Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

31
Zjedzenie czegokolwiek w obecności obcego, który ratuje cie przed opryszkami, a potem, z jakimś dziwnym rodzajem troski stawia żarcie, było nie do przyjęcia przez Lotiego, gdy jednak postawiono przed nim miskę gulaszu, jego ciało go zdradziło i ręka natychmiast powędrowała na stół w poszukiwaniu łyżki.
- Jesteście niesamowici. - Zaczął Azuni. - Nie to, że załatwiacie całą brudną robotę za strażników, to jeszcze wszystkie zasługi pozwalacie przypisać im. Niesamowite. - W ustach poczuł miękkie mięso i odmówił szybką modlitwę dziękczynną. Jego żołądek modlił się razem z nim.
Najdziwniejsze jest to, że Loti poczuł naiwną sympatię do Jarona, mimo że wiedział, iż zaufanie to rzecz zgubna, ale nie potrafił wyczuć w głosie Jarona fałszywej nuty. Oznaczało to, że albo był szaleńcem święcie przekonanym w swoje słowa lub mówił prawdę. Chłopak nie wiedział, która z możliwości była bardziej prawdopodobna. No dobra, wiedział. I dlatego to wszystko go tak bardzo przerażało.
Dokończył gulasz paroma szybkimi machnięciami łyżki i wypił wodę z kubka. Chyba był gotowy.
- Czy możemy przejść już do tego całego "później"? - wyszeptał cicho. Jego karku dotknął lodowaty palec, który przesunął się szybko po plecach. Loti zadrżał i zdał sobie sprawę, że właśnie przestał być dzieckiem. Był nim wiele lat, ale teraz właśnie podjął decyzję. Chciał wejść w to, co było "później".

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

32
- To nic takiego, po prostu robimy to, co sprawia przyjemność nam i pozwala wyżyć. Powiedz mi, co jest ważniejsze, honor czy cel w życiu? Honor nie gwarantuje spełnienia, no chyba, że jesteś fanatycznym rycerzem i honorem napełniasz brzuch i kielich - odpowiedział na wpół żartem, na wpół poważnie Jaron i pociągnął solidny łyk wody. - Sam się zastanawiałem co powinniśmy właściwie teraz zrobić, lecz nic większego nie przychodzi mi na myśl. Nie wiem kiedy moi towarzysze dadzą mi sygnał, że jest względnie bezpiecznie, nie wiem również co dalej. Nasze siły są stosunkowo słabe w porównaniu z wrogami, dlatego nie możemy się zbytnio wychylać. Znasz kogoś, kto mógłby nam pomóc, albo przychodzi ci na myśl jakiś sposób wybrnięcia z sytuacji? W twoim stanie nie możemy poruszać się zbyt szybko i precyzyjnie, dlatego wolałbym unikać bezpośrednich starć. Może udało mi się położyć tamtych dwóch, lecz nieźle się zmachałem i o mało sam nie zginąłem, nie jestem aż tak silny, a gdyby zaatakowała nas pokaźna banda nie dałbym rady - oznajmił.
Zsunął się nieco z krzesła, w pozycję niemal pół leżącą, skrzyżował ręce, zmarszczył czoło i pogrążył się w myślach. Loti w prawdzie nie mógł tego zauważyć, lecz słyszał przeciągłe pomruki i westchnięcia od czasu do czasu. Wyglądało na to, że Jaron istotnie próbował się skupić, co wymyślić mimo gwaru panującego w tawernie.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

33
- Znam osobę, która może nam pomóc. - Zaczął niepewnie Loti. - Mam tylko nadzieję, że nikt z tej całej bandy się nią nie zainteresował. Wiesz, nie chciałbym jej narażać. Ezira była, znaczy, jest dla mnie jak matka. Wiekowa, ale matka. - Chłopak przywołał w myślach obrazach staruszki - wtedy, gdy ją opuścił, była już bardzo krucha. A co, jeśli nie żyje? Nie, takiej myśli nie można do siebie dopuścić. - Ezira mieszka w świątyni, parę kilometrów za miastem. Możemy wynająć wóz albo iść bocznymi drogami. Oczywiście, jeśli się zdecydujesz tam iść. - Dobrze byłoby odwiedzić starych znajomych. Może Arkin nadal tam będzie?
Spoiler:

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

34
Spoiler:
Jaron przez chwilę wydawał się być bardzo ożywiony kiedy tylko Loti zaczął oznajmiać swoją propozycję, po chwili jednak jego mina nieco zrzedła. Ponownie się zamyślił, lecz odpowiedź na pomysł Azuniego była gotowa, mężczyzna próbował tylko wyciągnąć z pomysłu tyle, ile się da. Upił dość solidny łyk wody i odezwał się.
- Nie sądzę, aby był to dobry pomysł. Pójście bocznymi drogami może zająć nam cały dzień, a wóz za bardzo rzuca się oczy. W obu przypadkach bylibyśmy martwi, zanim jeszcze opuścilibyśmy miasto - odparł z lekkim smutkiem w głosie.
Dumał ponownie, przez parę chwil, mrucząc coś pod nosem.
- To wszystko bez sensu - powiedział głośno, lecz jego głos ciągle był zamyślony, jakby rozmówca mówił do siebie. - Myślę, że źle podchodzimy do problemu, może w rzeczywistości nie jest on tak wielki, nam się wydaje, powinniśmy rozpatrzyć go z innej strony. - Zrobił pauzę, nie wiedząc jak zacząć. - Chodzi mi o to, czy oni faktycznie mają wyraźny powód by cię ścigać? Wcześniej mówiłem, że nie mam zamiaru wyciągać od ciebie takich informacji, ale sam rozumiesz, że nie robię tego dla własnych celów. Może nie potrzebny będzie rozlew krwi, wyślemy posłańca i dogadamy się z nimi, a ty z powrotem wrócisz do swojego życia. - Dał Lotiemu chwilkę, by ten dokładnie to przemyślał. - Zatem, czy rzeczywiście jest coś, jakiś powód, dla którego niebezpieczni ludzie chcieliby ścigać ciebie, niewidomego, zwyczajnego chłopaka?

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

35
Przybyła z tego tematu.


Siedem miesięcy później
Tessa przemierzała ulice portu szybkim i pewnym krokiem, nie przejmując się spojrzeniami napotykanych mężczyzn. W głowie miała troski ostatnich dni, musiała jakoś je odreagować. Na samą myśl o swym niesfornym bracie, który pomimo trzydziestu paru lat nie dorósł do roli odpowiedzialnego rodzica, skręcało ją. Jeszcze nie nauczył się wstrzymywać popędów, skoncentrować na jednej kobiecie, pokochać jedną, a nie wszystkie dookoła. Jardir w pewnych sprawach był geniuszem, jednak życiowo zaliczał porażkę za porażką. Jak cała rodzina. Tessa czasami zastanawiała się czy jest to cecha dziedziczna, skoro cała ich trójka nie potrafiła ustatkować się. Popędy seksualne rodzeństwa zakrawały o miejskie legendy. Na całe szczęście jeszcze ona, środkowa z nich, trzymała jeszcze fason. Ale czy na długo? Tessa pamiętała, co robiła z Meruemem - gdyby jeszcze żył, odbiłaby przez te miesiące lata ignorowania własnych potrzeb. Z łatwością mogłaby sobie wyobrazić, jak bardzo podobnie zachowywała się, co reszta rodzeństwa. Tylko, że ona ograniczyłaby się tylko do jednego partnera. Nie zmieniałaby kochanków jak w kalejdoskopie.
Westchnęła, przystając na chwilę. Uśmiech zmarłego ukochanego pojawił się przed oczami. Prześladował ją odkąd uciekła z Tuk'kok. Czasami budziła się zlana potem i mokrymi policzkami od łez, gdy przewijały się wizje śmierci. Grupy przez Densera, ludzi przez bestie, walczące trolle z ich wrogami, ostatnie chwile Vaa'Shaka, czy jak płynęła na łódce tępo spoglądając na zniszczenia. Pamiętała, jak szkaradna, poparzona twarz odbijała się przy niższym nachyleniu w morskiej toni. Zaraz znikał wraz z falą, lecz wracał, ukazując ją w całej swej parszywej okazałości. Nikomu nie zdołała pomóc i to ją bolało najbardziej. Straciła przy tym kogoś, kto mógł stworzyć z nią coś więcej, więź trwalszą niż sobie mogła wyobrazić. Mogła przy nim ustatkować się i rzucić wszystko inne w cholerę. Nawet po tylu miesiącach była przekonana, że to, co wtedy poczuła, nie było kaprysem ani niczym ulotnym. Kochała, choć wtedy głośno, by tego nie przyznała. Czuła tak tylko dwa razy, tym razem byłoby intensywniej, gdyby tylko dano im więcej czasu.
Spojrzała na księżyc, ignorując chłodny wiaterek owiewający jej nagie ramiona. Może jako duch Meruem nadal próbował złapać księżyc? Tessa wykonała ten sam gest z delikatnym, smutnym uśmiechem, który nieuchronnie wpisał się w zmiany w charakterze i wyglądzie. Nigdy nie żałowała, że wyruszyła na wyprawę ani podjętych działań w sercu dżungli. Zrobiłaby dokładnie to samo, próbując pomóc trollom. Żałowała swojej bezsilności i słabości; pomimo pokonania szamana, nie zdążyła zapobiec rzezi. Zwiodła ją także rutyna - blisko dziesięć lat nieustannej podróży skumulowało się w jej porażkę. Może gdyby w pewnym momencie nie przestała zastanawiać się nad grupą, dostrzegłaby zagrożenie w Denserze? Była pewna, że tak by się stało. Znała ten schemat, wiedziała, co się dzieje na tego typu wyprawach. Powinna domyślić się, że któryś z nich wpadnie na pomysł wzajemnego wyrzynania. Tessa nie związała się jakoś szczególnie z grupą, wyjątek stanowił Herleris, z którym pewnie zaprzyjaźniłaby się na długie lata. Czuła to. Kobieta nienawidziła skazywać innych na bezsensowną śmierć, krzywdzenie innych dla własnego egoizmu było obrzydliwe. Gdyby dopadła Densera żywego, rozszarpałaby go. Nie torturowałaby go ani nie przedłużała męki, po prostu zabiła jak robią to profesjonalni kaci.
Pół-elfka nie wyruszyła później w żadną większą podróż. Pierwszy miesiąc przeleżała w łóżku, wypłakując się rodzicom. Matka przez pierwszy tydzień leżała przy niej, trzymając za rękę i głaszcząc po poranionej twarzy, zaś ojciec milczał w gniewie, nie wspominając już ani razu o małżeństwie. Drugiego miesiąca Tessa włóczyła się bezsensownie po mieście, najwięcej czasu spędzając nad morzem, spoglądając z udręką na spokojną, błękitną toń. To wtedy siostra z bratem potrząsnęli nią, kazali coś zrobić ze swoim życiem. Nakrzyczeli na nią, nawet spoliczkowali, aby ocuciła się i zaczęła żyć według swych niefrasobliwych zasad. W końcu Tessa zdecydowała się podjąć odpowiednie kroki: z finansowym wsparciem od rodziny wybrała się do alchemika, który specjalizował się w leczniczych miksturach i maściach. Przez lata ojciec próbował ją do niego zagonić, lecz zawsze odmawiała. W tym przypadku Tessa naprawdę chciała się zmienić. Z pomocą tego człowieka odzyskała swój dawny wygląd, którego wyparła się. Wyglądała prawie że identycznie, co dziesięć lat temu, tylko z tym wyjątkiem, że nie była już młodziutką i słabą dziewczyną pełną marzeń o podróżach oraz przeświadczeniem, że z tak ładną buźką daleko nie zabrnie. Teraz widoczna była jej dojrzałość, silne cechy charakteru, rysujące się w dumnym czole, pełnych wargach zastygających w skrywanym smutku, wzroku wojowniczki widzącej wiele na tym świecie. Wszelkie blizny i tatuaże zniknęły ukazując jej miłą dla oka twarz. Nikt, kto ją znał z poprzedniego wyglądu, nie poznałby jej teraz. Tessa wyglądała na twardą, lecz sprawiała bardzo korzystne wrażenie, wręcz stworzoną do szerokiego uśmiechu i roziskrzonego wzroku brązowo-zielonych tęczówek. W Eroli uchodziła teraz za niedostępną piękność.
Zrezygnowała ze swej skorupy, którą zawsze przywdziewała na wyprawach, odtrącając i zniechęcając każdego do siebie. Spróbowała otworzyć się do ludzi, tak, jak obiecała Meruemowi - żyć szczęśliwie. Przy tym odrzuciła swój zwyczaj zaszywania się w luźne i ukrywające figurę ubrania. Z radą siostry i przyklaśnięciu brata nosiła się teraz bardziej kobieco. Nadal nie przekonała się do spódnic i sukien, lecz spodnie były już odpowiednio dopasowane. Jak teraz. Tessa szła w kierunku karczmy w czarnych, dość obcisłych spodniach, podkreślających długie nogi; bluzkę w tym samym kolorze odsłaniającą ramiona oraz przypominającą krojem kamizelkę. Przylegała ona do wąskiej talii, węższej niż wskazywałyby na to normy; dekolt był skąpy, materiał delikatnie podkreślał krągłości, lecz nie wyuzdanie. Pewnie wielu zdziwiłoby się, widząc, że Tessa posiada wcięcie, nieznaczne, ale przy jej wysportowanej, sprężystej sylwetce i tak wybijała się z tłumu.
Na szyi miała zawieszony podarek od trolli, zaś na palcu prawej ręki nosiła pierścień. Nie rozstawała się z tymi dwoma przedmiotami - przyległy do niej już na zawsze. Włosy rozpuszczała. Czerwone, długie, gęste stały się znakiem rozpoznawczym. Gdy przycięła je na końcówkach, zaczęły falować przez co wydawały się jeszcze bujniejsze. Związywała je swoim ukochanym, czerwonym szalem, który pełnił rolę opaski, opadając końcem na ramię lub za plecy. Tessa nie zrezygnowała także z tatuaży. Tamte wcześniejsze zniknęły na dobre wraz z dotkliwymi poparzeniami, dlatego zdecydowała się tym razem tylko na dwa, które mają dla niej bardzo duże znaczenie. Pierwszy zamieściła na plecach z napisem w języku trolli, jej tytułem Płomiennej Włóczni, który stanowił zarówno dumę z jego pozyskania, jak i ciężar odpowiedzialności za wydarzenia sprzed ponad pół roku. Drugi wytatuowała na przedramieniu lewej ręki. Napis: "Zgubiona dusza zgnije bez ognia" już na zawsze będzie kojarzył jej się z Meruemem, jego historią i charakterem, tego, co ich łączyło.
Kobieta przez ostatnie cztery miesiące nie podjęła się niczego większego. Raz na jakiś czas wypływała w morze na jakąś drobną robotę; raz łowiła ryby, raz załatwiała coś dla ojca, raz szła na polowanie na inną wyspę. Nie narażała się, zwolniła tempo, nie mając ochoty wyruszyć ponownie na kontynent. Odpoczywała, relaksowała i spędzała czas z rodziną. Z rana wychodziła na pustą, dziką plażę, ćwicząc, zaś wieczorami zachodziła do "Pod Żaglami Ula", aby napić się, posłuchać wieści podróżnych czy zagrać w cokolwiek. Tym razem miała ochotę na to ostatnie. Z takim zamierzeniem wkroczyła do środka przybytku, kierując się najpierw do baru po kufel piwa. Następnie Tessa zacznie rozglądać się, szukając jakiejś normalnej grupki graczy, najlepiej jej znajomych.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

36
Tawerna, jak zwykle o tej porze, była pełna ludzi. Śmiechy, śpiewy i rozmowy słychać było kilka ulic dalej, lecz w znacznej większości pijana klientela nie przejmowała się tym ani trochę, czerpiąc z życia tyle, ile tylko się dało, żyjąc każdym dniem, bowiem może być on ostatnim. Wszelkiego rodzaju marynarze, najemnicy i strażnicy miejscy mieli tego największą świadomość, więc nie przejmując się porannymi skutkami picia i robotą, opróżniali mieszki z niebywałą hojnością, a ilość monet z brzękiem spadająca na blat właściciela była wprost proporcjonalna do stanu, w jakim znajdowali się uiszczający należność. Było też tutaj dość sporo kobiet. Ubrane w luźne, kolorowe ubrania, z metalowymi i drewnianymi ozdobami, w innej części świata zostałyby wzięte za prostytutki, a tutaj bawiły się ze swoimi mężczyznami, przyjaciółmi bądź obcymi ludźmi. Niewykluczone też było, że część z nich z domu publicznego właśnie pochodzi, a tawerna pełna pijanych, samotnych podróżników jest najlepszym miejscem do zarobienia sporej sumy pieniędzy. Zatem nie tylko właściciel przybytku, kucharze i usługujące dziewki miały pełne ręce roboty.
Tessa mogła wrócić do dawnego życia. Próbować żyć szczęśliwie, cieszyć się każdym dniem, doceniać to, że jeszcze oddycha. Może dalej ćwiczyć swoje ciało, pracować i pomagać rodzinie. Nie wszyscy jednak są do tego zdolni, istnieją bowiem ludzie tacy jak ona, których twarze już na zawsze przybrały smutny wyraz i uśmiechy nie są w stanie zamaskować tego na zbyt długo. Siedem miesięcy temu tawerna Pod Żaglami Ula była pełna uchodźców z Kattok. Właściciel bronił się przed nimi, a choć nie był okrutnym człowiekiem, nie mógł pozwolić wejść sobie na głowę. Niestety, nawet podwyżki cen niczego nie dały. Ludzie sprzedawali ostatni dobytek zabrany w pośpiechu, byleby tylko nie spać na ulicach. Inne, tańsze karczmy i burdele były przepełnione, tak samo jak pola za miastem, pełne namiotów zbudowanych ze szmat i patyków. Ludzie w Porcie Erola, żyjący w przepychu i bogactwie, zamknęli swe domy, schowali dobytek. Wciąż byli ludźmi, a to znaczy, że panowała nad nimi chciwość, a nie dobroczynność. Zdarzały się jednostki, które częstowały jedzeniem, rozdawały koce i lekarstwa, lecz i oni szybko odwrócili się od uchodźców z Kattok, których napływało coraz więcej, a przy każdym przejawie dobroci zlatywali się niczym muchy do gówna. Król nie zrobił sobie z tego wiele. Tłumacząc się ciężką sytuacją finansową spowodowaną utrudnieniami w handlu z Ujściem, obleganym przez wojska Baroni Varulae, Keronem, w którym panuje dziwna, wieczna zima oraz Turonem, ciągle odpierającym hordy demonów, który również stracił ważnego partnera handlowego. Tak więc gwardziści i urzędnicy króla spisali zeznania i odeszli, zostawiając głodnych, zrozpaczonych oraz pozbawionych wszelkich perspektyw ludzi samych sobie. Istnieją nawet plotki mówiące, że króla, bardziej niż pomoc poddanym, interesuje ciche zbieranie ochotników do ekspedycji karnej mającej dokładnie zbadać sytuację i odzyskać Kattok, bowiem wysłane statki zwiadowcze nie zebrały zbyt wielu informacji będąc na morzu, a wysłani na brzeg zwiadowcy szybko zginęli.
Tessa, z zewnątrz będąc jedną ze szczęśliwych uciekinierek z wyspy oraz, czego nikt nie wie, po części osobą odpowiedzialną za kataklizm, mogła w spokoju rozkoszować się dniem, zapijać smutki i przegrywać w kości. Jednak bez problemu, jednym rzutem oka była w stanie rozpoznać pijących zazwyczaj samotnie ludzi, którzy również uciekli z piekła, stracili rodziny, lecz znaleźli pracy i powoli stają na nogi, przy drobnej pomocy piwa, wina i gorzałki. Czasem owe persony, wyłapawszy innego, podobnego im osobnika, podnoszą kubek i piją za zdrowie innych towarzyszy niedoli. Tessa mogła odnieść wrażenie, że czasem przyglądają jej się ludzie, lecz nie po to, by podziwiać jej wdzięki i fantazjować na temat jej ponętnego ciała, a po to, by unieść w jej stronę kubek, wypić zawartość do dnia i zniknąć za drzwiami przybytku. Zupełnie jakby czytali w ludzkiej duszy.
Kobieta znalazła stolik wręcz stworzony dla niej. Już z daleka zapraszała ją dwójka mężczyzn, którzy zachowali dla niej miejsce odganiając innych chętnych graczy. Widać musieli być bogaci, wskazywały na to ich ubiory: luźne, różnokolorowe, długie szaty wykonane z jedwabiu, szyte w różne wzory złotem i srebrem. Jegomość po lewej, niższy i grubszy, o cieniutkich wąsach, twarzy zdecydowanie zbyt bladej jak na mieszkańca Archipelagu i niemal całkowicie łysej głowie, na której czarne włosy rosły niczym wieniec laurowy, wstał i zachęcającym gestem zapraszał "piękną damę" do stołu. Na jego grubych palcach widniały kosztowne sygnety. Głos miał stosunkowo czysty, dość wysoki, lecz na pewien sposób ślizgi, niemalże przejmujący kontrolę nad rozmówcą. Mężczyzna z pewnością był handlarzem i brzmiał tak, że gdyby chciał, mógłby namówić Tessę do kupna krzesła, które jej wskazywał. Jego towarzysz natomiast był wyższy o ponad głowę, intensywnie opalony. Miał chudą i kościstą twarz, lecz twarde i bystre brązowe oczy przypominały twierdzę nie do sforsowania. Był całkiem łysy, a jego spiczasty nos nadawał twarzy wyrazu, który wahał się między groźnym a zabawnym, co było dość rzadko spotykane. Widząc Tessę uśmiechnął się lekko i kulturalnie skinął głową. W uszach miał złote kolczyki, na palcach mniejszą ilość sygnetów niż jego towarzysz, nosił natomiast wiele bogato zdobionych amuletów. Oboje grali w kości na drewnianej, kunsztownie wykonanej i mistrzowsko wymalowanej planszy. Popijali wino, z pewnością te najlepsze i nie mieli żadnych obiekcji by poczęstować nim Tessę, co również wskazywali. Zachętom i obietnicom wspaniałej gry i miło spędzonego czasu nie było końca, choć odzywał się tylko pierwszy mężczyzna.
Nie byli oni znajomymi Pół Elfki, ale nie miała wyboru. W ciągle ruszającym się tłumie nie mogła wypatrzeć żadnych znajomych, a pozostałe stoliki były pozajmowane. Właściwie powinna czuć się zaszczycona, iż kopnął ją taki zaszczyt. A kto wie, być może owi bogaci mężczyźni nie mieli zbyt wiele czasy na naukę hazardu, a strata kilka setek koron wschodnich nie zrobiłaby im większej różnicy? Tessa przysiadła się, widząc, jak pierwszy mężczyzna uśmiecha się głupkowato i bezczelnie wpatruje w jej biust, drugi natomiast twardo patrzył się w jej oczy, jakby dzięki temu mógłby dowiedzieć się o niej wszystkiego.
Potrzeba było jednak czwartego osobnika i nie minęła minuta, a nim pierwszy mężczyzna, który przedstawił się jako Amhair, zdążył rozpocząć swoją gadkę, do stolika przysiadł się kolejny jegomość, a sądząc po sposobie, w jaki patrzył na Tessę, kolejny skuszony jej wdziękami. Towarzysz Amhaira, zwany Andurem, przeniósł swoją kamienną uwagę na nowego gracza.
- Witam zacnych panów, a przede wszystkim przepiękną panią. - Ukłonił się szarmancko w stronę Tessy. Gdyby była mniej spostrzegawcza, mogłaby nie zauważyć, jak mężczyzna z niewyobrażalną precyzją zmierzył całą jej sylwetkę. - A zatem gramy w kości! Cudownie, moja ulubiona gra! Tak w ogóle, nazywam się Garen. Proszę, dajcie mi fory, ostatnio nie jestem w formie! - Zaśmiał się udawanym śmiechem, który od razu sugerował, że Garen nie tylko jest w świetnej formie, ale również planuje oskubać pozostałych graczy do czysta.
Cała sytuacja trwała zaledwie sekundy, czas ten jednak wystarczał, by Tessa coś zrozumiała, a imię mężczyzny ją w tym utwierdziło. Młoda, przystojna twarz z drobnym mieszkiem sugerującym regularne golenie, twarde i zadziorne szare oczy, proporcjonalny nos, cienkie usta wykrzywione w szyderczym uśmieszku oraz czarne, krótkie włosy, teraz przylizane do tyłu. Ponadto umięśniona postura dokładnie widoczna nawet pod ciemnozieloną, prostą, aczkolwiek wspaniale wykonaną tuniką.
Tessa już spotkała tego osobnika. Wówczas był z braćmi, którzy zginęli, a potem towarzyszył jej jakiś czas, by podobno umrzeć. Jednak jego głowa nie przypominała przepołowionej maczetą. Nie wyglądało na to, by poznał dawną towarzyszkę. Puszczał jej dwuznaczne spojrzenia i uśmieszki, dyskretnie przysuwając się do niej, wbrew niechęci widocznej w oczach Amhaira i Andura.
- To jak, zaczynamy? - niecierpliwił się Garen, a dwaj pozostali mężczyźni położyli przed Tessą kostki do gry, pozwalając jej wybrać początkową stawkę i zacząć rozgrywkę.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

37
Szukała wzrokiem wolnego stoliku z graczami. Padło na ostatni wolny, gdzie zasiadali jacyś bogacze. Tessa nieznacznie uniosła brwi, gdy gestem rąk zapraszali ją do siebie, odpędzając innych. Wzięła zamówiony kufel piwa i podeszła do nich, bez wahania siadając naprzeciwko niezbyt przyjemnych dla oka typów. Niestety nie mogła powybrzydzać w doborze towarzystwa. Zlustrowała dwójkę graczy, nabywając poglądowe zdanie na ich temat. Proponowanego wina nie przyjęła. Nie miała w zwyczaju brać niczego od obcych. Poza tym wolała swoje tradycyjne piwo, na które tak bardzo miała ochotę. Gdy już miała uchylić łyka, zjawił się czwarty gracz. Spojrzała na niego z małym zainteresowaniem, usłyszała imię, odstawiła powoli alkohol, przyglądając baczniej mężczyźnie i... chlapnęła o dwa słowa za dużo.
- O, bogowie! - Zabrzmiało to cokolwiek dwuznacznie, jak zachłyśnięcie dziewicy na widok swego rycerza. Wzrok Tessy mógł jednak podpowiedzieć reszcie, że nie o to dokładnie w tym chodziło. Błysk rozpoznania był aż zanadto jasny w dedukcji.
Kobieta z powrotem obróciła się w kierunku planszy. Z głową pełną tysiąca myśli, opróżniła po męsku jedną trzecią kufla. Trzasnęła spodkiem o blat i podsumowała wszystko uniwersalną, prymitywną maksymą:
- O ja pierdolę.
Ponownie spojrzała na Garena, jakby upewniając się, że ten człowiek na pewno jest tym za kogo go uważa. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, a równocześnie załamać ręce. Nieprawdopodobne wydawało się to, że żył, że jako jedyny z pozostałej trójki przetrwał. Chciała zasypać go pytaniami, lecz w ostatnim momencie upomniała się, że nie jest to odpowiednia chwila. Postanowiła skupić się na grze i zaczekać aż sam Garen zaskoczy kogo właśnie tak precyzyjnie zmierzył wzrokiem. Bogowie mieli poczucie humoru, zsyłając jej dawnego towarzysza, z którym tak się droczyła i tak nie lubiła.
- Mówcie mi Wiedźma - powiedziała, ignorując spojrzenia mężczyzn i próbując wyjść jakoś z tej sytuacji. - Właściwie to nie zależy mi na wygranej, więc zacznijmy od może od piętnastu koron? Nie wiem czy to dużo dla was, czy mało, ale ja chętnie przepuszczę pieniądze brata. Właściwie lepiej, żebym wróciła bez nich.
Czy Tessa choć trochę wydawała się przejęta tym, co mogą sobie o niej pomyśleć gracze? A gdzie tam! Myślami powędrowała do sakiewki Jardira, którą zwinęła mu za karę. Nie będzie chadzał na dziwki i sponsorować inne dziewczęta. Dość miała jego bachorów pod opieką.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

38
Reakcja Tessy była dość niespodziewana dla całej trójki. O ile Amhair i Andur jedynie otworzyli szerzej oczy, po czym spojrzeli po sobie nie chowając zdziwienia, o tyle Garen uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłysły. Myśl, że piękna kobieta ma mokro na sam jego widok, podniosła jego ego i niewykluczone, że coś jeszcze. Podobne reakcje nie zdarzały się wśród ludzi dość często, a chociaż Garen należał do niezwykle przystojnych mężczyzn o urodzie typowej dla mieszkańców kontynentu, zapewne mało która kobieta okazywała swoje podniecenie właśnie w taki sposób. Tessie w prawdzie chodziło o co innego, ale otoczenie odebrało jej ekspresję całkiem inaczej. Było to widać w chrząknięciach Amhaira, ostrym wzroku Andura i pożądliwym, odważnym spojrzeniu Garena, którego oczy wwiercały się w twarzy Pół Elfki, a gdy tylko ta nie patrzyła (bądź udawała, że nie patrzy), wzrok mężczyzny bez wahania ześlizgiwał się na jej kształty.
- Spokojnie, piękna. Bogowie mają swoje sprawy na głowie - powiedział niemal półszeptem, całkowicie olewając pozostałych mężczyzn, a jego słowa skierowane były tylko do Tessy. Ta mogła zobaczyć, coś, co nie widuje się aż tak często - zęby Garena były równe i białe, może nie jak śnieg, ale zdecydowanie bielsze i zdrowsze od większości społeczeństwa. A co do pierdolenia... - Nie dokończył, zamiast tego puścił kobiecie oczko. Chrząkania Amhaira nasilały się, więc zalotnik udał, że przenosi swoją uwagę na grę, a w rzeczywistości wciąż szukał okazji, by przyjrzeć się towarzyszce jeszcze dokładniej.
Autoprezentacja Tessy i jej słowa o przepuszczaniu pieniędzy brata również wywołały ciekawe reakcje. Garen zaśmiał się na głos, Amhair nieco ciszej, niczym krztuszący się resztkami prosiak, Andur zachichotał z zamkniętymi ustami. Chciał już coś powiedzieć, pierwszy raz, lecz można się łatwo domyśleć, kto go wyprzedził, narażając się tym samym na zimny wzrok mogący wywołać niepokój w duszy.
- Wiedźma? Ciekawy pseudonim. Nie muszę mówić, że strasznie nie pasujący? A może wybrałaś go ze względu właśnie na tę sprzeczność? Bo wiesz, wiedźmy to podstępne, zgrzybiałe i okrutne staruchy. Kiedyś, podróżując, trafiłem na taką. Chciała mnie otruć, więc wiem co mówię. Ale gdyby była taka ty, to podejrzewam, że zostałbym w jej chatce na dłużej, nawet jeśli przyszłoby mi codziennie pić truciznę. Gdyby wszystkie wiedźmy były takiej urody jak ty, członkowie Zakonu Sakira nosiliby kwiaty, nie miecze, a na ciele, zamiast grubych blach, mieliby eleganckie ubrania. - Zaśmiał się lekko z własnego żartu i ponownie przysunął kilka centymetrów bliżej Tessy.
- Również gramy dla samej przyjemności, piętnaście koron to dobra stawka na początek. - Amhair uśmiechał się, olewając całą gadkę Garena, która przed chwilą padła. - Gdybyśmy chcieli grać na poważnie, stawialibyśmy po pięćset monet! Mamy nadzieję, że, pani Wiedźmo, nie będziesz miała problemów u brata?
Kobieta rzuciła. Białe, równe sześcienne kostki z czarnymi punkcikami z delikatnym hukiem uderzyły o drewnianą planszę. Wypadła para trójek. Tessa zebrała je, gotowa przekazać kolejnemu graczowi, jak nakazywała kultura i niepisane zasady. Chętnych miała dwóch. Tłusta ręka Amhaira była o wiele wolniejsza od umięśnionej, zwinnej i szybkiej kończyny Garena, która w życiu wymachiwała mieczem niezliczoną ilość razy. Mężczyzna objął dłoń towarzyszki swoją, zabierając kostki bardzo powolnym, delikatnym i czułym ruchem. Patrzył jej prosto w oczy, uśmiechając się pewnie, lecz nie arogancko.
- Wspaniały rzut... Czarodziejko. Tak, to brzmi o wiele lepiej. Wybacz, ale słowo, którym kazałaś się nazywać, nie może mi przejść przez gardło. Nie, kiedy na ciebie patrzę.
Kiedy już puścił dłoń Tessy, odbierając kości o wiele za długo, rzucił je na planszę nie poświęcając jej nawet ukradkowego spojrzenia. Wypadły dwie pary czwórek. Pozostali obserwowali ich uważnie. Amhair czerwieniał z ukrywanej pod wymuszonym uśmieszkiem złości i było to widać po jego niemal bladej twarzy. Andur zacząć przyglądać się sytuacji z ciekawością, porwawszy kości i z pozoru skupiając się na grze.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

39
Olała żarcik Garena, odpowiadając na pytanie Amhaira.
- Zobaczymy, dzisiaj wywinęłam mu pierwszy raz taki numer, ale nie martwcie się - zawsze byłam od niego silniejsza. Trochę powścieka się i mu przejdzie. W końcu zrozumie, że to dla jego dobra. Ciekawi mnie czy wpadnie na pomysł, że tutaj siedzę. Pewnie tak. Może być zabawnie.
Wzruszyła ramionami. Chwyciła kostki do gry i rzuciła gestem "a chuj, co tam będzie!". Uniosła nieco brwi. No proszę, para. Ale to każdy może coś takiego wyrzucić. Chciała podać kostki następnemu graczowi, nie spodziewając się, że do jej dłoni rzuci się aż dwóch. Obserwowała działania Garena z zastygłym uśmiechem. Nie spodziewała się tego po nim.
A to szubrawiec!, przemknęło jej przez myśl, wycofując dłoń natychmiast, gdy tylko były towarzysz puścił ją. Ani trochę nie zrobiło to na niej wrażenia, choć musiała przyznać, że jest dobry. Pewnie niejedna na jej miejscu już czerwieniłaby się. Jak dowiesz się, kim jestem, mina ci zrzednie. Przykre.
- Czarodziejkami nazywa się grzeczne dziewczynki. Zdecydowanie wolę Wiedźmę.
Tessa miała ochotę zdecydowanie dać mu do zrozumienia, że nic nie ugra, lecz, ku własnemu zdziwieniu, zaczynała się świetnie bawić. Ciekawa była dokąd posunie się Garen w swych zalotach. Skupiła się na grze, zauważając zirytowanie Amhaira oraz zaciekawienie Andura. Czekała aż oni przejdą swoją kolejkę. Sama zamierzała grać sprawiedliwie, nie dobierając na chama wszystkich kości od nowa tylko jednak dla pozoru próbować wygrać cokolwiek. Aby potem jednorazowo wszystko przepuścić na oczach brata. Ta idea wydała się idealna w swym zamierzeniu.
Ciekawie, jak tam wiodło się u Garena? Wygląda zaskakująco dobrze. Czyżby powodziło mu się?

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

40
Garen nie przejął się tym, że jego słowa spłynęły po towarzyszce jak deszcz po kaczce, nie zrobiwszy na niej najmniejszego wrażenia. Właściwie, wszystko wskazywało na to, że taka twarda sztuka jak Tessa podjarała go bardziej. Oczy zabłysły mu niczym myśliwemu, który dostrzegł zwierzynę, ale czeka z naciągniętym łuku, by mógł oddać strzał dopiero, gdy ta zatrzyma się w miejscu. Łuk Garena był zdecydowanie napięty, a choć nie zachowywał się cicho i dawał swojej ofierze widoczne znaki co do jego intencji, strzała może być iście zabójcza i przebije się przez okutą wokół serca Pół Elfki ścianę lodu.
- Zatem jesteś niegrzeczna? Chcę to zobaczyć. Może, kiedy już przegrasz pieniądze brata, dasz się namówić na kolejkę? Albo dwie. Albo dziesięć, w zależności do tego, jak bardzo jesteś niegrzeczna? - zapytał zachęcająco.
Andur wyrzucił dwie pary, natomiast Amhair aż trójkę. Wypiął dumnie opasły brzuch i poruszał nosem niczym zwierze, które coś zwietrzyło. W tym wypadku były to pieniądze, nawet jeśli same drobniaki.
- Huhu, wygląda na to, że miałem szczęście! Ktoś z was podbija i rzuca dalej? Ja się skuszę i dam kolejne dziesięć... nie, piętnaście.... a co mi tam, dwadzieścia koron! - Najwidoczniej wygrana nad plebsem, nie licząc jego towarzysza, sprawiła mu ogromną radość i obudziła wydostające się na powierzchnię, przez masę tłuszczu, pokłady arogancji i wyższości.
- Ja przyjmuję - powiedział Garen. Na moment przestał się wpatrywać w Tessę, by odpiąć gruby mieszek od czarnego pasa ze srebrną klamrą, podtrzymujące skórzane, ciemnobrązowe spodnie. Wyjął monety i położył je na stół. Demonstracyjnie poruszał mieszkiem, by zmusić monety do brzęczenia, a następnie przypiął go z powrotem.
Andur również dołożył swoje dwadzieścia monet, lecz na razie to Tessa miała prawo głosu i jeśli tylko się zdecyduje rzucić, otrzyma kości.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

41
W zasadzie sam mi ułatwia sprawę. Chętnie dowiem się, jak ocalał w dżungli. To może być ciekawe. Może też dowiem się czegoś więcej? Chociażby jego punkt widzenia całej tej historii?
- Czyżbyś planował później upić mnie? Może być z tym ciężko. Jeszcze zbraknie ci pieniędzy i nic z tego nie będziesz miał, Garen. - W sposobie w jaki wymówiła jego imię było coś szczególnego. Trudno było doszukiwać się w tym nutki zachwytu czy flirciarskiego tonu. Brzmiało to tak, jakby przychodziło jej to naturalnie, jakby znała mężczyznę od jakiegoś czasu, jak do kolegi po fachu. Nie odpowiedziała na propozycję wprost.
Wyglądało na to, że z nich wszystkich najgorzej poszła jej kolejka, jednak nie przejęła się tym ani trochę. Bez słowa wyjęła swoje monety i dorzuciła do puli. Trzeba było w końcu wszystko stracić i nie pękać. Rzuciła ponownie bez większego zaangażowania.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

42
Garen nie wyrzucił kośćmi nic ciekawego, lecz nie wyglądał na przejętego stratą pieniędzy. Może naprawdę miał ich tyle? Bądź po prostu chciał zaimponować kobiecie i gdyby wygrał rundę, mógłby dodatkowo zaplusować. Zapewne nie zrobiłoby to większego wrażenia na Tessie, ale nowy Garen wydawał się być kimś pełnym tajemnic. To, co działo się przez ostatnie siedem miesięcy sprawiło, że na pierwszy rzut oka z dawnym sobą łączy go jedynie wygląd. I to też nie do końca.
- Czy to wyzwanie? Pieniędzy mam dość, a na pewno nie będę ich oszczędzał na taką kobietę. Sama się przekonasz - powiedział, nie zwracając uwagi na specyficzne wymówienie jego imienia.
Gra trwała nadal. Amhair i Andur nie proponowali wina Garenowi, choć ten był zainteresowany tylko Tessą, olewając trunki i grę. Co chwilę wywiązywała się jakaś typowa gadka szmatka, która nim się rozwinęła, po prostu gasła. Próbowano poruszać temat wojny, handlu, polityki czy religii, lecz zawsze komuś coś nie odpowiadało. Właściwie, Garen kontrował i gasił każdą dyskusję, każdy argument. Był dobrze zorientowany w sytuacji politycznej, w terminach handlowych, wykazał się również podstawami etyki i teologii. W pewnym momencie rozmowy w grupie ucichły, a każdy skupił się na grze, gdzie dźwięk kości uderzających o planszę był niezwykle podniecający. Wyniki były różne, lecz ostatecznie Amhair wydawał się mieć najwięcej szczęścia i wygrał najwięcej rund, które zawsze starał się podbijać o coraz większe sumy. Andur był drugi, Garen trzeci, a Tessa była tą, która straciła najwięcej.
- Wiesz, niegrzeczna Czarodziejko, jeśli chcesz, mogę rzucać za ciebie. Mam zwinne dłonie i zręczne paluszki - powiedział w pewnym momencie Garen.
Gra powoli zmierzała ku końcowi. Amhair był zadowolony i coraz bardziej chełpił się zdobytym bogactwem oraz umiejętnościami. Andur wyglądał, jakby nie wiedział gdzie jest i co ma zrobić ze swoim życiem, a Garen, ciągle zalecający się do Tessy, coraz bardziej wydawał się mniej zadowolony w regularnych stratach w pieniądzach. Maskował się jednak bardzo dobrze, choć i jego gra zaczęła nudzić. Nagle, znienacka, nachylił się ku Tessie.
- Robi się powoli nudno, nie uważasz? Co ty na to, żeby odejść od stołu i usiąść gdzieś we dwójkę? Właściwie trójkę, ja, ty i porządna gorzałka? Nie mogę patrzeć, jak ta chwiwa świnia Amhair patrzy na ciebie jakbyś była jego korytem. Szkoda tracić wieczoru. To jak? - wyszeptał zachęcająco do ucha, przybliżając się tak blisko, iż miała wrażenie, że zaraz zacznie ją całować po szyi.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

43
Tessa niewiele odzywała się podczas gry. Nawyk obserwowania i słuchania ludzi nakazał jej spokojnie grać, tracąc ciężko zarobione pieniądze na dziwki brata. Pół-elfka musiała przyznać, że Garen zaskoczył ją pozytywnie. Zdawał się być zupełnie innym człowiekiem niż w Tuk'kok. Wcześniej nie wykazywał się taką inteligencją oraz obeznaniem w konkretnych dziedzinach. Gdzieś tam w czaszce tłukło się wspomnienie rozmowy z przewodnikiem. Pytała wtedy, co sądzi o grupie. Chyba wtedy usłyszała od niego jedyną pozytywną rzecz o zbrojnym.
Nie jest takim dupkiem na jakiego wygląda?, pomyślała. Może to prawda?
Na wzmiankę o zręcznych paluszkach zaczęła śmiać się, próbując przestać przyłożywszy pięść do ust. Obdarzyła Garena rozbawionym spojrzeniem. Doceniła jego dobry tekst, lecz równocześnie trochę współczuła mężczyźnie momentu, gdy dowie się kim jest. Pewnie już nie będzie taki chętny do zalotów. Zdziwiłaby się, gdyby było inaczej.
Gra stawała się coraz nudniejsza. Nawet przepuszczanie pieniędzy brata przestało być zabawne. Coraz częściej myślami wybiegała do dawnej wyprawy, analizując momenty, gdy miała okazję rozmawiać z Garenem albo chociażby zaobserwować zachowanie. Porównywała to z dzisiejszą sytuacją. Ciekawiło ją to, jak by zachował się, gdyby od razu ją rozpoznał, gdyby nie powróciła do bycia "ładną". Pewnie zdawkowo zapytałby co się z nią działo, a na koniec uciekł w te pędy.
Na propozycję odejścia od stolika zareagowała jedynie potaknięciem głowy. Przez ułamek sekundy Tessie na myśl przyszło, że gdyby przez ostatnie miesiące nie przyzwyczaiła się do zalotów różnych adoratorów, pewnie teraz spaliłaby buraka. Garen zdecydowanie wiedział, co robi. I pewnie zawsze dostawał to, czego chce.
- Na mnie już czas. Nie mam już w sakiewce prawie nic, pozostawię bratu parę monet na otarcie łez. - I z tymi słowami Tessa wstała, zabrała, co jej, czyli niewiele, po czym po krótkim skinieniu głową w stronę graczy na pożegnanie, poszła razem z Garenem.
Postanowiła dłużej nie bawić się w Wiedźmę i zdradzić się. Oparła łokcie o blat, wbiła wzrok w Garena i zapytała bez ogródek:
- Jak udało ci się przeżyć? Jinareath mówił, że oberwałeś maczetą w łeb...
W tym samym momencie zaczepił ją jeden z chłopców na posyłki. Rozpoznała go. Kiwnęła głową, odbierając małą, złożoną na pół karteczkę. Oddała sakiewkę, którą chłopak schował i zaraz potem zniknął w tłumie, zapewne wracając z nowinami do Jardira. Tessie nie dane było ujrzeć pierwszej reakcji Garena, jeżeli w końcu rozpoznał ją. Przeczytała wiadomość: "Obedrę cię ze skóry", wzruszając ramionami. Schowała ją za kieszeni.
- Dobrze maskowałam się, nie? - Błysnęła zębami w uśmiechu.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

44
- Mnie również ograbiliście z resztek oszczędności. Gratulacje panowie. Życzę miłej gry. - Garen, nie kryjąc się z niczym, wstał od razu w tym samym momencie co kobieta. Amhair i Andur mieli już gdzieś to, że Tessa wyszła z kim innym i gdy zwolniło się miejsce, od razu natychmiast zaczęli zapraszać kolejnych graczy.
Garen zaprowadził towarzyszkę do pomieszczenia po prawej i wybrał najbardziej oddalony stół. Zamówił również dzbanek dobrej gorzały i dwa kubki, a zamówienie znalazło się na stole niemal natychmiast. Krótkie, blond włosy elfiej kelnerki lepiły się do czoła, a twarz miała czerwoną, błyszczącą od drobiutkich kropelek potu.
- Jinaraeth? A skąd znasz tego elfa? - zapytał zaciekawiony mężczyzna. - Jesteś jego znajomą? Musiał ci o mnie opowiadać, a znając go pewnie same złe rzeczy. Co u niego? Żona dalej obrażona o ten numer z prostytutkami? Mówiłem jej wiele razy, że to był tylko żart i owszem, mój błąd. Ale te czystokrwiste elfi są strasznie obrażalskie... - Nalał sobie mniej więcej jedną trzecią kubka i uniósł go w stronę Tessy. - Twoje zdrowie, piękna czarodziejko. - Wypił wszystko, krzywiąc się strasznie.
Przyglądając się akcji z posłańcem, uśmiechnął się podejrzanie.
- Maskowałaś? - zapytał, nie bardzo rozumiejąc, lecz olewając to niemal natychmiast i przechodząc do innej sprawy. - Notka od brata? Uważaj, bo przetrzepie ci skórę. Właściwie, to mam genialny pomysł. - Przybliżył twarz nad stołem, nachylając się bardziej do przodu, jakby chcąc zdradzić jakąś ważną tajemnicę, której nikt poza Tessą mnie może usłyszyć. - Będę dzisiaj twoim ochroniarzem. Całą noc, a jeśli zechcesz, będę nim nawet jutro. Zastanów się dobrze, drugiego takiego nie znajdziesz - Uśmiechnął się szeroko i zmrużył oczy.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

45
- Urwał się nasz kontakt - odparła zdawkowo, rozbawiona tym, że mężczyzna nie powiązał jeszcze wszystkich faktów. - Nie spodziewałam się, że zaprzyjaźnicie się. Słowem nie dał znać, że żyjesz.
Gdy Garen wypił jej zdrowie, Tessa zaraz potem nalała sobie mniej więcej tyle samo i także wzniosła swój własny toast.
- Za ponowne spotkanie.
Jej twarz jedynie trochę skrzywiła się. Widać była zahartowana w alkoholowych bojach. Także nachyliła się nad stołem, aż Garen czuł na ustach jej oddech. Tessa patrzyła mu w oczy bezczelnie, twardo, z iskierkami rozbawienia. Raz tylko zerknęła niżej, jakby nie mogąc się doczekać, aby ją pocałował, lecz oczywiście była to podpucha.
- Jinareatha znam z Tuk'kok. Wiem, że bardzo zmieniłam się, ale może w końcu łaskawie rozpoznasz we mnie tę pojebaną wiedźmę, której tak bardzo nie lubiłeś? Gdybyś zapomniał, jak się nazywam, to przypomnę ci. Tessa. Ta, co poszła sobie dalej sama. Mam mówić dalej?
Kobieta cofnęła się, krzyżując ręce na piersiach.
- Jakim cudem przeżyłeś?

Wróć do „Port Erola”