Wybrzeże

181
POST BARDA
- Proszę się nie przejmować. - Odpowiedział kapitan grzecznie Samael, niechętnie podnosząc się, by zastąpić kapitana, gdy ten zajęty był ważniejszymi sprawami niż nadzór niesamowicie spokojnego rejsu.

Dziewczęta zachichotały.

- Nie wiedziałam, że mogą być głośni! - Zapiszczała Gerda, a jej policzki pociemniały na samo wyobrażenie. W jej romantycznej główce pojawiła się kolejna myśl, która mogła rozkwitnąć do pięknej plotki. - Ale to dobrze, że są pogodzeni! Jest pani bohaterką, pani kapitan! I Olenka też, pomogła mi z jeżowcem!

- Uważaj kolejnym razem.
- Upomniała ją miękko blondynka i czule potarła jej plecy. - Pani kapitan, Gerda nurkuje, jakby sama była delfinem. Nietrudno jej było zanurkować aż do dna.

- Jakbym ja tak zanurkowała, to bym już się nie wynurzyła.
- Poparła Pogad.

Tylko Yala wyglądała na suchą. Musiała nie dołączyć do zabawy w wodzie. Kobieta miała jednak inną przewagę - niepozorną butelkę z ciemnego szkła, którą wyciągnęła w kierunku Very.

- Proszę, pani kapitan. Paskudny, ale kopie. - Zareklamowała rum. - Dostałam od chłopców Heweliona.

Dzień był spokojny. Bryza targała ich rozpuszczonymi włosami, spod pokładu nie dochodziły żadne dźwięki, ani te sugerujące rozkosz, ani wręcz przeciwnie, a statek był gotów do drogi i co ważniejsze, Vera nie musiała się nim przejmować. Dłoń nie była jej własnością.

- Opuścić żagle! - Krzyknął Samael, wypełniając wolę kapitana.

Płótno opadło z głuchym dźwiękiem i natychmiast napełniło się powietrzem, wydymając w stronę Archipelagu. Pierwsze trzeszczenie drewna nie wydało się groźne - ot, reje pracowały. Kolejne jednak brzmiały bardziej złowieszczo, a zostały przerwane uderzeniem jak z bicza. Jedna z lin pękła.

- Zerwany topsztag! - Wrzasnął Sam, szybko rozumiejąc, co się dzieje. - Zwijajcie żagle! Szybko, zwijajcie! - Popędzał, samemu biegnąc ku załogantom, by pomóc. - Wszyscy cali?!

- Aaa! - Pisnęła Gerda, gdy część zerwanej liny, ta, która z jednej strony wciąż była przymocowana do dziobu statku, spadła, uderzając z mocą o pokład, i zwinęła się obok nich jak wąż. - Co się dzieje?!
Obrazek

Wybrzeże

182
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera parsknęła śmiechem.
- To się jeszcze okaże - odparła, gdy została nazwana bohaterką. Czy dziewczyny też już popiły, czy Gerda jak zwykle przesadzała, nie miało to wielkiego znaczenia. Była z siebie... całkiem zadowolona. Tak, chyba mogła tak powiedzieć. Istniała szansa, że jej słowa dla odmiany przyniosły więcej dobrego, niż złego.
- No ładnie, Gerda! Może masz jakąś syrenę wśród przodków? - wyprostowała się i wyjrzała przez burtę. - Ja nawet bym nie próbowała. Potrafię pływać, ale nie wyczyniać takie rzeczy. Och, tak. Grunt, że kopie.
Z błogim uśmiechem przyjęła od Yali butelkę i napiła się z niej. Przez osiem ostatnich lat wypiła już wystarczająco dużo podłego rumu, żeby nawet najgorszy z nich nie robił na niej wrażenia. Co najwyżej się krzywiła i klęła, ale wszyscy dobrze wiedzieli, że tego typu alkoholi nie kosztowało się dla smaku. To nie była Grozana.
Teraz, gdy już w miarę możliwości załatwiła sprawę między Hewelionem, a Viridisem i nie miała załogi, ani statku do pilnowania, mogła się odprężyć. To było dziwne uczucie i choć płynęli już trochę, to Vera wciąż nie do końca potrafiła się do tego przyzwyczaić. Z reguły gdy odpoczywała, robiła to na lądzie, a choć podczas spokojnych rejsów Siostry mogła posiedzieć na pokładzie i pocieszyć się cichym morzem, to zawsze była czujna. Teraz nie musiała. Bez kapitańskiego kapelusza i związanych z nim obowiązków, była tylko gościem. Podciągnęła spódnicę wysoko, wystawiając nogi do słońca i uniosła twarz. Ciepłe promienie i delikatny wiatr sprawiał, że łatwiej było zapomnieć o wszystkim, co dręczyło ją ostatnimi czasy.
Ale, oczywiście, los miał wobec niej inne plany.
Już nienaturalny jęk drewna sprawił, że otworzyła oczy i nabrała czujności. Nie znała Dłoni Sulona, ale nie wydawało się jej, że statek powinien tak brzmieć. Potwierdzenie jej przypuszczeń przyszło dosłownie chwilę później. W chwili, w której pękła lina, Umberto poderwała się ze skrzyni.
- Cholera - syknęła. - Nie sprawdzacie lin na bieżąco?!
Przeskakując przez zerwany kawałek, rzuciła się biegiem do olinowania, żeby pomóc w szybkim zwinięciu żagli. Uniosła wzrok na maszt.
- Trzeba przynieść nową. Zawiązać nowy sztag, zanim pozostałe pierdolną razem z masztem - wyrzuciła z siebie szybko. Rozejrzała się, gotowa do wykrzykiwania poleceń, ale potem przypomniała sobie, że nie może tego tutaj robić. To nie był jej statek. - Sam? Trzeba to zrobić szybko.
Obrazek

Wybrzeże

183
POST BARDA


Dziewczęta były w dobrych nastrojach. Tak Gerda, jak i pozostałe były rozluźnione, rozłożone na pokładzie ku uciesze załogantów Heweliona. Wśród Dłoni nie było nawet jednej kobiety, więc obecność ślicznych, złotowłosych głów i tych mniej pięknych ciemnych i orczych dobrze na nich wpływała. Mimo to, dzielnie wykonywali rozkazy Sama.

- Mam nadzieję, że nie mam, pani kapitan! Jestem chyba ładniejsza od tej u Silasa? - Dziewczyna śmiała się, lecz musiała przestać, gdy zaczęły dziać się rzeczy.

Nie tylko Vera poderwała się do akcji. Pogad i Yala również ruszyły, by łapać za liny i pomóc zaprzyjaźnionej załodze. W przeciwieństwie do Very, miały na sobie wygodne spodnie i łatwo było im poruszać się po pokładzie.

- Kapitan dopiero co naciągnął! Z Rogatym! - Aric zrzucił winę.

- Nie wytrzymała naciągu! - Wysapał Sam, zwijając żagle przy użyciu wszystkich swoich sił! Był jednak dużo drobniejszy niż barczyści żeglarze i potrzebował pomocy, gdy Aric jedną z lin mógł obstawić sam. - Wiem, kapitanie! - Zawołał Samael do Very, gdy i ona zaczęła mu zwracać uwagę. - Dawajcie linę, szybko! Aric, obserwuj maszt!

- I co zrobię, jak pierdolnie?! Mam go, kurwa, trzymać?!

- Obserwuj, psiamać! Jozko, przynieś linę!
- Jelonek rozkazał komuś innemu. - Śpiesz się, bo wykrzywi nam maszt!

- Już jest krzywy! Tak lin pilnujesz!
- Pieklił się Aric. - Kapitan ciebie na pokładzie zostawił!

-... On sam naciągał te liny!
Obrazek

Wybrzeże

184
POST POSTACI
Vera Umberto
- Skupcie się na tym, co trzeba, a nie na wykrzykiwaniu oskarżeń, do chuja Sulona - zawołała Vera, przerywając przekrzykiwanie się mężczyzn.
Pomogła Samowi, bo choć miała lata doświadczenia, to wciąż była tylko kobietą i jej samej też z reguły przydawała się pomoc przy większych żaglach i linach z dużym naciągiem. Alkohol momentalnie wyparował jej z głowy; adrenalina robiła swoje. Dobrze wiedziała, że to zdenerwowany Hewelion ponaciągał wszystko dużo za mocno, niż powinien; prawdopodobnie miał wystarczająco dużo siły w rękach, by utrzymać maszt samemu, gdyby tylko uznał, że chce to zrobić. Nie dziwiło jej więc to, że sznur się zerwał. Widziała wcześniej, jak go zawiązywał i już wtedy zwróciła uwagę na to, że naciąga za mocno, ale postanowiła się nie wtrącać. A proszę, trzeba było się nie powstrzymywać.
- Zamknijcie się! - warknęła ponownie, ale tylko wtedy, jeśli znów zaczęły latać jej nad głową oskarżenia. W przeciwnym wypadku tylko pracowała w milczeniu, tak szybko, jak potrafiła, by zapobiec katastrofie. Złamany maszt to nie było byle otarcie kadłuba. Do tego zwykle na samym maszcie się nie kończyło.
- Sam, widziałam twoją magię - rzuciła do nowego oficera Dłoni Sulona, gdy żagiel był już zwinięty, a oni mogli puścić linę. Rozejrzała się po pokładzie, szukając tego, którego posłano po nową. - Jesteś w stanie przytrzymać jakoś maszt przez kilka minut? Wejdę na górę, zawiążę topsztag. Nie chcę, żeby pode mną pierdolnęło.
Obrazek

Wybrzeże

185
POST BARDA
Dziewczęta trzymały się z tyłu, nie chcąc przeszkadzać, prócz tych, które rzeczywiście mogły się do czegoś nadać i pomóc w utrzymywaniu naciągu lin. Sytuacja była napięta, a nastroje niezbyt dobre.

- Pani kapitan, zajmę się tym. - Upomniał Verę Samael. Musiała pamiętać, że w tej sytuacji, to Rogaty decydował, co wszyscy mają robić.

- Ja zawiążę linę! - Powiedział butnie Aric, odsuwając szorstko Verę ramieniem. - Pani jest tu gościem.

- Aric, cholera! - Tym razem to Sam stracił cierpliwość. Podszedł do mężczyzny i szorstko odepchnął go, chociaż Aric był sporo wyższy i ze dwa razy szerszy. - Jesteś bosmanem, więc zajmij się załogą! Pod nieobecność kapitana to ja dowodzę. - Przypomniał i rozejrzał się po zebranych, doszukując się objawów sprzeciwu. Parę gąb wykrzywiło się, lecz Samael brzmiał na pewnego, zdeterminowanego, by przypomnieć załodze, na czym stali. - Jeśli ktoś ma z tym problem, niech idzie do kapitana Heweliona!

- Kapitan!
- Olena przykryła dłonią usta. - Zawołam go i doktora Viridisa!

- Tak zrób. A my, pani kapitan. - Diabelstwo skinęło głową Verze. - Wejdziemy na maszt. Kapitan jest lżejsza od każdego z nas, pod nią maszt może się nie złamie. Dziękuję za pani ofertę.

- Jeśli coś pójdzie nie tak, to za to odpowiesz, diable! - Warknął jeden z piratów.

- Nie twój w tym problem! Pani kapitan, musimy się spieszyć. - Sam wskazał Verze wanty. - Jestem tuż za panią.
Obrazek

Wybrzeże

186
POST POSTACI
Vera Umberto
Pierwszym odruchem Very był bunt i protest, ale zreflektowała się w porę. To nie był jej statek, ani jej załoga. Choć współpracowali od wielu miesięcy, Siódma Siostra i Dłoń Sulona, to większość z nich pewnie nawet nie chciałaby służyć pod kobietą.
- Tak. Wybacz. Siła nawyku - odpowiedziała krótko, wycofując się ze swojej aktywnej postawy. Tutaj mogła co najwyżej pomóc; nawet bezpośrednie rozkazy nie mogły się jej tyczyć, bo przecież nikt tu nie był jej przełożonym.
Odepchnięta przez Arica odwróciła się do niego gwałtownie, w ułamku sekundy rozwścieczona niemal do białości, ale znów Samael się odezwał, więc ostatkiem siły woli powstrzymała chęć dania bosmanowi w mordę.
- Dotknij mnie jeszcze raz - syknęła tylko ostrzegawczo, ale na tyle cicho, by usłyszał ją jedynie Aric; co najwyżej też Sam, bo stał przecież tuż obok.
Oddanie kontroli było trudne. Ledwo powstrzymywała się przed komentarzami, przed protestem gdy oficer kazał zawołać Heweliona, przed powiedzeniem mu, że lepiej by było, gdyby został na dole. Zacisnęła usta w wąską kreskę i pochyliła się, żeby jeszcze raz złapać brzeg spódnicy i porządnie wcisnąć go za pasek. A mogła normalnie mieć na sobie spodnie, zamiast ten jeden raz zabierać ze sobą same kiecki. Zaklęła w myślach.
Skinęła głową.
- Dałabym sobie radę sama - rzuciła tylko, zanim złapała linę wiszącą wzdłuż masztu i owinęła ją sobie wokół przedramienia. - Jestem gotowa.
Czekała tylko na nowy sztag. Czy Sam na pewno chciał pójść z nią, czy też niekoniecznie, chciała przewiesić sobie linę przez ramię i zabrać się za wspinaczkę, póki nie było za późno.
Obrazek

Wybrzeże

187
POST BARDA


Sam nie wydawał się mieć za złe verowych prób przejęcia dowidzenia, chociaż to, jak stłamsić próbowali go zarówno Vera, jak i Aric, musiało nieco wpłynąć na jego pewność siebie. Nie jest na statku zadowolony był z wiary, jaką Hewelion pokładał w diabelstwie, nawet pozbawionym poroża. Kręcone, puszyste włosy dobrze ukrywały smutne resztki odpiłowanej jeleniej ozdoby. Jego pochodzenie było niemal tak problematyczne, jak płeć Very.

Aric wykrzywił usta. Nie podobała mu się decyzja Samaela, zaś Verą zupełnie się nie przejął. Kim była, jeśli nie ledwie kobietą? Nikim, kto mógłby wydawać mu polecenia.

- Proszę pozwolić sobie pomóc. - Powiedział Samael miękko do butnej kobiety. - Nie wątpię w pani zdolności.

Jozko przyniósł linę, którą Samael zarzucił sobie na ramię. Sploty były ciężkie, a niesienie ich niewygodne, dlatego sam chciał poradzić sobie z jej dostarczeniem na maszt. Wystarczyło tylko usunąć poprzedni węzeł, zawiązać tę linę i przymocować jej drugi koniec do dziobu statku!

Wanty były napięte jak suknia na brzuchu Gustawy. Hewelion lubił dbać o naciąg swoich lin tak, że te aż trzeszczały przy każdej próbie poruszenia. Statek stał jednak dzięki temu prosto i był w świetnej kondycji, lecz różnił się wyraźnie od Siostry. Kiedy Vera dotarła do rej, spostrzegła, że te są dużo delikatniejsze i węższe niż te na jej statku. Elfia robota pozwalała na tego typu finezję.

- Proszę wspiąć się wyżej! - Polecił Samael. Wiatr na tej wysokości był mocniejszy, niż na pokładzie i Rogaty musiał trzymać się mocno, by nie spaść. Wielu przed nim spadło z takiej wysokości ku swojej śmierci lub kalectwu i nie zamierzał podzielić ich losu.

Suknia wyrwała się zza paska i trzepotała u nóg Very jak żagiel, plącząc się między kolanami. Kapitan musiała tylko wspiąć się nieco wyżej, na kolejną reję, ku szczytowi masztu, i zdjąć starą, uszkodzoną linę.

- Co to jest? - Zapytał Samael, wypatrzywszy cień na wodzie, dobrze widoczny z tej wysokości. - To tylko kolonia wodorostów? Cień chmury?
Obrazek

Wybrzeże

188
POST POSTACI
Vera Umberto
Znów tylko skinęła głową, nie komentując nic więcej. To nie był jej statek, nie powinna tak rzucać się do roboty. Mogła odsunąć się w cień i nie przeszkadzać, pozwolić im wszystkim poradzić sobie z problemem samym. Dlaczego więc nie potrafiła usiedzieć bezczynnie? Czy to przez fakt, że pamiętała, co działo się, gdy nie kontrolowała Siódmej Siostry i statek wpływał na mieliznę, albo zderzał się z Mżawką? Czy również tutaj spodziewała się takiej niekompetencji? Może podświadomie trochę tak właśnie było. Przez głowę przeszła jej krótka, ale wyjątkowo wyraźna myśl, że jej załoganci potrzebowali, żeby się za nich wzięła. Zbyt wielu nowych przez ostatnie miesiące, zbyt wielu nieprzystosowanych do panujących tam zasad, zbyt wielu pierwszy raz mających do czynienia ze statkiem tej wielkości. Zbyt wielu nieprzytomnie zakochanych. Zdecydowanie weźmie ich w obroty, jak wróci z wakacji.
Ale najpierw, żeby wakacjom i odpoczynkowi stało się zadość, zaczęła wspinać się na maszt.
Trzeba przyznać, że choć jej gołe nogi niekoniecznie były widokiem, jaki Vera miała ochotę prezentować wszystkim na dole, to miały też swój plus: dużo łatwiej było wejść na górę, bo naga skóra dużo lepiej trzymała się masztu, niż materiał spodni. Owszem, łopocząca spódnica cholernie ją rozpraszała, ale Vera starała się nie zwracać na nią uwagi.
- Idę wyżej - stęknęła, podciągając się dalej. - Kurwa mać, jakby popłynęła z nami Irina, to już by była na górze.
Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy wspięła się wystarczająco wysoko. Oplątała maszt nogami i zabrała się za rozsupływanie starego węzła; szybko jednak zrezygnowała, bo nie miało to najmniejszego sensu, supeł był zbyt ciasny. Sięgnęła do cholewy buta po swój niezawodny sztylet i zaczęła przepiłowywać sznur. Jednocześnie zerknęła w dół, na wskazaną przez Samaela plamę na wodzie.
- A to nie te delfiny? - spytała. - Nie wiem. Nie chcę sprawdzać.
Obrazek

Wybrzeże

189
POST BARDA


Odpoczynek nie był pisany Verze, tym bardziej, że kapitan sama rwała się do pracy. Przynajmniej robiła to, co kochała - wspinała się po wantach, by zadbać może nie o swoją łajbę, ale o Dłoń Sulona. Jej gołe nogi pod suknią mógł widzieć co najwyżej Sam, zaś reszta mogła podziwiać ledwie jasne przebłyski skóry zaplątane w materiał gdzieś wysoko nad ich głowami.

Skóra łatwo trzymała się masztu, lecz tarcie o drewno sprawiało, że zostaną co najmniej czerwone plamy i zadrapania. Nic, co nie miałoby zniknąć w przeciągu paru dni. Corin nie zdąży zauważyć obrażeń na udach żony. Maszt był zdecydowanie smuklejszy niż te, które górowały nad Siostrą, lecz Vera bez problemu wspięła się wyżej. Drewno było elastyczne, a brak trzymającej je w pionie liny sprawił, że gięło się na wietrze jak źdźbło trawy. Zielona flaga nad głową Very, zdobiąca szczyt, zmieniała kierunek z każdym podmuchem.

- Proszę uważać! - Samael przekrzyczał szum wiatru. Samemu objął nogami maszt jak małpka. Kiki jednak nie wspinała się tak wysoko! - To nie wygląda jak delfiny! Lepiej nie mówić kapitanowi!

W dole mogli zauważyć poruszenie, gdy Hewelion wraz z Labrusem wyszli spod pokładu. Piraci pokrzykiwali między sobą, obmyślając plan działania. Nie zajęło długo, nim Hubert zdecydował się dołączyć do piratów na maszcie. Wspinał się ostrożnie, powoli. Nie miał gracji Iriny ani nawet Very.

Lina puściła bez żadnych problemów. Przecięta dobrze naostrzonym sztyletem opadła, uwolniona ze swojego miejsca. Pozostało zawiązać nową, którą dźwigał Samael, trzymający dłonie na maszcie niżej, naprawiający wszystkie małe pęknięcia, które mogły spowodować powiewy wiatru.

Trzask, który zwiastował zerwanie kolejnej liny, mógł zdziwić tak Rogatego, jak i panią kapitan. Masztem szarpnęło nieco mocniej.

- Proszę się trzymać!

- Sam! Wiążcie!
- Krzyknął Hubert z dołu.

Ale czy Vera zdoła utrzymać się na tak giętkim maszcie i czy zdąży, nim drewno złamie się w połowie?
Obrazek

Wybrzeże

190
POST POSTACI
Vera Umberto
W pełni rozumiała, dlaczego mówienie Hewelionowi o cieniu w wodzie nie było dobrym pomysłem. Rzuciłby się po harpun, zanim jego narwana głowa zdążyłaby wpaść na jakikolwiek inny pomysł. A teraz nie był czas na polowanie; teraz był czas na próby uratowania statku i masztu. Bez niego dotarcie na Archipelag trwałoby dwa razy dłużej, o ile w ogóle miałby sens dalszy rejs - na Harlen mieli stąd bliżej. Ale nie, Vera nie zamierzała się tak łatwo poddać, zwłaszcza, że z Samaelem mieli realną szansę na powodzenie tego planu. Choć maszt giął się i wykrzywiał przy każdym podmuchu wiatru, oficer pilnował, żeby nie runęli... a przynajmniej, żeby nie zrobili tego zbyt wcześnie.
- Lina leci! - zawołała, gdy udało się jej rozciąć węzeł, a reszta zerwanego topsztagu wysunęła się ze stalowej obręczy i spadła w dół. Schowała sztylet z powrotem do buta.
A potem urwała się kolejna lina. Vera zaklęła szpetnie, mocniej chwytając się nogami masztu i poprawiając sznur, jaki owinięty miała wokół przedramienia, tak jakby miało to stanowić jakiekolwiek realne zabezpieczenie. Jeśli śmierć czekała na nią dzisiaj, tak, jak ostrzegała wcześniej Huberta i Labrusa, nic to przecież nie da. Zaklęła jeszcze raz, kiedy zobaczyła, że na maszt zaczyna wspinać się kapitan. Po cholerę był im on tam potrzebny?! Był za wielki, za ciężki i to on będzie stanowił jej koniec, jak tak dalej pójdzie. Musieli się pospieszyć, nim wejdzie za wysoko. Dobrze, że był powolny.
- Daj linę - sapnęła, wyciągając rękę do Sama i poganiając go gestem. - Co jeszcze poszło? Nie wystarczy nam tej na kolejny sztag.
Nie miała czasu się rozglądać. Niezmiennie klnąc pod nosem, na czym świat stoi, zabrała się za wiązanie sznura na obręczy masztu. Węzły miała już we krwi; mogliby obudzić ją w środku nocy z najgłębszego snu i wciąż zawiązałaby je równie sprawnie i skutecznie, co teraz.
- Lina leci! - krzyknęła ponownie, tym razem zrzucając ją z ramienia i pozwalając jej rozwinąć się w dół, w stronę załogi, gdzie ktoś mógł zająć się naciągnięciem jej jak należy (czyli nie tak, jak zrobił to Hewelion). Miała nadzieję, że zrobią to wystarczająco szybko, żeby pod szanownym panem kapitanem nie złamał się maszt. Dopiero po tym, kurczowo trzymając się chyboczącego się, drewnianego słupa, rozejrzała się w poszukiwaniu drugiego uszkodzenia w olinowaniu.
Obrazek

Wybrzeże

191
POST BARDA


I chociaż Samael i Vera chcieli trzymać kapitana, z daleka, sam Hubert miał inne plany i wspinał się po wantach bez strachu w sercu.

-Kapitanie! Proszę tam zostać! - Krzyknął Samael, uchylając się przed liną, która spadła po odcięciu przez Verę.

- Pomogę wam!

- Nie! Liny puszczają! Proszę się nie ruszać!


Upomnienia Rogatego musiały zadziałać, bo Hubert zatrzymał się i ani myślał drgnąć, by nie narobić większych szkód. Obserwował pozostałe sztagi przysłaniając oczy dłonią. Z dołu również dobiegały głosy, ale sens słów zniknął w szumie wiatru.

- Zaraz trzecia pierdolnie! - Ostrzegł Hubert głośno.

Sytuacja nie była różowa. Vera mogła dostrzec, że Samael starał się ze wszystkich sił, lecz jego twarz poczerwieniała wyraźnie, gdy walczył o utrzymanie masztu swoją nie w pełni wykształconą magią. Nie był czarodziejem, a jedynie potrafił kilka sztuczek, które czasami się przydawały. Skorzystałby na szkoleniu.

Mimo wysiłku, Sam puścił na chwilę maszt, by podciągnąć się wyżej i podać Verze linę. Drewno jęknęło, a kolejne trzaski mroziły krew w żyłach, gdy maszt giął się pod ich ciężarem. Przechylił się ku rufie, ciągnięty przez pozostałe liny.

- Ta jest najważniejsza. - Upomniał Sam. - Pozostałymi zajmiemy się za chwilę!

Lina opadła, zawiązana na szczycie przez Verę. Kto jednak mógł się spodziewać, że wiatr zawieje ją na niższą reję? Splot opadł i zawisnął na poprzeczce. Tym razem nawet Sam zaklął.
Obrazek

Wybrzeże

192
POST BARDA
Przynajmniej Hubert posłuchał i nie upierał się przy tym, by wchodzić wyżej. Gdyby wspiął się do nich, Sam nie miałby szans na utrzymanie masztu we właściwej pozycji. Szarpnięty wiatrem, z obciążeniem w postaci żagli, olinowania, ich dwójki i jeszcze kapitana, runąłby w moment. I choć cholernie ciężko było nie wykrzykiwać rozkazów, nie wtrącać się w decyzje oficera i tylko robić to, do zrobienia czego zadeklarowała swoją pomoc, o dziwo jakoś dawała radę.
Cała krew odpłynęła z jej twarzy, gdy usłyszała trzask drewna, ale działała dalej. Nie było czasu na strach.
- Dobrze ci idzie, Sam - rzuciła. - Jeszcze tylko chwila. Tylko chwila. Ogarniemy to.
Ale lina miała inny plan. Umberto zaklęła wściekle, uciekając się do wiązanki słów, jakich nie powstydziłby się Osmar. Jak to tego doszło? Zawiał wiatr, czy z przyzwyczajenia rzuciła tak, jakby próbowała ominąć znajdującą się na innej wysokości reję Siódmej Siostry? Nie miało to wielkiego znaczenia; Lina musiała zostać szybko zdjęta i przywiązana do dziobu statku. Znów pożałowała, że nie miały ze sobą Iriny. Elfka chodziła po masztach i rejach tak swobodnie, jakby się wśród nich urodziła. Momentami Vera zastanawiała się, czy nie ma ona za sobą jakiejś przeszłości cyrkowej, ale ostatecznie nigdy nie spytała, skąd brała się jej nadzwyczajna zręczność.
- Na dół, szybko - powiedziała i zaczęła zsuwać się po maszcie w dół. Jeśli Samael nie będzie chciał się ruszyć, będzie musiała go jakoś ominąć; to nie było niewykonalne, tylko trudne.
Z jakiegoś powodu wejścia na reję obawiała się dużo bardziej, niż wspinania się na maszt. Czuła się całkiem bezpiecznie, obejmując go teraz nogami i choć wyginał się on groźnie, to wciąż czuła, że jej pozycja jest stabilna. Reja? Na pieprzone reje nie wchodziła już od lat. Miała od tego ludzi. Ale może nie będzie tak źle, może wystarczy przejść tylko kawałek, byle sięgnąć do sznura i go z niej zrzucić.
To jest do zrobienia, przekonywała w myślach samą siebie, przesuwając się w stronę liny. Wszystko jest do zrobienia. Skoro robią to inni, dlaczego ja nie miałabym sobie z tym poradzić? Zrobię to, a potem będę już tylko siedzieć i pić. Do samego Portu Erola.
Obrazek

Wybrzeże

193
POST BARDA
Kiedy lina znalazła się w rękach Very, Sam na powrót zsunął się na swoje miejsce, tam, gdzie, jak mu się wydawało, nacisk na drewno był największy. Jelonek z pewnością działał ponad swoje siły manipulacji, lecz nie odpuszczał. Razem z Verą mieli jeszcze szansę uratować ten maszt.

Cokolwiek się stało, lina nie spadła na sam pokład, a zawinęła się na jednym z masztów.

- Nie dam rady. - Jęknął Sam, upomniany o konieczności zejścia niżej. Mężczyzna obejmował ramionami maszt i nie zamierzał puszczać! Wszystko, co zostało do zrobienia, musiało spocząć na barkach Very. Od dołu ktoś zaczął wspinać się na maszt, by również pomóc z liną, lecz droga w górę była dłuższa i cięższa, niż droga w dół.

Ominięcie Samaela było trudne, lecz Rogaty współpracował, pozwalając Verze stawiać stopy tam, gdzie powinna i nawet asekurował ją, gdy przechodziła niżej.

- Proszę uważać. - Życzył jej szczęścia.

Zsuwanie się po maszcie było przynajmniej proste, lecz mogłoby być jeszcze łatwiejsze, gdyby suknia nie haczyła się o każdą nierówność w drewnie. Materiał z pewnością zostanie uszkodzony.

- Łapcie ją! - Wrzeszczał Viridis, wydając polecenia swoim ludziom. Czy były logiczne, czy wręcz przeciwnie, nie miało większego znaczenia. Pani kapitan miała mieć lekkie lądowanie w ramionach piratów, o ile doszłoby do wypadku.

Reja była podobna masztowi Dłoni - zbyt delikatna, zbyt giętka, zbyt niepewna. W porównaniu, reje Siostry były wygodne niczym główna aleja Karlgardu! Tutaj Vera musiała przemyśleć każdy swój ruch.

Kapitan była uważna, lecz jej stopy obsunęły się na mokrym drewnie. Lina była na wyciągnięcie ręki, ale Umberto straciła grunt pod nogami!
Obrazek

Wybrzeże

194
POST POSTACI
Vera Umberto
Byłoby łatwiej po prostu pozbyć się spódnicy, ale przecież nie mogła tego zrobić. Po pierwsze, nie na oczach wszystkich, a po drugie... nie miała na to ani miejsca, ani czasu. Balansując na maszcie, a potem na rei, nie miała nawet jak ponownie zatknąć jej za pasek. Starała się nie słuchać ani Sama, ani Huberta, ani wrzeszczącego z dołu, pijanego Labrusa, tylko skupić się na tym, na czym musiała pozostawać skupiona. Mimo to, lekką ulgą napawała ją świadomość, że w razie czego ktoś na dole ją złapie... a przynajmniej spróbuje.
Odzwyczaiła się od chodzenia nawet po szerokich rejach Siostry, więc to, co czekało na nią tutaj, było jakimś kompletnym koszmarem. Równie dobrze mogłaby balansować na linie, czułaby się tak samo pewnie. Widziała zwój, który zawisł na poprzecznej belce, kpiąc sobie z niej i jej ambitnych planów. Przeszło jej przez myśl, że mogła po prostu siedząc na maszcie zwinąć linę do siebie i rzucić ją jeszcze raz, ale nie, musiała sobie utrudniać życie. Tylko, że zwijanie trwałoby za długo. Zdecydowanie za długo. A potem sznur znów mógłby polecieć nie tam, gdzie trzeba.
Z jej ust mimowolnie wyrwał się krótki krzyk, gdy stopa ześlizgnęła się jej z drewna rei. Mocno zacisnęła dłoń na linie, którą niezmiennie miała owiniętą wokół przedramienia. Nie zamierzała spadać, zamierzała dotrzeć do tego pierdolonego topsztagu i zrzucić go do żeglarzy na dole. Drugą, wolną ręką, rozpaczliwie spróbowała chwycić się zwiniętego żagla, albo samej rei, a potem wspiąć się na nią z powrotem. I gdyby to się jej udało, nie bawiłaby się już w chodzenie po poprzecznej belce, a po prostu usiadłaby na niej okrakiem, żeby przesunąć się po niej do sznura i wreszcie zepchnąć go na dół.
Obrazek

Wybrzeże

195
POST BARDA
Z dołu dochodziły pokrzykiwania i westchnienia, gdy Vera walczyła z reją. Balansowanie na tej cienkiej, śliskiej poprzeczce było problematyczne i okazało się pechowe dla pani kapitan. Stopa obsunęła się i mało brakowało, by kobieta runęła w dół ku swojej śmierci lub przynajmniej obrażeniom. Do niczego takiego jednak nie doszło, bo Umberto wiedziała, jak się zachować.

Owinięta na ramieniu lina szarpnęła, gdy przytwierdzony wyżej jej koniec nie pozwolił Verze spaść. Złapała się również żagla, nieprzyjemnie wilgotnego i zimnego. Stamtąd łatwo było wspiąć się wyżej.

- Tak jest! - Cieszył się Hubert.

Przesuwając się ostrożniej po rei, Vera mogła dotrzeć do liny, której zwoje zaplątały się na drewnie. Zrzuciwszy ją, pilnowała już, by spadła dobrze, prosto w objęcia piratów czekających na jej akcję.

- Wiążcie, byle szybciej! Sam, radzisz sobie?!

Jelonek nie odpowiedział, ale siedział na maszcie, tak jak wcześniej. Był na swoim stanowisku, gdzie być powinien. Kapitan mogła wykorzystać linę do zsunięcia się na sam pokład.

- Brawo, pani kapitan! To nasza pani kapitan! - Cieszyła się Gerda.

- Ty, Vera, widziałaś ten cień?! - Krzyknął Hubert, wciąż na wantach, wskazując ciemniejszą plamę na morzu, którą wcześniej zauważył też Samael. Teraz nie było odwrotu.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”