Pałac Zeritha Dalal

76
POST POSTACI
Shiran
Plan jakby działał. Wściekłość w fioletowych oczach sięgała górnych granic, które wcześniej nie były osiągalne przez naszą szaroskórą piękność. Każda rzucana obelga była niczym kolejny prezent od kochanki. Jak słodki pocałunek, pokazujący że Twoje działania faktycznie mają cel i sens. Cieszyło mnie to - prawdziwa zabawa, która zdawała się nie mieć końca.
Strażnik zareagował zgodnie z przewidywaniami. Krzyknął, odskoczył i... No zaszalał, bo pięknie oberwał ostrzem. Cięcie przeprowadzone z gracją, nie chwaląc się. Padł na ziemię bez życia, grając bardzo przekonująco jakiegoś starego pijaczynę, którego ścięło z nóg. Mógłbym w to uwierzyć...
Płynnie przeszedłem w stronę magini, obracając miecz płazem, tak by ją ogłuszyć. Wyszło idealnie... Osunęła się po schodach, topiąc się w czerwieni sukni, którą postanowiła pożyczyć od kochanicy Pajaca. Białe włosy kontrastowały agresywnie z jaskrawym, krwistym kolorem oraz szarą skórą. Tyle, że coś było nie tak.
Nie słyszałem dźwięku miecza, który upadł na kamienne stopnie, tak jak w przypadku żołnierza. Nie widziałem też nigdzie kozika, którym tak uparcie wymachiwała. Przecież nikt nie mógł go ukraść... Spojrzałem niżej i to był duży błąd. Było o wiele gorzej niż sądziłem.
Zbroja strażnika nie była wcale tak mocna jak mi się wydawało. Miecz przebił ją, sięgając moich trzewi. Nie wyglądało to dobrze. Spojrzałem przed siebie, by uchwycić przerażone spojrzenie Birana. Jakiś krzyk... Świat zaczął wirować. Nogi ugięły się pode mną, na szczęście zdążyłem chwycić się barierki. Ból... Czułem jak coś mnie uwiera, ale chyba jeszcze do mnie nie dotarło co się właściwie stało. To wszystko wydawało się jednym wielkim snem. Co zresztą miało by sens... Kraina przepełniona świetlistymi grzybami, Nellrien mówiąca, że mnie kocha i na koniec ten miecz, którego rękojeść sterczała z mojego brzucha. Do tego jeszcze do olbrzymie, mroczne skrzydła Autha...
Próbowałem złapać oddech, coś powiedzieć, zażartować. Jedyne co byłem jednak w stanie zrobić, to ciche jęknięcie. Ból rozlewał się coraz mocniej po moim ciele, paraliżując mnie całkowicie. Szło oszaleć. Naprawdę nie wiedziałem co się dzieje... A jednak coś w środku mnie zapłonęło dzikim ogniem, jakby rozlewając się po moim organizmie. Energia rozprowadzana przez żyły, wydawała się pompować we mnie drugie życie. Wpół przytomny, pomyślałem o spokoju który mnie przenikł. O towarzyszach tej szalonej podróży, o fioletowych oczach, które tak mnie załatwiły. O pnączach w chatce i później o tym co działo się w kocie. O wzorach na bladej skórze i o czułym pocałunku złożonym na mych ustach...

Spokoju już nie było. To nie było sprawiedliwe. Chciałem jeszcze dowiedzieć się jakie sekrety kryją fioletowe oczy. Chciałem jeszcze raz być sprawcą skołtunionych rudych włosów. Chciałem jeszcze raz powiedzieć Birianowi, by przymknął jadaczkę. I Arze, by przestała się fochać. Myślałem, że byłem gotowy na śmierć, ale tyle się ostatnio działo ciekawych rzeczy... Nie chciałem jeszcze umierać.

Nabrałem powietrza z nową determinacją, wiedząc że nie mogę wyciągnąć ostrza, które wywoływało ból przy każdym oddechu. O ruchu już nie wspomnę... To i ten smak żelaza w ustach. Mimo próby utrzymania świadomości, szło mi to naprawdę koszmarnie. Starałem się, ale mimo wysiłku, wszystko dookoła wydawało się takie zamazane i odległe. Przymknąłem lekko oczy, starając się nie ruszać, bo nawet to już wywoływało kolejne fale nieznośnego bólu. Czy tak właśnie umierają Ci cali, pierdoleni, bohaterowie?

Pałac Zeritha Dalal

77
POST BARDA
- Wiem o tym - odparł Auth, ruszając w dół po schodach, z Shiranem niemal czule trzymanym w ramionach. Zerknął na rękojeść, wystającą z jego brzucha. Broń wbiła się dokładnie w przeszycie pancerza, ten jeden z niewielu wrażliwych punktów skórzanej zbroi. Rozcięty szew jeszcze nawet nie puścił do końca. - Nie potrafię leczyć. Nie mogę mu pomóc.
Demon, choć wielki i przerażający w swojej nowej formie, brzmiał na absolutnie zdruzgotanego. Nie zatrzymał się ani na moment, kierując się prosto w stronę wskazanych przez Biriana drzwi. Szedł, mimo, że mógł przecież polecieć, ale nie chciał zostawić też barda, ani kobiet samych. Jacyś pojedynczy strażnicy z kompletnie samobójczym nastawieniem ruszyli w jego stronę, tak jakby nie widzieli przed chwilą, jak jednym spojrzeniem powalił ich towarzyszy, więc i oni chwilę później skończyli tak samo. Przed uskrzydlonym potworem rozstępował się tłum.
- Nie ma jej w tym pałacu. Czuję ją, tak samo, jak was wszystkich. Nie ma jej tutaj - rzucił Auth, gdy Dandre w panice rozglądał się za Aremani. - Ktoś ją stąd zabrał, albo sama uciekła.
Shiran słyszał jego głos jak przez mgłę. Czuł, jak rana wysysa z niego siły życiowe, ale coś trzymało go wciąż w ciele, jakaś cienka nić, uporczywie nie pozwalająca mu odejść. Nie do końca wiedział, czy to Auth, czy jego własna upartość, czy może jeszcze coś innego. Widział jasny, zdobiony sufit przesuwający się nad jego głową i czarny dziób tego, który spędził u jego boku ostatnie kilka lat, choć w zdecydowanie innej formie. Gdzieś kątem oka dostrzegł znajome, rude włosy, bo ich właścicielka przestała przejmować się tym, by kryć się pod kapturem.

Wypadli z pałacu jak z procy. Pod tylne wejście podjechał duży powóz, zaprzężony w dwa gigantyczne pająki. Zwierzęta zasyczały i zakołysały się na nogach, łypiąc na nich ze swoich wielu oczu. I mogłoby to być przerażające doświadczenie, skłaniające ich prędzej do ucieczki, niż wejścia do pojazdu, gdyby nie znajomy już bardowi, młody mroczny elf, zasiadający na koźle.
- Szybko, szybko! - popędziła ich ze środka Vicna. Zmierzyła grupę spojrzeniem, zatrzymując wzrok na rannym, a potem na tym, kto go niósł. Zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, jak możliwym jest to, co właśnie widziała: mroczny elf, który walczył na schodach z Luą, niosący na rękach swoją kopię, tylko o jasnej skórze powierzchniowca. Pozostałym też chwilę zajęło przyzwyczajenie się do tego nowego widoku i do faktu, że Auth przyjął formę, jaką przedtem nadał Shiranowi. Po skrzydłach i dziobie pozostało tylko wspomnienie. Nie do końca potrafili określić, w którym momencie nastąpiła ta zmiana.
Ale nie było czasu na negocjacje. Kobieta musiała sobie z tego zdawać sprawę. Pomogła im wszystkim wejść, niektórym do środka, innym na kozła, samego swojego towarzysza przeganiając na grzbiet jednego z pająków. Gdy zobaczyła Luę, zaprotestowała głośno, w absolutnym przerażeniu, ale po krótkiej kłótni z Authem, w języku, którego Birian nie rozumiał, a Shiran nie słyszał zbyt wyraźnie, niechętnie zgodziła się zabrać ją ze sobą. Zrzucili szanowną shrar na podłogę powozu, a Vicna skrępowała ją mocno i zakneblowała oderwanymi skrawkami czerwonej sukienki, podczas gdy pojazd ruszył, zabierając ich z tego upiornego miejsca. Za plecami został pałac, jego piękne ogrody i upiorna sztuka, jaką chełpił się Zerith Dalal. Zostały tylko strach o Yunanę i Shirana, a do tego wspomnienia, których długo jeszcze nie będą w stanie wymazać z pamięci.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Klan Wodnej Gwiazdy”