosłupów przechodziły zimne ciarki. Mając do czynienia z wieloma miejscami pełnymi magii i niesamowitymi artefaktami, żadne z nich nie spotkało się dotąd z czymś takim. Nie istniały słowa, które wydawałyby się odpowiednią reakcją na to, na co właśnie patrzyli.
Znajdowali się na niewielkiej, skalnej półce. Woda raz po raz obmywała im nogi, mocząc zarówno buty, jak i ubrania, a rozprysk rozbijających się fal nadawał powietrzu wilgotności, od której robiło się jeszcze zimniej. Urwisko na górze było miejscem, w które musieli się dostać i na całe szczęście przynajmniej na to mieli konkretny plan. Roland kucnął i zaczął odwiązywać od plecaka długą linę, by wręczyć ją Qadirowi. Karlgardczyk miał przywiązać ją gdzieś na górze i zrzucić ją pozostałym, by mogli jeden po drugim wspiąć się na szczyt.
- Jak już będziemy na górze, musimy działać szybko - odezwała się cicho Tamna, wpatrując się w perłową, pulsującą błonę, rozciągającą się w kamiennym kręgu nad ich głowami. - Właściwie natychmiast. Omówmy wszystko na wszelki wypadek jeszcze raz. Qadir, jesteś pewien, że chcesz przejść na drugą stronę? Już nie wrócisz - przypomniała mu, po raz pierwszy od bardzo dawna wbijając w niego to samo spojrzenie, jakie miała dla niego na samym początku, zanim przestali się dogadywać. - Jeśli to zrobisz, uderzycie z Voronem w bramę jednocześnie. On też włada magią ziemi; według wszystkiego, co wiem, brama powinna runąć. Ale możemy skupić się na monumentach. Zniszczyć jeden z obelisków, albo i oba. Wtedy przejście się zamknie, nie otworzą go ponownie i jeśli będzie sprzyjać nam los... wszyscy przeżyjemy.
Obrazek

Zachodnia część lasu

73
POST POSTACI
Qadir
Początkowo milczał, obserwując wymianę zdań wśród reszty grupy. Kiedy rozmowa zeszła na temat artefaktu, spoglądał na niego z mieszanymi uczuciami, po czym odezwał się spokojnym, głębokim głosem. - Chcę się go pozbyć przy bramie. - zaczął, starając się zapanować nad nerwami. - Nie mam pełnej kontroli nad tym przedmiotem, nie potrafię go właściwie wykorzystać, a skoro brama jest już otwarta, możemy go wrzucić tam, żeby nikt inny nie zainteresował się jego mocą. To najbezpieczniejsze rozwiązanie. - Słowa te brzmiały niemal jak wyrok. Ostateczne, zimne podsumowanie, które miało wyznaczyć cel ich dalszych działań. Salih wiedział, że czas ucieka. Z każdym uderzeniem fal o skały zbliżali się do momentu, w którym nie będzie już odwrotu, dlatego z przekonaniem przypomniał towarzyszom o konieczności pośpiechu. Mimo zmęczenia i narastającego niepokoju zachował opanowanie na ten moment.

Gdy dotarli na miejsce, gdzie brama pojawiała się i znikała wśród ruin, Karlgardczyk przystanął. Zatrzymał się na skalnej półce, z której mógł dostrzec monumentalną strukturę w całej jej okazałości. Szaty czarnoksiężnika były przemoczone od wody, a wilgotne powietrze, przesycone zapachem soli i mokrej ziemi, wypełniało jego nozdrza. Wpatrywał się w portal przez dłuższą chwilę, nie mogąc oderwać wzroku od tej potężnej, pulsującej konstrukcji. Każdy jej szczegół budził w nim mieszankę fascynacji i lęku. W istocie widywał już wiele miejsc pełnych magii, obcował z niezwykłymi przedmiotami oraz pismami, ale nic nigdy nie wywołało w nim takiej reakcji. Portal zdawał się oddziaływać na samo powietrze, wydając cichy, złowieszczy pomruk, który przenikał każdy centymetr jego ciała. Po raz pierwszy od dawna Yasin poczuł, jak krew w jego żyłach płynie szybciej, a serce przyspiesza. Otrząsnął się po kilku sekundach, przypominając sobie, dlaczego tu był i jaką misję miał wykonać.

Roland zbliżył się do niego, podał mu długą linę, a jego dotknięcie wyrwało profetę z zamyślenia. Spojrzenie wieszcza, wcześniej utkwione w monumentalnej bramie, przesunęło się na towarzysza. Odebrał linę bez słowa, czując chłód mokrego powietrza, który przenikał jego szaty. Wtedy też odezwał się cicho, zwracając do Tamny, jego głos brzmiał głębiej niż zazwyczaj, jakby zmęczenie i niepewność wkradły się w jego myśli. - Nie jestem już pewien, co chcę zrobić. - przyznał po chwili wahania, spoglądając w stronę pulsującego portalu. Z jego głosu biło coś więcej niż tylko zwątpienie; była to odrobina strachu, która zaczynała przejmować kontrolę nad jego umysłem. - Wpierw spróbuję to uczynić z tej strony. Jeśli to się nie uda, wtedy przejdę do ich świata. Byleby to się powiodło. -

Przytaknął dalej głową w stronę badaczki, dając do zrozumienia, że jest gotów podjąć się zadania, choć jego pewność siebie wyraźnie osłabła. Zamiast próbować wspinać się po stromym klifie, zdecydował, że wykorzysta zaklęcie teleportacji, by natychmiastowo przemieścić się na szczyt. Wiedział, że wspinaczka będzie zbyt ryzykowna, a jego siły nie były wystarczające, by wciągać innych na linie. Zgromadził więc magię w swoich dłoniach, czując, jak vitae pulsuje w jego ciele. Czar wiązał się z niemałym, ale Qadir skupił się, starając się zapanować nad swoimi obawami. Zniknąłby na moment, a kiedy pojawiłby się na szczycie klifu, odetchnąłby z ulgą. Mimo to ręce mu drżały, a serce biło niespokojnie. Od razu zaczął szukać odpowiednio stabilnego miejsca, skały lub drzewa, które mogłoby posłużyć za punkt zaczepienia dla liny. Choć nie był szczególnie silny, jego otoczenie miało mu pomóc w utrzymaniu liny na miejscu.

Po przywiązaniu długiego sznura, profesor z Nowego Hollar przystąpił do oględzin obelisków otaczających bramę. Pamiętał obrazy z wizji, które miał od Sulona jako srebrnej sowy na uniwersytecie magicznym, oraz notatki Dortrisa, które przeglądał jeszcze w trakcie pobytu w zajeździe. Z uwagą studiował każdy symbol i rzeźbę na powierzchni kamiennych filarów, próbując znaleźć jakiekolwiek wskazówki, które mogłyby pomóc w ich zniszczeniu. Czarnoksiężnik czuł na sobie wzrok reszty grupy, ale skupił się na zadaniu. Powoli wyciągnął rękę, kierując swoją manę do pierwszego obelisku. Był ostrożny, wiedząc, że nadmierna siła może zniszczyć nie tylko filar, ale również jego samego. Skoncentrował żywioł energii, a magiczna aura wokół jego dłoni zaczęła migotać. Stopniowo zwiększał moc zaklęcia, przetwarzając swoją vitae na czystą, surową manę, którą przelał w kamień.
Obrazek

Zachodnia część lasu

74
POST BARDA
Bramę stanowił skalisty okrąg, wyrwany przez demonią magię prosto z trzewi ziemi i ustawiony w nienaturalnej, pionowej pozycji. To nie było dzieło rąk śmiertelników, tak samo, jak dziełem ich rąk nie były dwa monumenty, stojące po obu jego stronach. Na próżno więc Qadir szukał na nich jakichkolwiek oznaczeń, run, czy glifów, które mogłyby go na coś naprowadzić. Pozostało mu liczyć na to, że szczegółowe notatki i rysunki, jakie sporządziła Tamna dzięki zdobytej wiedzy w temacie tego przejścia i swoim doświadczeniom, wystarczą, aby znaleźć odpowiednie miejsce i sposób rzucenia zaklęcia... ale Salih postanowił działać niezależnie od nich. Zignorował informacje o tym, że w monument posłane muszą zostać dwie wiązki przeciwnych żywiołów jednocześnie, o tym, że muszą zostać utrzymane wystarczająco długo, żeby przejście uległo przeładowaniu i się zamknęło, a nawet o tym, że musi stać w odpowiednim miejscu, zgodnym z misternym wzorem ze starej księgi. Postanowił podjąć swoje własne decyzje, kierowane niejasnymi wizjami i mimo, że miał ze sobą grupę magów, nie uznał za stosowne czegokolwiek z nimi ustalić - po prostu wypuścił w monument strumień mocy, a do tego wszystkiego takiej, która nie posiadała przeciwnego żywiołu.
Widział, jak Rathal, który stał po drugiej stronie monumentu, badając go tak samo uważnie, blednie, a kątem oka dostrzegł Tamnę, która gwałtownie poderwała wzrok znad rozwiniętych na ziemi pergaminów, przy których klęczała. Cały staranny plan, wszystkie ustalenia i szczegółowe obliczenia mogła teraz wyrzucić z klifu prosto w rozszalałe morze.
- Nie - powiedziała cicho, a potem poderwała się z ziemi i ruszyła biegiem w stronę Qadira. - Nie, nie, nie, co ty robisz!
Wpadła w niego niczym taran, powalając go na ziemię i przerywając jego zaklęcie. Potoczyli się po skale w dół i uderzyli w duży głaz, ale elfka nie poświęciła temu zbyt wiele uwagi. Szybko podniosła się na cztery, a potem na kolana, stękając z bólu po zderzeniu i oddychając szybko, choć Qadir nie potrafił określić, czy bardziej jest wściekła, czy spanikowana.
- Dlaczego? - spytała. - Dlaczego to zrobiłeś? Przecież powiedziałam... przecież mieliśmy plan...
Nasycony żywiołem energii monument rozbłysnął, jakby przez pęknięcia w jego skorupie wylało się białe światło. Nie było ono bardzo jasne i nie trwało to długo, ale to wystarczyło, żeby w obozie w oddali zapanowało wyraźne poruszenie. Mroczne elfy wiedziały już, że przy bramie coś się dzieje i tylko kwestią czasu stało się, aż zostaną schwytani - a potem prawdopodobnie czekał ich los gorszy od śmierci. Stracili przewagę zaskoczenia i nawet czary ochronne na nic nie mogły się zdać przy sile tak wielkiej armii.
- Uciekajcie! - rzuciła Tamna do pozostałych, znów podrywając się do biegu i kulejąc, dopadła do swoich kartek, rozrzuconych przez wiatr. - Uciekajcie wszyscy. Ty zostań, Voron. Magia ziemi. Potrzebuję magii ziemi.
- Nigdzie nie...
- Uciekaj, do cholery, Puella!
- krzyknęła elfka do protestującej rudowłosej. - Ja to zamknę, z Voronem. Przejdę na drugą stronę. Może zdążymy, jakimś cudem.
Od linii obozu oderwały się pierwsze kształty i szybko zaczęły zbliżać się w ich stronę. Niektóre były humanoidalne, inne nie. Rathal przesunął spojrzeniem po nadciągających wrogach, a potem przeniósł je na Qadira. I w przeciwieństwie do swojej córki, nie miał w oczach strachu, a czystą furię. Ruszył powoli w jego stronę.
- Taki moment wybrałeś sobie, żeby nas zdradzić? - spytał.
- Tato, uciekaj!
- Tylko po to ciągnąłeś to do samego końca?
- Zabiją was!
Obrazek

Zachodnia część lasu

75
POST POSTACI
Qadir
Czuł, jak presja wokół niego narastała, lecz z determinacją odsunął na bok wszelkie ustalenia grupy, kierując się jedynie swoimi przemyśleniami. W jego umyśle kłębiły się różne myśli – czy to była jego jedyna szansa? Czy mógł zignorować całe ryzyko i po prostu działać według własnych zasad? W jego działaniach kryła się pewność, choć równie dobrze mógł to być brak rozwagi. Przez dłuższą chwilę przelewał swoją moc do monumentu, wciągając ją głęboko, jakby całe jego życie zależało od tej decyzji. Zaklęcie trwało, dopóki nagle, z ogromną siłą, Tamna nie przerwała tego impetu, wpadając na niego jak rozszalały wiatr. Uderzenie było gwałtowne – potoczył się kilka metrów po szorstkiej skale z kobietą, czując, jak jego ciało uderza o ziemię z każdą kolejną chwilą.

Czarnoksiężnik leżał na ziemi przez chwilę, oszołomiony, zanim podjął próbę powolnego podniesienia się. Z każdą sekundą analizował, czy upadek wyrządził mu jakiekolwiek obrażenia. Kiedy usłyszał głos bladej elfki, pełen wyrzutu bądź też paniki, spojrzał na nią zimnym, wypranym z emocji wzrokiem. Jej słowa były pełne rozpaczy, ale dla maga nie miały one większego znaczenia – nie w tym momencie, nie w obliczu tego, co według niego było jedyną słuszną drogą. Wyjątkiem pozostaje kwestia postradania zmysłów. - Wasz plan, a mój plan to dwie różne rzeczy. - odpowiedział cicho, unosząc się na nogi z widocznym trudem. Jego ciało było zmęczone, lecz nie zamierzał ustąpić. - Problem portalu należy do Sulona, nie do mnie. - Zauważył następnie Rathala – mężczyzna ruszył w jego stronę z gniewem wymalowanym na twarzy. W oczach długowiecznego elfa nie było ani cienia wahania, tylko czysta, niszcząca furia. Salih wiedział, że musi działać szybko.

Bez zastanowienia skierował się w stronę potomkini założycieli Nowego Hollar, która wciąż klęczała na ziemi, próbując dojść do siebie po upadku. Jego ruchy były szybkie, nerwowe. Wyciągnął rękę, próbując złapać ją za włosy, by wziąć ją jako zakładniczkę. Jeśli by mu się to udało, przycisnąłby Oko Zirentha do jej szyi – amulet, który skrywał potężną klątwę, stałby się jego tarczą. Jeśli jednak nie zdołałby jej schwytać, miał inny plan. Chwyciłby wężową biżuterię i uniósł ją przed sobą, gotów użyć go jako groźby – gest, który jasno wskazywał, że ktokolwiek zaatakuje, ryzykuje coś więcej niż tylko walkę z nim. - To najlepszy moment, Il'Dorai. - rzucił w stronę Rathala tonem chłodnym, wypranym z emocji. Choć jego słowa brzmiały stanowczo, w głębi jego głosu dało się wyczuć nutę niepewności, może nawet strachu. Wiedział, że sytuacja była niebezpieczna, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. - Nie zrobicie mi wiele, chyba że chcecie marnować pokłady mocy, zamiast oszczędzać je na armię. -

Kroczył powoli w stronę portalu, boczkiem, tak aby nie przecinać drogi Rathalowi. Starał się zachować spokój, choć każdy jego krok wydawał się niepewny, jakby balansował na krawędzi przepaści. - Tamna może ci powiedzieć, kim naprawdę jestem, jeśli jeszcze tego nie wiesz. - dodał, nie zatrzymując się, kierując te słowa do najpotężniejszego czarodzieja z ich grupy, choć nie patrzył mu w oczy. Głos Karlgardczyka zyskał na powadze, a słowa wydawały się ciążyć w powietrzu. - Mój nowy cel to demonolog. Nie wasz plan, nie ta brama ani wasz Stwórca. - Było coś lodowatego w jego tonie, jakby kompletnie wyzbył się emocji. Mówił materialnie, jakby to wszystko było jedynie elementem większego obrazu. Jednocześnie subtelne oznaki zdradzały, że nie był tak pewny siebie, jak chciał się wydawać. Jego ruchy, choć celowe, były pełne napięcia, jakby czuł, że wszystko może się zaraz rozsypać. - Radzę wam przygotować się do boju albo uciekać za mną. Inaczej możecie poczuć się bohaterami przez kilka minut. - zakończył, spoglądając po raz ostatni na grupę, gotów do przejścia przez astralne drzwi do Podmroku.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fenistea - puszcza”