Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

106
Trudno opisać słowami radość która ogarnęła krasnoluda gdy ujrzał w tunelu znajomą twarz której na dodatek towarzyszyły posiłki w postaci rycerstwa. W tym momencie chętnie uściskałby gnoma, ale nie było na to czasu.

-Sam Sulon chyba mi cię tu zesłał! Ale! Uciekajcie! Demony! - Gdy zobaczył w oczach gnoma odbicie plugawej istoty wiedział że jest już za późno. Mimowolnie odwrócił się i ujrzał ją zbliżającą się do niego w zastraszającym tempie. Krasnolud wiedział że nie zdąży dobiec do towarzyszy. Pozostało mu tylko jedno.

Klęknął na jedno kolano, wyrzucił przed siebie lewą dłoń i wykrzyczał słowa modlitwy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego wolą to niewidzialna tarcza którą się otoczy spowolni nieco tarantalle i dzięki temu da więcej czasu towarzyszom broni na to by mu jakoś pomogli. I oby się pospieszyli bo zmęczony kapłan długo tej osłony nie utrzyma.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

107
Krasnolud klęknął na jedno kolano z wyrzuconą prze siebie lewą dłonią, a cała jaskinia rozbrzmiała w głosie modlitwy, kierowanej do Sulona. Bóg wiatry miał coraz mniej wyznawców. Gdy odwrócił się od swoich dzieci stał się symbolem złego surowego ojca, który nie potrafi przebaczać. Większość elfów odrzuciła modły do niego, choć istniało kilkunastu niezachwianych, uważających Noc Spadających Gwiazd za próbę wiary. Nic dziwnego więc, że patron natury musiał teraz dbać o każdego ze swoich wyznawców. Dookoła kapłana powstało kuliste pole siłowe o średnicy jednego metra, w którą uderzyło żądło tarantalli. Zatrzymało się, nie mogąc przebić się przez potężną barierę, w którą Hunmar wkładał bardzo dużo wysiłku. Przy kolejnym ciosie poczuł nieprzyjemne parcie, a jego czoło zwilżyło się pierwszymi kroplami potu. Nie podda się tak łatwo przed jakimś paskudnym demonem.

Z sufitu nad Tarantallą po chwili wyłonił się ostro zakończony stalaktyt, który wbił się jego odnóże, uszkadzając ją i na chwilę unieruchamiając. Złamał się jednak pod potężnym uderzeniem innej kończyny. Nie poddawała się, a zaraz za nią znajdowała się już kolejna. Kolejne ciosy osłabiły znacznie brodacza, ale ten nadal się nie poddawał i czekał na wsparcie. Dwójka żołnierzy ruszyła na pomoc, a w tym czasie gnom postanowił jeszcze raz wykorzystać swoją magię. Tym razem postarał się o wiele bardziej. Z podłogi wystrzeliło, aż pięć kamiennych kolców, które poprzebijały pajęczaka. Nie zabiły, ale uszkodziły znacznie jego ciało, dając możliwość przedostania się przed krasnoluda dwóch członków fortu.

Zdruzgotana i zajęta obrażeniami istota, nie spodziewała się dwóch dobrze uzbrojonych wrogów. Wpierw uderzył miecznik, który wykonał niezbyt zgrany cios. W jaskini nie było tak wiele miejsca, aby sprawnie wymachiwać klingą, a przy tym nie zranić swojego towarzysza. W tym czasie niespostrzeżony topornik wykonał cios swoją bronią i pozbył się demona. Na posadzkę trysnęła gęsta czarna krew, która przypominała smołę.

To nie był koniec, a dopiero początek potyczki. W furii do ataku szykował się pajęczak, który znajdował się za martwym truchłem swojego brata. Rzucił się w szale kierując swój zatruty kolec w brodacza, który dokończył żywot jednego z wrogów. Teraz zaś sam był narażony na śmierć.

- Nedar uważaj! – rozległ się głos większego i grubszego mężczyzny, który szykował swoją klingę do odcięcia tej jadowitej kończyny. Nie zdąży jednak przed ciosem. Prędzej mógłby zrobić coś kapłan Sulona lub sam topornik.

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

108
Eteryczna bariera powoli traciła swą defensywną wartość. Widoczny przy każdym zderzeniu połysk przezroczystej tarczy ukazywał powiększające się z każdym atakiem wyrywy. Mnogie dziury rozlewały się poprzez sieć jeszcze bardziej licznych mikropęknieć. Te, jak fala zalewały całą skorupę, łącząc się z kolejnymi dziurami, przyspieszywszy nieunikniony proces destrukcji.

Czary Selika zdały się na nic, jak i miecz tęższego z przybyłych mężów. Hunmar i blondwłosy brodacz, wysunięci naprzód, zdani byli na własne siły i łaskawość losu. Nikczemna bestia, imitująca znane w świecie pająki, próbowała zatopić jadowitą kończynę w toporniku. Teraz Hunmar dobrze widział przeciwnika. Mógł dogłębnie przeanalizować jego anatomię. Poczwary nie odbiegały posturą od zwykłych pająków. Analogiczny układ ciała. Głowotułów i odwłok. Trzy pary kończyn krocznych, dwie pary po lewej i prawej stronie kończyn gębowych. Dziesięć lub może piętnaście przerażająco czarnych ślepi, w których tonął blask rozjuszanej pochodni. Cztery pary kłów, rozchodzących się daleko po przekątnych, jak w wiadomej matematyką czy inżynierom figurze - kwadracie. Z każdego zagiętego w półksiężyc kła sączyła się srebrna wydzielina, nieprzypominająca niczego z czym wcześniej mógłby obcować ktokolwiek z żywych. Konsystencją przypominała gęściejszą juchę lub śluz. Za to barwa płynnego żelaza lub srebra mogła wzbudzić niepokój. Z pokrytego solidną skorupą głowotułowia wyrastały nadto - nieobserwowane u normalnych przedstawicieli tegoż gatunku - odnóża. Nieco krótsze, ale bardziej powyginane. Zakończone ostrymi szpikulcami o brunatnym, może nieco karminowym ubarwieniu. Odwłok od góry pokrywały czarne tarczki, zaś od dołu nie odnotowano wzmocnienia. Przez cienką okrywę widoczny był przepływ jasnej substancji w kolorze płynnego srebra.

Tarantalla Już naznaczone deseniem karminowej plamy ostrze pajęczaka miało zatopić swe jestestwo, gdy trącony szpikulec odbił się od niewidzialnej bariery za plecami topornika. Istota zaskrzeczała głośno, tak jakby coś ją poparzyło lub zadało ogromny ból. Samo odnóże prędko uschło, obracając się w pył. Stojący z tyłu Selik i ciemnowłosy wojownik dostrzegli, że dotąd uwidaczniana wyłącznie podczas uderzenia bariera, nabrała widocznego blasku. Fala jasności ruszyła od stóp, regenerując wyrwy, rozlaną sieć pęknięć oraz wszelkie inne defekty. Bariera przyrosła na grubość, zaś po chwili cały ten jasny balon rozpłynął się dalej, przechodząc na blondwłosego męża. Stało się jasne, że za niepowodzenia ataku bestii odpowiedzialna jest magia krasnoludzkiego kapłana.

Wtem kolejny z niziołków zechciał się wykazać. Odgoniwszy pelerynę, wyciągnął malutkie dłonie i przyłożył je do ściany w jaskini. Drobne paluszki zginały się i prostowały, pod nosem cedził rozmaite inkantacje. Często niezrozumiałe. Zarówno dla Hunmara, jak i rycerzy. Tunel nawiedziła głucha cisza. Po niej zaś zerwał się nieprzyjemny wicher, wypełniający jaskinię. Ściany zaczęły drżeć, a pod stopami czuli niemiłe wibracje. Istny kataklizm. Lada chwila skały zapadną się, kończąc ich długi żywot. Szmer, gruchot, dźwięk łamanego kamienia. Górna ściana kruszyła się, a za nią ruszyła lawina spadających stalaktytów, fragmentów skały i pomniejszych kamieni. Część przygniotła nadchodzące z oddali wsparcie tarantalli. Część utrudniała przemarsz. Cześć buchnęła raptem! Ściana przed krasnoludem zawaliła się. Osunięte głazy zamknęły przejście, odgradzając na pewien czas żywych od spaczonych nieznaną siłą pająków.

Blondyn odetchnął z ulgą, opadając na ziemię. Przygotowany na śmierć z rąk krwiożerczej bestii nie mógł uwierzyć w cud - bowiem tak to rozumiał - jaki osłonił go przed nadciągającym kresem.
- Dziękuję - wycedził przez zaciśnięte zęby, a usta miał spierzchnięte. Szybko dobiegł do niego jego masywniejszy towarzysz. Pokiwał głową powitawszy Hunmara, dalej podnosząc kompana. Selik odpoczywał oparty o ścianę o czym mogły świadczyć głębokie świszczące wdechy i drobne kropelki potu na czole.
- Udało się - odparł blondyn.
- Nie chwal dnia, bracie. Znajdą inną drogę - skwitował czarnowłosy, a potem rzekł - Jestem Edar, krasnoludzie. To mój towarzysz Nedar - wskazał na swojego kompana. - Jesteśmy braćmi z jednej matki i braćmi Orlej Straży. Co tutaj robicie? W jaskini roi się od demonów!

Jeden powalony pająk spoczywał pod stopami Hunmara. Z podwiniętymi kończynami wyzionął ducha, chociaż w jego odwłoku wciąż kłębił się srebrny płyn. Mimo to nie biło od niego ciepło. Na pewno był martwy. Niespotykana istota, materiał do badań. Bracia spleceni więzami krwi okazali się ponadto być członkami jakiegoś stowarzyszenia, o którym Hunmar wcześniej nie słyszał. Orla Straż - ciekawe, pomyślał.

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

109
Pot zalewał krasnoludowi oczy gdy próbował utrzymać barierę która z chwili na chwilę ulegała coraz większym zniszczeniom. Każde uderzenie pajęczaka zasypywało niziołka fontanną iskier powodując coraz to nowe pęknięcia i wyrwy w tarczy.

Nie wytrzymam. Krasnolud zamknął powieki i dysząc ciężko spuścił głowę. Musisz. Spróbował skupić się na oddechu. Wdech... wydech... wdech... wydech... WDECH. Nabrał w płuca ile tylko mógł życiodajnego oddechu Sulona po czym wypuścił go ze świstem przez zaciśnięte zęby. Prawa ręka, z której wypuścił pochodnię, powędrowała w górę by wspomóc czar tworzony przez lewą.

Krasnolud czuł, że wezbrała w nim moc Sulona. Moc która go ochroni przed śmiercią. Oczy miał nadal zamknięte, ale słyszał piski tarantalli i to napawało go siłą. Wzmocnił barierę jeszcze bardziej powodując że bańka się rozrosła spychając demona z powrotem w głąb korytarza. Wtem rozległa się inkantacja gnoma.

Hunmar miał wrażenie że skały wokół niego ożyły. Otworzył oczy w odpowiednim momencie by zobaczyć lawinę skał zasypującą tunel. Wielkie głazy miażdżyły swoim ciężarem cielsko demona. Krasnolud zwolnił barierę rzucając się jednocześnie w tył by umknąć osuwisku. Selik wszak mówił, że jego magia jest potężna, ale bywa niedokładna i kapryśna.

Gdy zawierucha ustała a zagrożenie zostało zatrzymane kapłan, tak jak upadł, położył się na podłodze tunelu. Nie zamierzał się stamtąd ruszać... przynajmniej przez kilka minut. Musiał chwilę odpocząć. W odpowiedzi na słowa mężczyzny krasnolud tylko kiwnął głową i wyszeptał ochrypłym głosem: Wody.

Po kilku chwilach kapłanowi udało się podnieść. Poczłapał do ściany przy której odpoczywał Selik i podając rękę pomógł mu wstać.

- Dziękuję - powiedział po czym zwrócił się w stronę braci - To nie mnie powinniście dziękować a temu bohaterskiemu gnomowi i jego magii. Przybyliśmy w to święte miejsce by je oczyścić z plugastw i przywrócić je jego prawowitym właścicielom... choć chyba nie spodziewaliśmy się aż tak zdecydowanego oporu. Orla straż, powiadacie? Czy się zajmuje wasz zakon? Przybyliście tu w tym samym celu? By przywrócić tu panowanie Kiriego?

Hunmar podszedł do zwłok demona. Poczwara leżała odwrócona z odnóżami zgiętymi w stronę podbrzusza w każdym stawie. Chociaż istota zdawała się być martwa kapłan postanowił się upewnić. Obszedł ją dookoła trącając kilka razy czubkiem buta. Nic się nie stało. Można więc przystąpić do zbierania próbek - najważniejsze to poznać słabe strony przeciwnika. Najbardziej zainteresował go odwłok demona wypełniony srebrzystym płynem. Krasnolud wyciągnął ze swojej torby nóż - nie tak ostry jak skalpel ale zdecydowanie trwalszy, cienkie skórzane rękawice, maskę na twarz wykonaną z cienkiego lnu oraz szklany słój z metalowym wieczkiem i po właściwym wyekwipowaniu przystąpił do pracy. Przechylił ciało demona tak by nieosłonięta tarczkami część odwłoka znajdowała się na boku i naciął ją jak tylko dało się najniżej tak by płyn znajdujący się w środku nie wystrzelił mu prosto w twarz. Następnie podstawił pod ranę naczynie, wypełnił je do połowy srebrzystym płynem i zamknął szczelnie.

-Spalcie to cholerstwo- Powiedział do mężczyzn po czym podszedł z powrotem do gnoma -Możesz poprowadzić nas do swojego brata?
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

110
Selik pochylił głowę w podzięce, gdy krasnoludzka dłoń przyszła z pomoc. Braterskim uchwytem postawiono kompana, który mimo wszystko potrzebował odpoczynku. Wzniecenie trzęsienia ziemi, rozruszanie skał pod powierzchnią wymagało od niziołka zwrócenia się po niewątpliwie niemałe zasoby energii magicznej - zwanej potocznie maną. Wyczerpany, bez tchu, powoli regulował początkowo coraz to głębsze oddechy. Świszczące w nozdrzach powietrze oddawało wysiłek, jaki włożył w inkantowane zaklęcie. Całą powierzchnią pleców przyległ do stromej ścianki jaskini. Gorączkę, której chwilowo doświadczał łagodziło chłodne tchnienie ze ścian. Małymi krokami powracał na stary tor czynnościowy. - Mieli zmierzać do samego serca świątyni.

Na twarzy blondyna zarysował się niemały grymas, co mogło zwiastować pustkę z jaką się borykał. Z kolei jego potężniejszy kompan, czarnowłosy Edar popadł w konsternację.

- Kiri powiadasz? - zapytał zaskoczony Edar i nie było w tym krzty fałszu, żadnej obłudy. Podrapał się po jednodniowym zaroście po czym spojrzał na brata z jednej matki.

- To nie zakon - zaprzeczył szybko Nedar poprawiając spinane brązową gumką włosy, które zakryły mu twarz podczas zwady z krwiożerczymi pajęczakami. Był niższy od swojego brata i bezsprzecznie chudszy. Przynajmniej w barkach, gdzie brakowało muskularnego zarysu. Za to jego dłonie - masywne - idealnie współgrały z dzierżonym w nich toporem. Na twarzy miał głęboką bliznę, ciągnącą się od prawego lica, przez noc, aż po krótki odcinek pod lewym okiem. Hunmar dostrzegł pracę ostrza. Ktoś celowo okaleczył mężczyznę i nie była to pamiątka po mieczu. Precyzyjne cięcie drobnego sztyletu lub innego ostrza.
Nedar z Orlej Straży
Spoiler:
Oboje braci ubranych było w ciekawe uniformy z dominującym akcentem błękitu. Głęboki niebieski kolor przeplatał się prawie wszędzie między skórzanymi naramiennikami, metalowymi tarczkami i rozmaitymi osłonkami. Lekkie skórzane opancerzenie przykryte przez cieniutką siatkę z twardym puklerzem na piersi z symbolem orła. Edar dodatkowo nosił - w ciemniejszym tonie błękitu - okrywającą ramiona narzutę. Spod płytek osłaniających biodra uwidaczniały się materiałowe czarne lub szare spodnie. Gdzieniegdzie przewijały się metalowe klamry stabilizujące naramienniki, nagolenniki oraz pas i lekkie nogawice. Stroje braci różniły się od siebie, lecz mimo wszystko wykazywały duże podobieństwo.
Uogólniony koncept.
Spoiler:
Twarz Edara także naznaczona była kilkoma bliznami. Przy czym te były wynikiem licznych potyczek, o czym świadczyły delikatne zadrapania w porównaniu z głęboką szramą, której nabawił się młodszy z braci. Mężczyzna miał jednodniowy zarost i roztrzepane cienkie włosy do szyi. Matowy odcień brązu świadczył o dojrzałości bruneta, lecz jak się później okazało nie był stary. Na pewno nie starszy niż krasnoludzki wiarus. Tego mógł być pewien.

Edar z Orlej Straży.
Spoiler:
- Jeśli mijałeś wschodnie kresy Karelin mogłeś ujrzeć wzniesiony w górach fort - przedstawił dumnie Edar. - To siedziba Orlej Straży. Jesteśmy ludźmi...

- I elfy i krasnoludy - przerwał niezgrabnie Nedar.

- Grupa chętnych, którzy poświęcają swoje życie walce z demonami. Król, cały Keron porzucili północ. Zostaliśmy sami. Wspierani nieznacznie przez Salu próbujemy chronić ludność przed upiorami z Morlis. Nie jesteśmy żadnym oficjalnym zgrupowaniem, bo nikt nie dał nam patronatu i praw. Sami o wszystko walczymy i sami odbijamy te ziemie z rąk demonów. Historia straży jest długa - wtem coś huknęło w stertę kamieni, które zagrodziły przejście pająkom.

- Jest nas dużo - dokończył blondwłosy Nedar. - Wszyscy, którzy chcą pomóc dołączają do nas. Nam demony zabiły siostrę i czterech braci. Chcemy w końcu wymierzyć sprawiedliwość.

- Forteca w górach odziedziczona po pierwszym oficjalnym dowódcy Orlej Straży stała się miejscem pielgrzymek. Kiedy zostaliśmy sami, to zwykli ludzie zaczęli nam pomagać - potem Edar opowiedział nieco więcej o samej idei Orlej Straży. Jak się okazało byli zbrojnym ugrupowaniem niewspieranym przez żadne królestwo. Zbieranina niezwiązanych krwią ani pochodzeniem specjalistów, których celem jest szeroko pojęta walka z demonami z Morlis. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat rozprzestrzenili swoje wpływy. Na tyle, że chętni walczyć ze złem najemnicy, czarodzieje i rzemieślnicy napływają do fortu. Z pewnością wielu umotywowanych było zemstą na demonach. Ale - na ile znał życie Hunmar - takie zbrojne ugrupowania były również często azylem dla uciekinierów bądź przestępców. Tak czy inaczej Orla Straż stała się kagankiem, który niósł światło nadziei w walce o północ.

Wydzielina z odwłoka ogrzała naczynie, przeto trzymający je w dłoniach krasnolud poczuł przyjemną ulgę. W podziemiach gór było nie tylko mroźnie, lecz jakże wilgotno. Wszystko to potęgowało wychłodzenie, które niebawem mogłoby wykończyć podróżnych.

- Nie wiedzieliśmy, że to świątynia patrona kopalni - dodał Edar. - Od pewnego czasu te popierdolone kreatury wychodzą przez świdrowane w ziemi tunele i napadają na bezbronnych ludzi. Odkryliśmy, że to miejsce jest źródłem ich pochodzenia. Ataki zaczęły się niecałe pół roku temu. My mieliśmy tylko zbadać wnętrze, ale spotkaliśmy twojego towarzysza niziołka - spojrzał mężczyzna na Selika. Gnom czuł się znacznie lepiej, w czym upewnił ich powracający kolor czerwonych rumieńców na policzkach.

- Nasz myśliciel dotarł do starych dzienników, które pisały o dużych pająkach w tutejszych jaskiniach. Nie były jednak tak duże i groźne - Edar rozwodził się nad nieprzypominającymi naturalnych zwierząt bestiami. W tym samym czasie na polecenie Hunmara, Nedar sięgnął po pochodnie i zbliżył ją do martwej kreatury. Nim płonący kraniec wszedł w kontakt z pancerzem owada. Odwłok zapłonął natychmiastowo. Fala buchających płomieni spaliła trochę brwi i fragment brody blondyna. W tunelu rozprzestrzenił się smród palonych włosów.

- Co to kurwa? - krzyknął Nedar. - Nawet go nie dotknąłem tym ogniem!

Wydzielina tocząca się w ciele istot niewątpliwie naznaczonych siłą nie z tego świata obnażyła jedną ze swych właściwości. Czym była i co stało się z pająkami? Wtedy Hunmar przypomniał sobie jeden z fragmentów starego pisma. Niegdyś czytał spisane w jedną księgę listy poszukiwaczy przygód.

„Każdemu, kto wątpi w niegodziwość demonów, powiem jedno: Niech własnymi rękami zniszczy ożywione zwłoki swoich braci, poległych w walce z tym czymś, a potem pogadamy o moralności.”
- Rycerz-dowódca Pawius, w liście do kuzyna Lancela, 50 rok III Ery Trzask! Łomot z zewnątrz w zawaloną ścianę osunął kilka drobnych kamieni naruszając jej integralność. Nedar niespokojnie zacisnął dłonie na toporze.

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

111
Łatwopalne! Wiedziałem, że ogień w walce z tymi kreaturami będzie dobrą bronią. Krasnolud uśmiechnął się patrząc na zwęglające się szczątki demona. Wpadł mu do głowy pewien pomysł, ale bał się, że nie zdąży go zrealizować nim tarantelle przebiją się przez zaporę.

- Poczekajcie jeszcze chwilę - Hunmar wyciągnął ze swojej torby mały szklany flakonik i przelał do niego część srebrzystej cieczy, pozyskanej z odwłoka poczwary, tak by wypełniła naczynie w dwóch trzecich jego objętości. Następnie zaczopował wylot butelki kawałkiem lnianej szmatki tak, by wystający jej fragment można było łatwo zapalić.

W ten właśnie sposób wytwarzana jest bardzo prosta i skuteczna miotana broń zapalająca nazywana fachowo butelką zapalającą a w Turonie znana pod nazwą Koktajlu Isutowa. Z nazwą tą związana jest historia potężnego demona nazywającego siebie Isutowem właśnie. Demon ten władający śniegiem i lodem równał z ziemią osady na drodze do stolicy krasnoludów rozpowiadając wszem i wobec, że wkrótce będzie na murach Turonu pił zimny koktajl z krwi niziołków. Braciom Hunmara udało się odeprzeć atak właśnie dzięki tej prostej broni, którą przekornie nazwali po tym wydarzeniu.
Spoiler:
Zdolności miotające krasnoluda były żadne, wolał więc nie ryzykować spalenia siebie i przy okazji swoich towarzyszy, dlatego wręczył buteleczkę Edarowi.

- Trzymaj ten flakonik z dala od ognia. Gdy pojawią się tarantelle zapal płótno od pochodni i rzuć pod nogi tym poczwarom. Przy odrobinie szczęścia to je powstrzyma. A teraz ruszajmy.

Grupa ruszyła szybkim krokiem w jedynym możliwym kierunku - w głąb korytarza. Hunmar rozmyślał nad tym co opowiedział mu Edar o Orlej Straży. Byłoby to dla niego idealne miejsce. Mógłby razem z tą grupą stawiać aktywny opór demonom. Krasnolud czuł, że może to być jego miejsce na tej ziemi. Wtem przypomniał sobie coś i serce zabiło mu mocniej.

- Jak dawno weszliście w te jaskinie? - Zwrócił się pospiesznie do Edara. - W drodze tutaj faktycznie widzieliśmy wasz fort, ale widzieliśmy również unoszący się nad nim kłąb czarnego dymu. Tak jakby rozgrywała się tam jakaś bitwa. Wiecie coś o tym?
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

112
Wybuchowe gotowe - Hunmar zręcznym i nie pozbawionym cech demonstracji ruchem przekazał flakon bratu z Orlej Straży. Obchodzili się z tym jak z jajkiem, uważając aby ciecz nie wylała się, ni roztrzaskała szklana otoczka czy pochodnia zajęła zwiewną szmatę.

- Jeśli mam być szczery - odezwał się niespodziewanie brunet - długo szwendamy się poza fortem. Wcześniej szukaliśmy wejścia do jaskini.

- Co do diaska tam się przydarzyło? - wtrącił Nedar, krzyżując potężne przedramiona na piersi.

- Oby nic strasznego.

Długo panowała cisza. Umilkły nawet pająki, co wyły za zrzuconym gruzem w tunelu. Hunmar dalej nie wiedział, czym one są. A to zdawało się kluczem do rozwiązania problemu w tutejszej świątyni Kiriego. Huknęło, podłoga zadrżała pod stopami, ze ściennego odcinka z łomotem odpadł fragment skały, który prawie ugodził w Selika. Gnom przewrócił się, ale lecąc zwrócił się ku przodowi. Tunel był stromy i drastycznie posuwał się ku dołowi, jakby służył do jazdy wózkiem. Selik runął pod porośniętą świecącymi na niebiesko grzybami ścianę. Za nim podążyli Nedar i Edar. Pierwszy truchtem pokonał stromy spad, drugi zaś bawił się w podskoki.

Zobaczyli go i pomogli wstać. I nagle zrozumieli, że ucieczka jest niemożliwa, że po stromym spadzie nie da się wspiąć, uciec. Edar dobył miecza. Cofał się szerokim korytarzem, a brat szedł za nim, trzymając topór oburącz. Trafili na skałę. Po środku, z ziemi wyrastał zielony kokon, którego korzenie wbijały się w twardy grunt. Tym samym krusząc skałę. We wnętrzu eliptycznej bańki rozmiarów Hunmara tłoczyło się życie. Ta sama złowroga ciecz obiegała jakaś poczwarę skrytą we wnętrzu, lecz dokładnie nie widzieli jaką.

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

113
Krasnolud toczył się w dół stromego tunelu. Taki obraz przedstawiłby się istocie obserwującej z oddali całe zdarzenie. Oczywiście pierwotny plan przedstawiał się zupełnie inaczej. Kapłan miał biec. Niestety stromizna tunelu szybko spowodowała, że nogi się poplątały a Hunmar zjeżdżając na dupie nabierał coraz większej prędkości. Próba wyhamowania dłońmi szorującymi o ścianę tunelu przyniosła pewien efekt choć ręce zapiekły go tak, jakby chwycił rozżarzone węgle. Koniec końców krasnolud wyrżnął plecami w ścianę zaraz obok gnoma który szczęśliwie zdążył uskoczyć.

Kapłan spojrzał na swoje dłonie, czerwone od krwi i zdartego naskórka. Szybko zrobił z nich koszyczek i przyłożył je do ust. Ciepły oddech w połączeniu z modlitwą złagodził ból i zasklepił rany. Gdy doszedł do siebie rozejrzał się wokoło a jego uwagę przyciągnęły świecące grzyby. Zastanawiał się czy zerwanie takiego grzyba zaburzy jego procesy życiowe na tyle by przerwał luminescencję. Krasnolud postanowił się przekonać. Zerwał kilka grzybni ze ściany, wpakował je do szklanego słoja i podążył za Edarem. W jaskini nigdy za mało źródeł światła.

Wtem natrafili na kolejny kokon. Tym razem w jego wnętrzu nie było człowieka a jakaś inna istota pływająca w znajomym srebrzystym płynie. Krasnolud wziął od Nedara pochodnię i podszedł pod sam kokon by dokładnie go obejrzeć. Obserwował dokładnie cień poruszającego się wewnątrz straszydła. Nie był pewien czy jest to kolejna tarantella, ewentualnie jakieś jej stadium rozwoju czy coś zupełnie innego. Pajęczak czy nie pajęczak - na pewno nie jest do nas przychylnie nastawione. Krasnolud skinął ręką na Nedara i Edara chcąc by podeszli.

-Edarze myślisz że dasz radę przebić mieczem ten kokon tak by ugodzić to stworzenie? Jeśli nie to niech Nedar odetnie go toporem od podłoża i podpalimy go na ziemi. Seliku pilnuj naszych tyłów. Jeśli to plugastwo wykona jakiś niepokojący ruch to nie wahajcie się używać swoich zdolności.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

114
Nedar zaklął, wkładając w uderzenie całą wściekłość i rozpacz. Doskoczył, wzniósł topór do ciosu. Nie zdążył wziąć wdechu. Kokon ściął się od góry z ostrzem. Z impetem odbiło się od zgrubiałej nawierzchni, potem wpadając na ścianę i osuwając się. Oręż rozłożył się. Płaskie ostrze spadło z trzonu, aż zadzwoniło. Uderzając w skałę o stopę od głowy starszego z braci. Edar jednak odskoczył. Pokręcił głową z niedowierzaniem, zawahał się na moment.

Leżał, jak ryba łapiąc powietrze, zastanawiając się nie nad tym, co ma złamane, lecz na tym, co ma całe. Gnom szedł ku niemu. W jego ręku materializował się płomyczek brązowej energii. Przyłożony do ramienia człowieka orzeźwił go. Dodał otuchy, nieco uspokoił, pozwalając wstać na nogi. Chociaż kolana wciąż miał słabiutkie, trzęsły się na boki jak zboże na wietrze. W głowie mętlik, gonitwa myśli. Chwilowe zawroty i zbieranie na wymioty przez rwące z wnętrza bebechów szarpnięcia. Wstrząs po uderzeniu dał się we znaki blondynowi z Orlej Straży.

Choć ból ciął go ostro w krzyżu, a nogi chwilami odmawiały posłuszeństwa. Nedar wrzasnął, lecz zgięty w pół podreptał tam, gdzie stali Hunmar wraz ze starszym bratem. A otaczali oni wspomniany kokon, którego zielona skorupa u wierzchołka nadłamała się. Dorodny pajączek rozlał się po górnej elipsie. Z chwili na chwile obejmując coraz większą powierzchnię. Nagle fragment skorupy odpadł. Otoczony kleistą flegmą wisiał dobrych parę sekund, po czym zawitał na ziemi. Niebawem skąpała go wyciekająca z wnętrza maź. Ta sama, którą dociekliwy krasnolud zebrał do szczelnie zamkniętego naczynia. Kolejne fragmenty otoczki poczęły spadać, w rezultacie uwalniając skąpaną w płynie istotę. Była to niedojrzała forma tarantalli. Pozbawiona dorodnych łusek i płytek, jakie mogli dostrzec u form dojrzałych. Jej ciało było blade, nie czarne. Odwłok mały, zaś odnóża krótkie i mięciutkie.

- O kurwa - powiedział wreszcie wlekący się Nedar.

- Aha - spojrzał podejrzliwie gnom. - Ciekawa rzecz. Te korzenie wbijają się w grunt. Muszą łączyć się z czymś, co je odżywia.

- Słucham? - zapytał zdziwiony Edar.

- Wcześniej widzieliśmy kokony z zamkniętymi w ich wnętrzu ludźmi - próbował wyjaśnić niziołek.

- O kurwa - powtórzył Nedar.

Wstrząs zerwał się znikąd, skończywszy dysputę nad rozprutym jajem monstrualnego pajęczaka. Od sklepienia urwało się pół stalaktytu i runęło w dół z ogłuszającym łoskotem. Huki i zgrzyty dochodziły z góry. Skąd przybyli, a gdzie drogę zablokowali skalnym przejściem. Najwyraźniej coś rozpracowało przeszkodę. Zwracając swą uwagę ku oddalonym bohaterom, próbowało nadrobić dzielący ich dystans. Cokolwiek to było, nie mogło być sprzymierzeńcem. Rozwaliło tuzin pomniejszych, a także mamucich skał. Tylko po to, by dorwać dwójkę ludzi, gnoma oraz krasnoluda. Stanęli więc w tunelu z kokonem po środku. Za plecami mieli wzniesienie, skąd przybyli. Przed sobą pełen ciemni szyb.

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

115
Topornik stracił swoją broń. Co prawda odnieśli małe zwycięstwo - zniszczyli kokon ergo o jednego pajęczaka bliżej do zniszczenia całej ich kolonii, ale kosztem utraty broni w tak trudnym położeniu w jakim się znaleźli. Dodatkowo Nedar uległ jakiemuś wstrząsowi a kapłan nie był w stanie powiedzieć czy to zwykły szok wywołany niepodziewanym zachowaniem struktury kokonu czy też utkana bariera wzmocniona jest dodatkową magiczną osłoną.

Kapłan podszedł do mężczyzny trąc rękę o rękę a następnie położył ciepłą dłoń na jego ramieniu próbując przekazać mu nieco swojej siły. Co prawda krasnolud nie czuł się wystarczająco wypoczęty aby postawić go całkiem na nogi, ale może wykrzesze z siebie chociaż iskierkę mocy która odrobinę wzmocni topornika.

-Jak się czujesz Nedarze? Co to było? Coś cię poraziło?

Hunmar założył swoje rękawice i podszedł do zniszczonego kokonu. Oglądnął dokładnie jego fragmenty po czym odłamał jego kawałek - najbardziej suchy jaki udało mu się znaleźć, zawinął szczelnie w płótno i włożył do swojej torby. Wtem wstrząs gruntu przypomniał mu, że nie są tutaj bezpieczni.

Krasnolud miał wrażenie, że wszystko co robią, każde działanie które podejmują sprowadza na nich tarantelle. Tak jak gdyby znaleźli się we wnętrzu żywego organizmu a jego układ odpornościowy walczy by ich za wszelką cenę usunąć z krwiobiegu. Może trzeba zmienić strategię. Przyczaić się. Znaleźć źródło tego szaleństwa i tam ugodzić.

-Panowie musimy ruszać dalej - w stronę serca góry. Miejmy nadzieję, że reszta naszej grupy też tam zmierza. Walka z Tarantellami będzie ciężka więc na razie spróbujemy je spowolnić. Nedarze zbierz swój topór, sprawdź czy możesz go złożyć do kupy. Seliku spróbuj nas poprowadzić do centrum góry, do miejsca gdzie krzyżują się korzenie wszystkich kokonów - Krasnolud wziął w miarę duży kamień z podłogi owinął go kawałkiem szmatki, oblał całość krasnoludzkim spirytusem który używa do odkażania ran i całe zawiniątko przekazał Edarowi. -Idziemy dalej tym szybem przed nami. Gdy oddalimy się wystarczająco podpal ten kamień i rzuć go w stronę kokonu. Jeśli będziemy mieli szczęście to wybuch tego płynu odstraszy pajęczaki.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

116
Truchtem mknęli tunelem w dół, głęboko, do wnętrza. Idąc ciemnym korytarzem mrok rozniecał im blask płonącej ku szczytowi pochodni. Jasne łuczywo upiornymi cieniami tańczyło po ścianach i sklepieniach. I brakowało tylko kojącej ciszy, na którą liczyć nie mogli. Bo za plecami podążało coś ogromnego. Stukot bitych o skałę odnóży niósł się po tunelach.

Toczący się wgłąb tunel sprawił, że podążywszy jego śladem. Gdy Nedar obrócił się przez ramie, ledwo mógł dostrzec poszerzony odcinek z kokonem i pokrywającą warstwę podłoża stertą czarnych korzeni. Wkrótce lewą ręką klepnął brata po plecach, a obie dłonie miał wolne. Oręż rozpadł się po przebytych wstrząsach i od tej pory zdany był na siłę swoich kończyn. Wtedy Edar wziął zamach i z impetem miotnął wcześniej podpalonym od ognia pochodni trunkiem. Butelka wirowała w powietrzu niosąc charakterystyczny świst. Za plecami rozbłysła łuna płomieni. Wybuch oświetlił tunel na kilka metrów naprzód. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Odcinek za nimi spowił ogień utrudniając na jakiś czas przejście pajęczakom. Mogli zagłębić się w poszukiwaniach.

Gnom przemieszczał się bardzo szybko. Co rychlej przewracał małymi stópkami, nie odzywając się ani słowem. Pomimo że tunele często były podzielone na dwa bądź więcej rozgałęzień. Ten bez dłuższej zadumy obierał pewny siebie ścieżkę. Krasnolud w jednej chwili zorientował się jak prymitywny kompleks górskich kanałów ustępuje fachowo kładzionej płycie. Skalny grunt ustąpił nie wiadomo gdzie miejsca kamiennym blokom - kostka, jedna obok drugiej. Tunel sukcesywnie poszerzał się. Proporcjonalnie do stawianych kroków, był coraz szery. Aż w końcu całkowicie się zatracił. Albowiem wkroczyli do sali. Długiej, prostokątnej sali wysyconej kamiennymi kostkami. Na ziemi, suficie i ścianach. Weszli od lewej strony, lecz i w przeciwnej ścianie, i tej przyległej znajdowały się wypełnione mrokiem otwory. Jedynie w oddali bytowały okrągłe wrota. Przedzielone esowatą szramą płyty, jakoby rozsuwane na boki. Nie posiadały klamek, lecz dwie dziurki blisko centrum. Prawdopodobnie na klucz, lecz musiał on być duży. Może nieco zardzewiały. Z wieloma kolistymi wykończeniami.

Selik krzyknął głośno. Był to krzyk wołający o pomoc. Głośne wołanie, pełne żalu jak i rozpaczy. Hunmar widział, gdy biegnie prowadzony martwymi spojrzeniami swych braci. I nagle zrozumiał, że coś bestialsko zarżnęło małe gnomy. Zrozumiał też, że ucieczka jest niemożliwa, że przed tym czymś nie da się uciec. Że będzie musiał stawić temu czoła. Wiedział o tym, lecz nie wiedział kiedy to nastąpi. Czy rozsądnym było stanąć do walki teraz? Podnieść topór i w garstce przeciwstawiać się nieznanemu wrogowi z armią zjadliwych pajęczaków. Edar dobył broni. Ostrze jego miecza zaświeciło cicho. Podążył szerokim krokiem za gnomem, szedł za nim, trzymając miecz oburącz. Pot ściekał po czole, ciężkimi kroplami kapał z nosa.

W gejzerze pyłu i krwi runął na kolana Seilik przed najukochańszym z braci, a jego kostur poleciał na dobre kilka sążni w bok. Leżał nieruchomo, rozkrzyżowany, mały, chudy. Zraniony i całkiem bezbronny. Trochę potrwało, ale wreszcie drgnął. Jęknął. Spróbował unieść głowę. Poruszył rękami. Poruszył nogami. Zajęczał znowu macając zakrwawiony brzuch. Rozszarpany z wywalonymi na wierzch bebechami.

- Uciekaj bracie, to cię zabije... - wyskomlał i umarł.

Dwójka pozostałych była już zimna, oznajmił grupie Edar, wciąż utrzymując miecz oburącz. Z prawych wrót powiało chłodem. Ożywczym wichrem znad powierzchni. Blondyn stojący obok Hunmara spojrzał na niego i uniósł brew wymownie - wyjście?

Seilik wybałuszył oczy jeszcze bardziej. A potem upadł. Przechylił się i runął w tył, wzbijając kurz. I leżał tak, jak kostucha, na brudnej podłodze, wśród trójki martwych gnomów. Wciąż ściskał pięści, kurczowo, ze wszystkich sił. Wszyscy współczuli mu straty, bez wątpienia tak było. Bracia jednak wymienili przenikliwe spojrzenia. Potem starszy zwrócił je ku krasnoludowi. Głuche, pytające spojrzenie - co dalej?

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

117
Tunele ewoluowały w miarę tego jak się w nie zagłębiali. Coraz mniej przypominały chaotyczne jaskinie a ich rozkład przywodził na myśl kunszt gnomich lub krasnoludzich architektów. Gdy na ścianach pojawiły się zdobione płyty kapłan uzyskał pewność, że idą w dobrym kierunku. Selik nie zawiódł.

Wnet weszli do ogromnej sali. Cztery wyjścia. Jedno którym weszli dwa puste skryte mrokiem a jedno zablokowane okrągłymi stalowymi drzwiami. Krasnolud zatrzymał na nich swój wzrok. Czyżby byli u celu? Czy te drzwi skrywają kaplicę. Gdzie w takim razie jest reszta drużyny? Z zadumy wyrwał go krzyk gnoma.

Byli tu. Oni również tu dotarli. Jednakże za swą zuchwałość zapłacili najwyższą cenę. Hunmar ruszył za Selikiem. Ruszył by ich ratować. Nie było już jednak czego. Nie żyli. Wszyscy prócz Malona którego siły były już na wykończeniu. Po kilku chwilach dołączył do swoich braci wypowiadając ostrzeżenie.

Kapłan przykucnął przy Seliku i położył mu dłoń na ramieniu. - O dobry Sulonie! Zabierz dusze tych dzielnych gnomów do nieśmiertelnych krain! Wynagrodź ich cierpienia na tym padole łez i bólu! Niech znów doznają szczęścia! Twój pokorny sługa prosi i wstawia się za nimi, o potężny Królu Wiatru! Krasnolud zamknął oczy i opuścił ciężką głowę. Nie powinni byli się rozdzielać. Czy umarli przez jego decyzję? Wtedy przed oczami stanął mu Danarim. Jego szkarłatna krew rozlewająca się po białej od śniegu drodze. Ile jeszcze osób przez niego zginie?

Hunmar poczuł na skórze oddech Sulona. Rześki powiew wydostający się z jednego z tuneli rozlał się po jasnej sali omiatając ciała gnomów i wypełniając płuca Kapłana. Razem z powietrzem jego ciało napełniły moc i siła, a smutek ustąpił pola złości i determinacji. Niczym pusty puchar napełniony gwałtownie po brzegi wytrawnym winem.

Kapłan nagłym ruchem podniósł się z ziemi. Spojrzał najpierw w kierunku tunelu z którego dochodził świeży powiew. Wyjście? W razie czego to tamtędy będą salwować się ucieczką. Teraz zwrócił wzrok w stronę zamkniętego przejścia. Wyrwał Nedarowi z ręki pochodnię i ruszył szybkim krokiem w kierunku drzwi. Zaczął je dokładnie oglądać w migoczącym świetle. Spróbował je ruszyć. Obejrzał dokładnie otwory, palcami próbując wybadać zamek. Szukał jakichś inskrypcji, czegoś co podpowiedziałoby mu jak je rozsunąć. Rozejrzał się dokładnie po okolicy - może ten klucz gdzieś tu leży? Może ten zamek nie jest skomplikowany i uda nam się go po prostu wyłamać?

Seliku! - Krasnolud krzyknął do gnoma. - Czy twoi bracia mówiłi coś o zamkniętych drzwiach? O kluczu? SELIKU! Nie pozwól by twoi bracia zginęli na marne! Jesteśmy tak blisko rozwiązania...
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

118
Selik bezszelestnie bujał się na kolanach, na których spoczywała głowa martwego brata. Jego twarz spowił mrok, a oczy wybałuszyły się. Był przekrwione i żółte. Z wygiętej mordy capiło niemiłosiernie, jakoby coś zasadziło śmierdzącą niespodziankę w jego przełyku.

Nie odpowiedział. Nie wykonywał żadnych ruchów, żadnych słów. Ignorował także reakcję braci z Orlej Straży. Nie drgnąłby nawet, gdyby płomyki pochodni wsadzić mu w cztery litery. Irytowało to Nedara. Mężczyzna - prawdopodobnie - nieprzyzwyczajony do zniewagi, podszedł do gnoma dobierając jego łachów.

- Odpowiadaj! - krzyknął szarpiąc nim niczym szmacianą lalką.

Nie pomogło i to. Żadne groźby czy prośby. Wtem zamachnął się na pięcie blondyn, by ciężkim kozakiem sieknąć w czaszkę gnoma. Niski obcas zderzył się z płatem skroniowym. Coś gruchnęło, coś pękło. Selik rąbnął o ziemię, a Edar pokiwał przecząco głową w kierunku brata. Gnom dołączył do swych braci. Sczezł między rozszarpanymi bebechami, pomiędzy rozkładającym się ciałem i trupim cuchem.

- Wracajmy - dodał niepocieszony agresor.

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

119
-COŚ TY ZROBIŁ!- Kapłan krzyknął i podbiegł do ciała gnoma tracąc resztki ogłady. - Niech cię Usal pochłonie! Coś ty zrobił... Ten gnom był naszym przewodnikiem... na miłość Sulona on uratował ci życie! - spojrzał wrogo na Nedara -Zajmiesz się tymi ciałami. Możesz je wynieść albo spalić tutaj, ale zrobisz to sam. Nie pozostawimy ich tutaj na wypaczenie.

Co zrobić? Nie mają klucza. Bez niego nie otworzą drzwi. Czy to czas by ogłosić klęskę? A może tylko odwrót? Wyruszyć po odsiecz i wznowić atak. Wrócę tu by oczyścić tę górę jakem Viarus dziecię i pokorny sługa Sulona.

-Edarze sprawdź czy te drzwi oprą się twoim mięśniom. Jeśli tak to ruszajmy dalej. Tunelem z którego doszedł do nas świeży powiew. Miejmy nadzieję, że oddech Sulona poprowadzi nas w dobrym kierunku.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: [Południowe Kareliny] Góra Gautlandia

120
Edar wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie zamierzał dotykać i tak z dala wglądających na zamknięte drzwi. A może przeraził go widok ofiar z gnomów. Tego, co nieznana im istota uczyniła. Pchanie się do jamy potwora byłoby wielce nierozsądne. Co się stało z wiarusem, z jego polotem? Fajkowe ziele skopciło mu umysł? Śniegi północy zmroziły myśli? Czy najzwyczajniej zdurniał na stare lata?

Ruszyli więc przez wąski tunel wypełniony wichrem. Bo wiało z niego ożywczym powietrzem. Pachniało świeżością, której trudno doszukiwać się w pajęczych mrokach. Kroczyli długo, ale prężnie. Bez chwili wytchnienia. Aż znaleźli się na powierzchni. A potem szli dalej. Do Orlej Twierdzy.

Wróć do „Salu”