Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

1
Lokal był dość duży i masywny w swej drewnianej architekturze, poniekąd miał jakoś odzwierciedlać styl zza morza, aby być bliższym sercu kupców z daleka. Nie była to byle karczma dla każdego z ulicy. Była portiernia, gdzie można było zostawić niepotrzebne ubrania lub tobołki na przechowanie, aby nie wadziły podczas posiłku, spotkania czy celebracji. Obsługa choć ubrana na miarę temperatur Archipelagu, tak jednak w nieprześwitujące materiały i przede wszystkim praktycznie bez nadmiaru ozdób, biżuterii i innych dodatków garderoby, tak bardzo lubianych przez wyspiarzy.
Główna hala gościnna była obszerna, uposażona w długie stoły i wiszące lampy. Szerokie okna pozwalały dostrzec ruch statków w porcie, jako że cały budynek znajdował się na podwyższeniu. Proste jedwabne firanki i doniczkowe rośliny wykańczały skromny, acz elegancki wystrój. Nie było tutaj typowej dla karczm lady, tylko drzwi na zaplecze, drzwi na ganek wejściowy, drzwi do przestrzeni prywatnej, drzwi do toalet i schody do części mieszkalnej. Obsługa zaś stała przy każdym ze stołów, czekając na ewentualne potrzeby gości.
Przybywali tutaj przede wszystkim kupcy, ale również wszyscy ci co byli w miarę majętni i zarazem mieli cenne usługi do zaoferowania. Był to często dom biznesu, niejednokrotnie rezerwowany niemalże w całości przez gildie kupieckie, czy inne stowarzyszenia, mające potrzebę spotkać się w stolicy handlu morskiego. Było to odpowiednie ku temu miejsce, jako że sam Syndykat gwarantował bezpieczeństwo gości tego przybytku i strażnicy pilnowali, czy aby nikt nieodpowiedni próbował się dostać do środka, czy też narobić jakiegoś zamieszania w środku. Ceny były przystępne, jak na kieszeń kupca, którego na pewno stać na podróż morską ze swoim dobytkiem.

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

2
POST POSTACI
Mehren
Wszystko do tej pory sprawdzało się zgodnie z jego przewidywaniami. Strażnicy przepuścili ich, choć Verna przez chwila była dla nich zdziwieniem. Doskonale widać było po ich minach, że coś jest nie tak, ale wszystko poszło gładko. Teoretycznie najgorsze mieli za sobą, ale jeszcze nie wszystko było tak, jak przewidział. Obecność bardki w miejscu ich zatrzymania jest...pechowa. To dość dobra wymówka, by szpiegować ich bez wzbudzania podejrzeń. Przynajmniej dziewczyny przez chwile będą mogły poznać, jak tu wyglądała kultura.
- Dziś już niewiele możemy osiągnąć. - To nie była do końca prawda, ale on sam zwyczajnie nie ukryje się w tłumie osób. Zamierzał trzymać dziewczyny trochę w ukryciu, choć do swojej rezydencji zamierza wparować, jak taran.
- Popytam tu i tam z rana. Jeśli nie dowiem się niczego szczególnego, popołudniu odwiedzimy mojego brata. Wy miejcie oko na podejrzane osoby do tego czasu. - Nie zabronił im zwiedzać miasta, bo liczył na to, że dłuższe wypady nie przyjdą im do głowy. Nie, kiedy w momencie mogą mieć ogon na głowie. Dodatkowo znał miasto, więc się nie zgubi.

Złoty Maszt prezentował się, tak, jak zapamiętał. Z drobna różnica, że odnowili tu parę rzeczy. To całkiem dobre miejsce i pamiętał, że jego ojciec lubił tu załatwiać różne sprawy. Na jego nieszczęście on teraz mógł korzystać z tak oczywistej kryjówki. Nie zadawano tu pytań zbytnio, a bogate towarzystwo powodowało, że wszelkie akcje zaszkodzą interesom. Więc oczywiście by każdy mógł odnosić korzyści, spokój tu musiał być. Obsługa od razu podeszła.
- Dobry wieczór. Chciałbym wynająć dwa pokoje. Są dostępne? - I kiedy tylko otrzymał pozytywna, odpowiedź od razu wziął te dwa. Najlepiej, jakby były blisko siebie. Następnie poprosił o wysłanie informacji na statek Mijastera o transport rzeczy tutaj. Następnie wieczorny posiłek.

A rano postanowi odwiedzić sam pewnego kupca imieniem Kromnarch. Miał wiele pytań do niego, a znając życie, wiele się nie zmieniło od czasu, kiedy mu pomógł.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

3
POST BARDA
Elfka ukłoniła się z uśmiechem i inną dynamiką, niż to miało na kontynencie. Wesoło i otwarcie, jakby ich życie było stworzone do radości. — Dobry wieczór szanowny panie, szanowne panie. Nazywam się Jila i będę waszym opiekunem na czas wizyty. Oczywiście. Dwa pokoje. Zapraszam za mną — Rzekła kobieta przyjemnym melodyjnym głosem i zaprosiła szerszym gestem, aby za nią podążyć. Równym krokiem parła w stronę schodów, co chwila lekko zerkając za siebie, czy aby goście na pewno podążają.
Na hali było z dobre dwadzieścia parę osób. Siedmiu mężczyzn posiwiałych i połysiałych w eleganckich brązowych kamizelkach i białych koszulach zapinanych guzikami w kształcie podłużnego sopelka. Zapinki na mankietach ze szczerego złota. Miny wysuszone i powściągliwe. Dyskutowali coś żywo między sobą, przy posiłku i trunku. Nie wyglądało to na miłą rozmowę. W innym miejscu uczta gdzie siedziały elegancko ubrane panie i panowie już bardziej przypominając swym ubiorem modę Karlgardzką. Ciemnoskóra arystokracja mężczyzn z przewagą kobiet w otoczeniu, chyba konkubin. Żartowali sobie w najlepsze przy kielichu wina i towarzystwie swoich kobiet. Kilka miejsc gdzie siedzieli ludzie dwójkami lub trójkami. Przeróżni. Krasnoludy, a nawet jakiś gnom i gobliny. Te ostatnie jak się okazuje też potrafią się zachować, jak tylko chcą, choć był to widok niebywały. Brakowało tu tylko leśnych elfów, wysokich oraz orków.
Lyahynn spostrzegł żywe zainteresowanie tegoż jedynego gnomiego pana z siwym wąsem i również okularami wobec Verny, widział w nim zaskoczenie, czy może czystą ciekawość. Towarzyszył mu potężnie zbudowany krasnolud w kapeluszu, który równie dobrze mógłby tu robić za wykidajło. Acz nie trzeba było, Lyahynn naliczył już dwunastu strażników pośród służby, którzy dość czujnie przyglądali się wszystkim dookoła. Reszta lokalu tylko posyłała spontanicznie spojrzenie wobec nowoprzybyłych, byli zbyt zajęci swoimi sprawami.

Elfka zaprowadziła ich po schodach — Jakie pokoje sobie państwo życzą? — Zapytała, wtem Nissa z Salu zabrała głos — Dla mnie i dla pani Luny, a drugi dla pana Ibrerta
Oczywiście, proszę chwilę zaczekać — Rzekła po czym weszła do pierwszego pokoju z opisem na drzwiach "Recepcja". Błyskawicznie wróciła i poczęła wręczać klucze obleczone na dużych metalowych kółkach — Pragnę poinformować że za trzy dni odbędzie się tutaj celebracja otwarcia nowego zakładu, mogą państwo brać udział, acz proszę o wyrozumiałość, jeśli chodzi o zachowanie ciszy nocnej. Oczywiście można wykupić pakiet ciszy w recepcji — Rzekła elfka.
Pakiet ciszy? — Nie powstrzymała się Luna z Firanek, na co Jila uśmiechnęła się serdecznie — Tak, proste zaklęcie, które pozwoli na odcięcie się od wszelkich odgłosów z zewnątrz. To już u nas standard w ofercie — Zapewniła — Proszę rozgośćcie się, będę w pobliżu, gdybyście czegokolwiek potrzebowali — Dodała, po czym uśmiechnęła się szerzej zrobiła dwa kroki do tyłu i schowała ręce za siebie. Stała na korytarzu jakby właśnie na tym teraz polegała jej praca.

Widziałeś tego gnoma, jak się na Vernę gapił — Od razu wypaliła Luna, po czym wsadziła łapy do kieszeni i rozstawiła szerzej nogi, jak jakiś oprych z Ujścia — Na Nissę — Poprawiła ją cierpliwie Nissa, która przymknęła oczy w uśmiechu znaczącym tyle, że ma chyba kogoś ochotę zamordować — Znasz go? — Luna nie odpuszczała — Wejdźmy do pokoju?! — Nissa dopowiedziała nadal grzecznie i chyba miała teraz problem z lewą brwią, bo jej dziwnie drgała. Luna chyba w końcu ogarnęła i posłuchała wzruszając barkami. Wzięła klucz od Nissy, aby otworzyć drzwi do swojego lokalu, a wtedy Nissa zwróciła się ciszej do Ibrerta — Upewnię się, aby nikt nas nie śledził, zaś Lunę poślę jutro po parę ingredientów. Nie, nie znam tego faceta. Spokojnej nocy — Rzekła i ruszyła do Luny.

Lyahynn miał klucze do pokoju. Ten był przyjemny, czysty, posprzątany, obszerny. Dwa łóżka, dwie szafy, gablota, stolik i dywan z tygrysa na samym środku. Cztery lampy olejowe na długim uchwycie nad łóżkami jak i przeciwległymi ścianami, oświetlały zamknięte pomieszczenie. Na ścianie widniał obraz przedstawiający okręt pokonujący fale podczas sztormu, bardzo ładne dzieło. Na łóżkach leżała złożona pościel. Pojedyncze okno dawało widok na niekończące się morze i można było je zasłonić drewnianymi skrzydłami z obu stron.

Rano Lyahynn zamierzał ruszyć w poszukiwaniu Kromnarcha.

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

4
POST BARDA
Aby nie budzić podejrzeń Lyah musiał skorzystać z okna do swojego pokoju. Będąc po walce jednej krwawej a drugiej sparingowej, prezentował się, jakby przez coś jednak przeszedł i wszak w tak ostentacyjnym wyglądzie mógł przypominać cyngla. A takiego obsługa nie wpuściłaby do domu gościnnego.
Gdy znów przemienił się w kupca Ibreta Ulisa lekko załatwił rezerwację. W lokalu o tej porze spotkał Kerończyków, tych samych co ostatnio, którzy ponownie żywo dyskutowali o czymś. Mając tym razem nieco lepszy widok kątem oka podczas rozmowy z Jilą w sali głównej i cóż skierował się do pokoju niskorosłych kobiet, które stanowiły trzon jego drużyny. Pokój był otwarty, a Lyaha przywitał znana już mu woń domowej atmosfery. Miód, płatki róż i lawenda. Trochę inna niż uprzednio, acz kwiaty z ziołami były splecione w wieńce i zdobiły ściany, kiedy to obraz został zdjęty ze ściany, a memble zdawały się być poprzestawiane wedle uznania nowej lokatorki. Na stoliku paliły się zapachowe świeczki, a Verna siedziała w swojej standardowej zamyślonej pozie wertując jakąś książkę. Nie uniosła swojego zamglonego spojrzenia tylko liznęła czubka wskazującego palca, aby przerzucić powoli stronę dzieła które czytała. Na drugim łóżku leżała Sylvia przebrana w coś pokroju za małej na nią piżamy, skulona w kłębek, jakby wciąż spała. Jej ciuchy były równo złożone na krześle, z pewnością robota gnomiej alchemiczki, która widać uwielbiała porządek:
Serio jej dałeś moje dzieło? Ten eliksir? Wiesz ile pracy mnie kosztował? — Zapytała ewidentnie z wyrzutem i zawodem w tonie ostrego głosu. Nie podniosła wzroku znad lektury — Idiotka użyła go, aby okraść jednego z magnatów pewnie. Zapytasz jej sam, jak się obudzi. Miała ciężką noc i wybyła bez uprzedzenia mnie — Westchnęła ciężko
Gnom nie zawracał mi głowy, bo nie zeszłam z nim pogadać, byłam zbyt zajęta jak widzisz. Acz muszę przyznać, że obsługa tutaj kompetentna, Jila to bardzo bystra dziewczyna. Przyznała się, że ten jegomość wypytywał o mnie i nawet zaprosił na kolację — Przewróciła stronę — Ehhh... — Znów westchnęła — Ostatecznie Sylvia przyniosła mi te składniki o które prosiłam — W końcu podniosła swój wiecznie mętny wzrok — Jak rozmowy, wyglądasz na skołowanego. Sprawdzałam pomieszczenie, jesteśmy bezpieczni. — Uniosła rękę znad książki w zapewnieniu swoich słów.

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

5
POST POSTACI
Lyahynn
Prawie czuł się, jakby wchodził do kochanki. Kto widział, by do karczmy wchodził przez okna? Dawno tak nie robił i co prawda, celem jego wtedy nie była wszak kobieta, nie mniej... uczucie nigdy nie zanikała. Zresztą, jeszcze jakby miał do kogo tak naprawdę się zakradać. Oczywiście, jak już się dostał do środka niezauważony, przebrał się w bardziej kupieckie ciuchy i porozmawiał z obsługą przez chwilę o zarezerwowaniu dwóch stolików na ten wieczór. Miał jakieś dziwne przeczucie, że on momentu, jak wspomniał o tej bardce, nagle wszystkie sytuacje kierują go do tego, by być na tym występnie. Jeśli to sprawka tych bytów, naprawdę będzie zirytowany, że znowu ktoś próbuje mówić mu, co ma robić, chociaż w tym wypadku pokazywać. I mając już wszystko załatwione, udał się do pokoju dziewczyn, gdzie czekała go kolejna niezbyt miła niespodzianka. Słowa gnomki były czymś, czego nie chciał usłyszeć z jej ust. Popatrzył aż na ciało niziołki i westchnął ciężko. Co to za dzień głupich decyzji...i teraz weź tu bądź spokojny i uspokoił sytuację.
- Otrzymała ten eliksir dzień po tym, jak się poznaliśmy, gdyż wyruszała na dość ryzykowną misję, gdzie istniało spore szanse komplikacji ze względu na duże zainteresowanie miejscem. Dałem go jej, by w razie kłopotów, będących sytuacją krytyczną, które miałaby się zakończyć złapaniem lub śmiercią, miałaby możliwość bezpiecznego wycofania się bez narażenia samej siebie. - Fakt, że nigdy nie odebrał od niej tego, było inszą kwestią. Do tej pory dziewczyna zachowywała względnie rozsądnie. To, że wykorzystała coś takiego ledwo po przybyciu tutaj, mogło nie być dobrym znakiem. Pytanie tylko dla kogo. Kolejny kłopot do kolekcji. Miło całkiem i przyjemnie. A to dopiero ich pierwszy dzień tutaj. Przynajmniej teraz wiedziała, dlaczego ostrzegał ją przed skutkami ubocznymi.
- Nim cokolwiek postanowię, dowiem się, dlaczego go użyła. Jeśli jednak powód był iście debilny, małostkowy dla prywatnych korzyści, jej problemy nie skończą się na ciężkiej nocy. - Podszedł bliżej i wziął jedno z krzeseł, by usiąść przy gnomce. Wątpił, by jego wyjaśnienia mogły poprawić jej samopoczucie, ale powinna przynajmniej wiedzieć, dlaczego go miała. Nawet jeśli nie poprawi jej humoru, lepiej mówić o powodach.
- Nie mniej pewne rzeczy zostaną ukrócone. Nie może być więcej sytuacji, że nie wiemy, gdzie się podziewa. - To była głupota. On wolał informować, jaki był plan, nawet jeśli zmienił się od razu. Chodziło po prostu czasem o to, by wiedzieć, że coś może ci grozić.
- Mój dawny informator mnie wystawił. - Chwycił prawą dłonią, lewy bark i poruszał nim przez chwile, by całe napięcie w mięśniach mu zeszło. To, że żył, pewnie mogło powiedzieć Vernie, jak to wszystko się skończyło. Inaczej już dawno by go tu nie było. Ton mógł jej powiedzieć, że niezbyt jest zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Nie spodziewał się, że wszystko będzie zmierzać w kierunku konfrontacji.
- Przed zakończeniem interesów zdradził kilka rzeczy, które obecnie muszę zweryfikować, bo nie mogę mieć pewności co do prawdziwości słów. Nie mniej, nawet z tego, idzie wywnioskować pewne ciekawostki. Po pierwsze, parę dawnych osobistości powróciło i zostali zdradzeni tak samo. Nie ma pewności, czy nie żyją. Jeden gang wygląda na to, że poluje na konkurencje. Sytuacja Tygrysów jest niestabilna. Istnieje ryzyku mocnych wewnętrznych starć. Moja siostra wciąż dla nich pracuje i wykonuje nietypowe ruchy. Myślę, że coś kombinuje, bo nie wierzę, by grała bez powodu na zwłokę przy swoich misjach. Dodatkowo ktoś inwestuje w moją rodzinkę, jednocześnie mając na nich oko. To nie jest zbyt dobre, ale wciąż wygląda to na problem mojego brata, niż mój. Mam parę nazwisk, by ewentualnie wyrobić sobie przysługi. - Kiedy opowiadał to wszystko, starał się niczego nie pomijać, unikając jednocześnie mówienia o zbędnych rzeczach. Te nie były potrzebne.
- Wypytałem także o te runy. Podobno jest tutaj gnomi specjalista od nich, niejaki Felix z domu Aird. To dość dziwny zbieg okoliczności. - Stwierdził po chwili namysłu. Istniała szansa, że i ona posunęła się dalej w swoich badaniach, mając więcej szczęścia. Tak, chciał poznać szczegóły tego wszystkiego.
- To zmienia moje plany. Nie mogę na razie pojawić się w domu jeszcze. Z bratem spotkam się w innej karczmie jutro po śniadaniu. Jeszcze porozmawiał z dawnymi sprzymierzeńcami. Dowiem się więcej o sytuacji, jaka tutaj wygląda, bo może się okazać, że to ostatni moment, by nie wchodzić do jaskini z kłopotami, bez możliwości wycofania się z tego. Spotykamy się tu, jak będzie koncert bardki. Zarezerwowałem dwa stoliku blisko siebie. - A to, czy skorzysta z okazji to inna kwestia. Nie mówił nic, że musi się pojawić na tym i słuchać. W sumie nie wiedział, czy lubiła takie rzeczy.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

6
POST BARDA
Verna, choć widocznie w kiepskim nastroju nie była jednak całkiem zdołowana. Słuchała go uważnie i przestała czytać, wręcz odłożyła lekturę. Jej oczy nie odrywały się od niego, ani chyba nawet nie mrugnęły ani razu, wtem nieco drgnęła słysząc, z którego domu pochodził ów gnom. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, acz powstrzymała się i pozwoliła półelfowi mówić dalej.
Nie mogę wiecznie tutaj siedzieć. Być może przekażę rodakowi, żeby się spotkać podczas tego przyjęcia, będzie to wyglądać nawet bardziej sensownie. W sumie mogłabym z jego pomocą poszukać tego Felixa. choć wolałabym to zrobić sama. Znałam tego mężczyznę, pochodził jak ja z Mortis i mogę się powołać na starą znajomość. — Skomentowała wzięcie udziału — Muszę mieć jednak pewność, że to co tutaj się znajduje — Wzrokiem powędrowała po pokoju wskazując to wieńce i świeczki — Nikt nie przyjdzie i nie ruszy. To zwyczajowe kerońskie rytuały ku czci Kariili o ochronę ogniska domowego. I mają w sobie prawdziwą moc. Chronią przed ingerencją magiczną oraz rozpraszają uwagę wszelkich astralnych drapieżników, sprawiając, że to miejsce jest dla nich nieistotne, a nawet i odstraszają bezduszne potwory kroczące na naszym planie egzystencji. Chroni nas to też przed pewną pulą ewentualnych wpływów tych listów, które znalazłeś, gdyby przypadkiem były to zbiory run, które tylko czekają na czynnik aktywacji. — Tutaj zrobiła krótką pauzę
Próbowałam zbadać te listy i mam coraz więcej podejrzeń, że stanowią one fragment jakiegoś rytuału albo zaklęcia. Felix z pewnością pomógłby rozszyfrować dosłowne znaczenie i jeśli by ono nie miało sensu w kontekście zastanych wydarzeń, to bylibyśmy pewni, że to sprawka czarownika. Wszak treść może być alegorią, być jednocześnie i sensowna i być elementem rytuału. — Wciągnęła powietrze i wypuściła — Musimy zachować ostrożność, albo najlepiej porzucić te listy. Z tego co widzę mamy dość dużo problemów. Co do Sylvi zjawiła się nad ranem, stukając w okno o wpuszczenie do środka. Mając kompletnie zrujnowany strój kupca. Śmierdziała i była cała ubrudzona. Musiała mieć niemałą przygodę. Ja zaś zabezpieczyłam nasze miejsce spoczynku na tyle na ile potrafię.

ZOSTAW MNIE! — Sylvia ryknęła i zerwała się ze skulonej pozy do siadu. Wyraz twarzy miała jakby ujrzała ducha, czy posłańca śmierci. Rękami się zbadała, dotykając torsu, czy aby nie ma żadnej dziury. Odetchnęła z ulgą, otarła z czoła zimny pot i rozejrzał się po pokoju, gdy spostrzegła Lyahynn'a odetchnęła z jeszcze większą ulgą. Wyglądała dość komicznie w gnomiej piżamie — Już myślałam, że jest po mnie, co za sen. Co wy tacy smętni?

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

7
POST POSTACI
Lyahynn
To było dziwne i odrobinę niezrozumiałe. Dlaczego zaledwie po jednym dniu i to nie do końca pełnym miała dość? Przybyli wczoraj wieczorem... Nie można wyruszyć na miasto, kiedy nie ma pewności, że grunt lub sytuacja ci sprzyja. Jeśli sądziła, że zabroni im wychodzić to była w błędzie. Ich współpraca wymagała jeszcze paru drobnych poprawek, by miała wyjść całkiem dobrze.
- Nie zamierzałem zakazywać wychodzenia nikomu. Po prostu bez orientacji w sytuacji nie wiedzieliśmy, gdzie stawiać kroki. Teraz już znacznie lepiej wiemy trochę o tym, co się dzieje i możemy podzielić się ewentualnymi zadaniami lub wspólnie wychodzić w zależności od przyszłych działa. - Uśmiechnął się delikatnie do niej.
- Spróbuj, zrobisz tak, jak uznasz za stosowne i masz moje wsparcie. Jeśli będę potrzebny, pomogę. - Dodał, by nie sądziła, że zostawi ją z tym wszystkim samą. O nie... tak nie zrobi. Jej wiedza i doświadczenie były zdecydowanie przydatniejsze i jeśli miałby kogoś wybierać z członków swojej drużyny, zdecydowanie to ona była jego taką faworytka.
- Jestem pod wrażeniem. - Stwierdził w kwestii zabezpieczenia. Dla niego najlepsze byłyby sprytne pułapki, ale przy tych wszystkich magicznych rzeczach nie miał wielkiego doświadczenia. Przynajmniej magiczna ochrona stworzyła dla nich przystań. A przynajmniej taka miał nadzieje. Dopiero dalsze informacje, wzmogły prace jego umysły i przeszedł w tryb analityczny. Fragment rytuału?
- Cokolwiek to nie jest, musimy postępować ostrożnie. Istnieje szansa, że trafiło to do wielu i znając życie trzy czwarte populacji, która to ma, zignorowała to. Wciąż możliwe, że to coś nieszkodliwego, ale gorsza będzie dla nas świadomość, że zignorowaliśmy to i wpadliby by w nie lada kłopoty, niż sprawdzili i uznali, że to nic niebezpiecznego. Ta ilość problemów jest na razie jest dość płynna. Nie mniej im więcej będziemy wiedzieli, tym łatwiej podejmować decyzję. - Odzywał się właściwie jego instynkt do gromadzenia informacji. To właśnie on pozwalał mu decydować, jak postąpić lub komu sprzedać informację. Ot, nikt nie mówił, że nie mogę zdradzić nikogo, jak mu się to nie opłaca.
- Dzięku...- Tyle zdarzył odpowiedzieć, kiedy Silvia się obudziła. Zaraz padł na nią jego wściekły wzrok. Miał sprawić wrażenie, że jest na nią zły. Taki drobny element manipulacyjny, bo nie odczuwał tego aż tak mocno. Po prostu chodziło o to, by ona odczuła.
- Verna opowiedziała mi właśnie baaardzooo ciekawą opowieść. O tym, jak zostawiłaś ją bez słowa, użyłaś eliksiru, który miał być na czarną godziną, a także wróciłaś w stanie, który licował z jakąkolwiek powagą kupiecką. Ewidentnie ryzyko naszej przykrywki. Postąpiłaś właśnie tak, jakbyś była w swojej dawnej drużynie z Zarą... - I postukał palcami po blacie w bardzo irytującym stylu, ale przy okazji w jego głosie nie byłoby słychać wściekłego tonu, a jedynie sugerujący spory zawód, taki wręcz, który mógł przynieść na myśl, że go zawiodła. Krzyczenie i głośne dawanie ochrzanu nie sprawdzało się w takich wypadkach. Zazwyczaj na jednostki słabe psychiczne. On potrzebował czegoś mocniejszego. Czegoś, co pokazałoby, że zachowała się głupio. I tak w zasadzie było. Miał jej dać nauczkę, że nie robi się takich numerów.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

8
POST BARDA
Wolałabym nie iść sama. Jeśli wpadnę w tarapaty mogę na siebie zwrócić niepotrzebnie uwagę. Potrafię sobie poradzić w trudnych sytuacjach, acz wszelkie przygotowania zajmują mi dni i nieraz drogie zasoby. Nie jestem czarodziejką i nie posiadam wrodzonego talentu magicznego, jedynie wiedzę na jej temat. Dłuższe starcia to nie jest mój żywioł — Rzekła w kwestii zaproponowanego wsparcia od Lyahynn'a, co przyniosło jej jakąś drobną ulgę na twarzy, odnosząc wrażenie, że może na nim polegać w tej kwestii. — Jestem jedną z tych, z których śmieją się klasyczni użytkownicy magii — Wykrzywiła usta w jadowity uśmiech, jakby miała jakieś szczególne doświadczenie z użytkownikami magii — W końcu to tak jakby ślepca uczyć czytać. Z drugiej strony spoglądam na magię zupełnie z innej strony, inaczej, acz dość już o mnie. — Rzekła ewidentnie urywając temat jej własnej osoby. Acz ta mgliste spojrzenie kryło zdecydowanie więcej sekretów, Lyah mógł być tego pewien.
W takim razie wybierzmy się do Felixa sami, bez tego przyczłapa z lokalu. Z nim pogadam na tym całym przyjęciu — Z pewnością nie miała entuzjazmu Antria jeśli chodzi o wzięcie udziału.

Gdy Sylvia się obudziła, Verna na spokojnie wyczekiwała rozwoju sytuacji, jak nic wróciła do lektury. Acz gdzieś tam kątem oka obserwowała zachowania niziołek.
Zara nie miałaby dostępu do takiego towaru chłopie! — Ledwie moment temu gorycz koszmaru wykrzywiała jej twarz, acz zaraz zalał ją entuzjazm. Jakby wróciła z łowów i chciała więcej, znacznie więcej. Chciwość zdolna popchnąć ją tak tylko daleko jak trzeba. Żar pasji — W życiu bym nie sądziła, że dałeś mi rzeczywiście eliksir pierdolonej niewidzialności!
Ciszej... — Wtrąciła się Verna, na co Sylvia się poprawiła na łóżku, grzecznie, spostrzegając, że Lyah patrzy się na nią jakby nabroiła i coś w tym chyba jednak było. Sylvia była jednak w zbyt dobrym nastroju jak na okoliczności, aby jej numer się nie powiódł.
Pomijając fakt, że pomyślałam, że to jakiś głupi test i robię za szczura doświadczalnego, to nadarzyła się okazja, aby się przekonać. Pozwólcie że opowiem. Wczoraj wieczorem dostrzegłam przez okno w korytarzu scenę w porcie. To były tylko ruszające się cienie, acz już w Ujściu tyle czasu spędziłam, że wiedziałam co się tutaj szykuje. Jak nic porwanie i to względnie blisko naszej okolicy. Stwierdziłam, że wypada się temu przyjrzeć. Zawinęli jakiegoś gościa i łódką rybacką mieli okrążyć główny port i pewnie gdzieś go przenieść. Zignorowałabym to gdyby nie to, że znalazłam po nim na miejscu zdarzenia zerwany złoty wisiorek z klejnotem. Gość był dziany jak nic, szycha, gruba ryba, acz pewnie nim go przekażą dalej muszą się ogarnąć. To właśnie w takich momentach porwania są najtrudniejsze i wszystko może się spieprzyć, bo trzeba czekać w miejscu na nowych co przejmą żywy towar. Największa wtedy jest nerwówka, wiesz o co chodzi Mehren. — Wciągnęła powietrze, aby opowiadać dalej
No to wyłapałam tę łódkę i wyczaiłam kryjówkę zbirów w jakiejś melinie. Cóż, normalnie bym odpuściła. W ciemno. Nie wiadomo ilu. Acz mała była ta kanciapa z zewnątrz. To stwierdziłam, że poczekam, albo na wychodzących z ofiarą, albo na przychodzących po odebranie. Może udałoby mi się coś zobaczyć chociaż kim są jak wyglądają w tym półmroku. No i przypomniałam sobie, że mam eliksir. No to go wypiłam. — Zrobiła pauzę, kiwając głową, że najlepsza część właśnie nadchodzi — Jak nie mogłam spostrzec własnych rąk ani ubrań, to kompletnie zgłupiałam w pierwszej chwili, acz potem mnie to pchnęło. Jak nic Tenatir się do mnie uśmiechnął, to się czuje w kościach! No i... wybiłam zbirów w pień. Siedmiu. — Przyznała, jakby to nie było nic takiego.
Świetnie... a co z zakładnikiem?!
Uwolniłam go i odprowadziłam, krętymi ścieżkami do bogatszej dzielnicy, gdzie sam już mógłby podołać dalej. Może to nie Ujście, acz slumsy chyba wszędzie wyglądają tak samo. Obdarował mnie tym co miał przy sobie, czyli złotem — Tu kiwnęła na stolik, za książkami Verny był wypchany mieszek, rzeczywiście. — A i stwierdził, że kimkolwiek jestem to mogę go odwiedzić, a przyjmę mnie z wdzięcznością. Elfią wdzięcznością, ha! Tego jeszcze nie poznałam!
A chociaż ci się przedstawił?
No bym go nie puściła, nie?! Już wiem jak się przysługi odbiera. Księciunio miał Vinfidel Zeh'lan, czy Zeh'lun? — Lyah dużo słyszał o tej rodzinie magnackiej. Zhe'len. To była jedna z elfich rodzin, która stała za stabilnością i frakcją króla od zawsze. Honorowi, dystyngowani i niewyobrażalnie bogaci i wpływowi. Zhe'len byli jednym z tych odwiecznych cierni w tyłku Agrotuna, który miał z nimi cięte relacje. Vinfidel był synem i spadkobiercą Filehsa Zhe'len.
I wiem! Wiem, wiem, nawaliłam. Acz serio wychyliłam eliksir z myślą, że i tak nic z tego nie będzie. Kto by widział takie rzeczy. No właśnie nikt, heh. To i zadziałałam, aby się nie zmarnowało. Miałam się nie wychylać, ale wyszłam ostatecznie czysto bez szwanku i ogona. No i te typy to się dowiedziałam, że się zwą Ogniste Salamandry, taki gang. Przypominali typowych zbirów z Ujścia, jak na mój gust. Choć jeden z nich zdawał się być jakiś inny, to i od niego zaczęłam. Wiesz, trochę przypominał Vernę, wysoko nos, mizerna postura i łypie dziwnie na okolice.

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

9
POST POSTACI
Lyahynn
A zważywszy na fakt, iż to zdrajca skierował ich do tego gnoma, mogło to oznaczać kłopoty. Mógł współpracować z tymi dzieciakami, a puszczenie Verny bez obstawy nie skończyłoby się za dobrze. Oczywiście nie wszystko teoretycznie obracało się wokół tego gangu, jednak nie mógł nie brać ich pod uwagę. Zważywszy na obrót sytuacji, w jakiej się znalazł. I nie wiedział, jak bardzo się mylił, ale to dopiero później.
- W takim razie ustalone. - Stwierdził tylko. Zawsze mógł dowiedzieć się więcej o jej grupie. Chciał potwierdzić, że nie ma talentu do magii, ale skąd mógł wiedzieć? Zwłaszcza, że nie wymagał od niej umiejętności bojowych. Każdy miał swoją rolę do odegrania. Doceniał to, kim była i właśnie z tego powodu nie będzie jej zmuszał do niczego, czego sama nie chciała. Rozważał drobne sugestie, ale podejrzewał, że niewiele to zmieni.
- Coś więcej możesz mi o nim powiedzieć? Nie wiem, na przykład bywa irytujący, więc muszę mieć podwójne pokłady własnej cierpliwości? - Zapytał i choć wydawało się, że żartował, był poważny. Lepiej nie trafić na gościa, którego po chwili chcesz własnoręcznie udusić, a potem odkryjesz, że coś jednak wiedział. Skoro chciała uciąć temat, nie skomentował tego, choć miał swoją opinię. Klasyka oznaczała umieszczenie w pewnych dogmatach, co oznaczało, że było się odpornym na nowości. To bardzo złudna ścieżka... Wręcz prowadząca do stagnacji.
- Wiesz, że nie musisz być? Nie zmuszam was do tego, by tam być. Zarezerwował w razie czego, bo nie wiedziałem, czy lubicie takie przedstawienia. - popatrzył na nią, zastanawiając się, o co tutaj może chodzić. Jakiś uraz miała do przedstawicieli własnego gatunku?
- Nie musisz także się nim przejmować. - Dodał jeszcze, by nie czuła się w obowiązku rozmowy z kimś, kogo nie chciała znać albo wiedziała, kim jest i unikała kontaktu. Niezależnie od powodów, drążenie tematu nie miało znaczenia. Powodowanie, że członek własnej drużyny gorzej się czuje emocjonalnie z powodu problemu, którego mógł się łatwo pozbyć, nie było dobre. Czy tego chciał, czy nie, musiał dbać o to, bo lojalność budowało się nie tylko poprzez strach.

Sylvia była faktycznie obecnie obiektem testowym. On sam także nie dowierzał na słowo, że mikstura naprawdę mogła działać, a przecież sam siebie nie wprowadzi w stan taki, jak opisywała. Za krótko ja wtedy znał, by ufać w takie rzeczy. Teraz było inaczej, nie mniej...nie myliła się zbytnio. Co go wewnętrznie bawiło. Jak to się mówiło: na kogoś musiało paść. Oczywiście nie przyzna się do tego, bo ten dziwny sojusz bardzo szybko by się rozpadł.
- Moja drużyna nie może iść na misje, nie mając kilku dodatkowych zagrywek w rękawie. - Stwierdził to tak, jakby to była oczywista oczywistość, że swoich najlepszych ludzi wyposaża się w sprzęt, który jest tego wart. Wielu by tu polemizowało, ale nie ma lepszego dowodu zaufania, niż coś takiego. Ten drobny akt jeszcze bardziej zacisnął niewidoczne nici, mające pokazać, że trzymanie się z nim jest lepsze, niż bycie przeciw niemu. Następnie wyrzuciła z siebie informacje, które były swoistą burzą na cholernym oceanie. Potrzebował bardzo długiej chwili, by przyswoić i przeanalizować to, co powiedziała. Podzielił to na trzy części: Pierwsza dotyczyło jej chciwości i sporej kapki bezmyślności. Zostawiła Vernę, by zobaczyć, co się dzieje, nawet jej nie informując. Owszem, takie akcje potrafiłyby szybko się dziać, ale na cholerne choroby..., a co gdyby coś jej się stało? Stłumił wewnętrzny gniew.
Następną cześć to lakoniczny opis walki. Nie mniej z jakiegoś powodu mikstura zadziałała nie tylko na ciało, co byłoby logiczne, acz i na ubiór oraz sprzęt, który użytkownik posiada. To dość użyteczna informacja, nie mniej kolejnych siedmiu padła. Przynajmniej potwierdzało się to, co widział wcześniej. Potrafiła o siebie zadbać i to było najważniejsze.
I trzecia część o nazwie konwencja była tą najgorszą i najlepszą zarazem. Salamandry mają pecha, ale próba porwania przeciwnika jego ojca. Czy to aby było na pewno przypadkowe? A co jeśli ten właśnie gang zaangażował się w sprawy jego rodziny? Ewentualnie cel był inny. Nie mniej będzie musiał uważniej przyjrzeć się temu tropowi. Patrząc na ostatnie wydarzenia, jeśli to był faktycznie przypadek, będzie to naprawdę nieprawdopodobne.
- Tak, nawaliłaś. Zostawiłaś Vernę samą bez informacji tym, co chcesz uczynić. Zazwyczaj nie potępiam działań z własnej inicjatywy, dopóki pamięta się o prostych zasadach współpracy. Ty je dla zaspokojenia własnych pragnień, rzuciłaś wszystko na cycki Krinn, nie zastanawiając się na moment, co się stanie, Czy może tobie przydarzy się wypadek? Skąd ja czy Verna mielibyśmy wiedzieć, gdzie cię szukać? Moglibyśmy nawet uznać, że nas zdradziłaś. - Powiedział dość chłodno, by spotęgować wrażenie, że to, co zrobiła, było naprawdę głupie. Musiała poczuć, że współpraca zespołowa nie polega na znikaniu bez słowa. Te kilka miesięcy pracy z nim niczego jej nie nauczyło? Komunikacja to podstawa i tego wymagać będzie zawsze.
- Pomożesz Vernie zdobyć wszystkie składniki tego eliksiru, nie ważne, jak trudne będą to zadania. - To była jej kara. Skoro stracili cenny eliksir, musieli teraz spróbować go odzyskać. A jak najlepiej to uczynić? Samemu kombinując rzeczy, potrzebne na niego.
- Nie mniej, ten wypadł, przyniósł kilka dobrych rzeczy. Posiadasz potężny dług u Vinfidela, co patrząc po tym, kim jest, może nam się przydać później do czegoś innego, niż położenia łapy na ich skarbcu. Coś takiego ma nieprzeciętną wartość, zważywszy na obrót wydarzeń, jaki tutaj się dzieje. I druga to kilka salamander mniej, co patrząc po jeszcze innym incydencje, zdecydowanie ich przerazi. Dobra robota. - I tak, najpierw ją zrugał, a potem pochwalił. Zasługiwała na to. Nie możną wiecznie przecież wytykać palcem. I opowiedział jej po chwili to, co go spotkała u kupca, by także wiedziała. Tak, jak potrzebnie, nie wspominał o tym, co sam zrobił. To była zwykła próba odwrócenia uwagi, a kiedy Sylvia zrobiła swoje, nawet go interesowało, jak mocno ktoś robi w gacie w tym gangu.
- Miał coś przy sobie? Wiadomo, jak się do niego zwracali? - Dopytywał, by jeśli wyeliminowała jakiegoś przywódcę, tym lepiej. Przypadek mógł teraz im bardzo pomóc. Ta ironia sytuacji wręcz zaczynała go bawić. A dzień jeszcze się nie skończył.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

10
POST BARDA
Felix. To archiwista, były archiwista rzecz jasna, bo nasze miasto przepadło. Byliśmy blisko swego czasu, a potem pojawiła się przeklęta Wieża i świat na północy zwariował. Czas zdecydowanie musiał uszczerbić jego zdrowie, bo... nie widzieliśmy się od lat. Jest bardzo spokojny i wydaje się rozsądny acz... jak na gnoma przystało jest niebezpiecznie ciekawski i spostrzegawczy.

Słusznie dostrzegasz, że nie przepadam za tego typu wydarzeniami. Acz nie masz pojęcia jak nasz gatunek potrafi być wścibski i cierpliwy w tym wszystkim, lepiej już z nim pogadam i przekonam, jak bardzo denną jestem personą, jeśli ma jakiś motyw inny niż ciekawość.

***
Sylvia wsłuchiwała się uważnie w słowa przywódcy małej grupy, czy może teraz bardziej partnera we wspólnym interesie, gdzie ten miał po prostu większy zakres kompetencji. Z pewnością nie poczuła się źle, choć okoliczności z początku sugerowały, że zbierze po łbie. Tak by było w typowej bandzie z Ujścia. Wychodziło na to, że nie byli takową. Atmosfera rozmowy z wolna się rozluźniała, acz Sylvia miała ten błysk w oku. Żar zaangażowania i chęć działania oraz... skupioną uwagę na to co miałoby być wkrótce powiedziane.

Jeśli wiesz już na co mnie stać złodziejko, zrozum też, że mam znaczne obawy. Nie wystawiaj innych na domysły, to najkrótsza droga do rozczarowania dla ciebie i dla nas. — Rzedła Verna, kiedy Lyah uzasadnił błąd Sylvii— Może nie przepadamy za sobą na co dzień, co nie zmienia faktu, że ostatecznie liczę na ciebie — Podsumowała, co sprawiło że Sylvia przyjęła zamyślone oblicze, jak nigdy. Entuzjazm jej nieco ochłonął, na rzecz pomyślunku.
Pewnie, pomogę jak mogę. W życiu nie sądziłam, że można tworzyć takie rzeczy — Sylvia zgodziła się, spoglądając to na Vernę, czy Lyahann'a. Potem jednak słysząc pochwałę, jej szelmowski uśmieszek siłą rzeczy znów wpełzł na swoje miejsce
Hmmm, w przeciwieństwie do reszty nie miał przy sobie nawet noża i był wytatuowany w jakieś wzory na klacie, acz nie było czasu, aby dokładniej ich szabrować, trzeba było ratować księciunia.
Jakie były te symbole, co ci przypominały? — Dopytywała Verna.
Kula, jakby słońce? I kilka długich linii, łamanych w jakiś nieregularny wzór
Krzyżowały się?
Tak? A co?
Tarcza magiczna.
W takim razie kiepska.
Przeciwko innym magom i zaklęciom. — Wyjaśniła Verna — Ironia losu, że nie pomyślał, że magowie powinni najbardziej się obawiać zabłąkanej strzały, aniżeli zaklęcia, bo te mógłby wyczuć swoim zmysłem magicznym. Możliwe, że ktoś im zalazł za skórę. — Stwierdziła, po czym zawiesiła głos, aby ten zabrał Lyahynn. Obie kobiety w tym momencie skupiły na nim uwagę. Cóż zbliżał się moment snucia kolejnych planów.

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

11
POST POSTACI
Lyahynn
Największy problem z dawaniem ochrzanu polegał na tym, że działało tylko na idiotów, którzy nie byli spaczeni myśleniem. Wykonywali proste roboty i jak nawalili, należało ich po prostu zrugać od góry do dołu i działało. W końcu nie wymagało się od nich niczego więcej, niż posłuszeństwa i wykonywania zadań. Istoty, które myślały i używały głowy, takie coś traktowały zazwyczaj jako umniejszanie i ich lojalność powoli spadała. Dlatego potrzebował wypowiedzieć słowa w innym tonie. Skrytykować, wyjaśnić dlaczego i zobaczyć, czy będzie poprawa. Nigdy nie umniejszać ich zasług. Przewodzenie nawet ich drobnej drużyny było trudne na swój sposób. Manipulacja emocjami i takich ludzi była bardzo delikatną sprawą, bo wszak nie można było użyć strachu, a własnym autorytetem należało dysponować rozważnie. I przy okazji nie mógł być zbyt pewnym siebie, bo to mogło zgubić.
- Skoro nieporozumienie jest wyjaśnione, można przejść do ustalania, co dalej robimy. - Stwierdził na spokojnie, bo wszystko, co należało powiedzieć, już zostało powiedziane. Rozwodzenie się nad tym nie miało już sensu.
- Jutro z rana idę na rozmowy z moim bratem. Nie spodziewam się kłopotów, zważywszy na to, iż sam chciał kontakt, aczkolwiek nie mogę wykluczyć, że wszystko potoczy się bezproblemowo. Zważywszy, że sam mogę nie być do końca obiektywny, będę potrzebował waszej opinii. Chciałbym, byście zajęły jeden stolik najbliżej nas i przysłuchiwały się rozmowie tak bardzo, ile to będzie możliwe bez wzbudzania podejrzeń i obserwowanie, czy nie mamy ogona. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie powinno być wcale. - Popatrzył na nie, To był etap numer jeden. Numer dwa był nieco zabawniejszy i ryzykowniejszy. Przynajmniej dla nich.
- Mamy potem sporo wolnego czasu, wiec ja i Verna pójdziemy odnaleźć tego Felixa. W międzyczasie Sylvia masz czas na zwiedzanie miasta. Wsłuchaj się w plotki, jakie można usłyszeć. Zwłaszcza pośród szlachty i magnatów w ich dzielnicy oraz w Porcie. Omijaj bezpośrednio tereny gangów. Jeśli coś zobaczysz, obserwuj z bezpiecznej odległości. Tym razem nie ingeruj. - W plotach zawsze tkwiło ziarna prawdy. Nie potrzebował szczegółowych informacji. W końcu, jeśli Salamandry zaczną dziwnie się zachowywać, ludzie zaczną gadać o tym. I to dotyczyło wszystkich aspektów.
- Kolejnego dnia jest koncert, więc do niego jest wolny czas, a zaraz po nim, podsumujemy tego, co się dowiedzieliśmy i zobaczymy, jakie ruchy możemy wykonać. - To było chyba wszystko. Nadal robili rozeznanie, acz tym razem, nieco inne. Oczywiście ich opinia nie była konieczna, ale pokazania innym, że można coś źle rozważyć, było jak przyznanie się do możliwego błędu. Tym samym zyska ich współpraca. Dla niego to kolejny etap budowania jego własnej Gildii. A on musi się zastanowić, kiedy będzie mógł porozmawiać z matką i siostra. To też było istotne.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

12
POST BARDA
Sylvia słuchała uważnie, Verna też, choć wydawało się, że dzieliła uwagę na kontynuowanie lektury, to jednak wzrokiem raz po raz odnajdywała twarz półefla przedstawiającego plany.
Łatwizna Mehren! Będziemy jak dwa cienie, jak Mimbra i Zaruul! Eeem.... — Sylvi coś nie wyszły górnolotne porównania
Jako architekt lustruję Taj'cah. Architektura, style, zależnie od stanu majętności dzielnicy i właścicieli. Tygiel kulturowy to pokarm dla duszy szukającej inspiracji. Jako Nissa z Salu szukam śladów wyższej kultury i nauki u wschodnich elfów, a Luna z Firanek jest jednym z moich sponsorów, zafascynowanych moją twórczością. — Przyglądając się paznokciom swojej lewej dłoni Verna wyszła od razu z alibi, aniżeli zapewnieniami, na co Sylvia kiwnęła głową, że oczywiście oto jej też chodziło. No bo tak mądrze wybrzmiało z ust gnomki.
Wyglądało na to, że wszystko zostało ustalone. Kwestia drobnych detali kiedy dokładnie i co ze sobą zabrać, mogli to właśnie na spokojnie teraz ustalić.

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

13
POST BARDA
Popołudnie kreśliło cieplejszy już odcień nieba. Cienie się wydłużyły. Monsun chłodził już nagrzane dzielnice. Droga przebiegała bezproblemowo. Ot zwykły spacer, różnymi uliczkami. Lada moment przywitał Lyahynn'a znany już mu gościnny budynek. Miał spotkać się z Sylvią i miał wolny wieczór, jako że to już jutro miał być występ Parii i ważne spotkanie.

Od złodziejki o mianie Luny z Firanek dowiedział się paru rzeczy. Że Salamandry ostatecznie nie zdominowały Taj'cah. Wieści o nich się rozrosły, acz byli aktywni głownie tylko w jednym rejonie i jeszcze nie napotkali się ze starciem z większym graczem. Wciąż jako dość nowy gank, byli na ustach niemalże wszystkich, jako że zachwiali dotychczasową równowagę. Byli dość ekspansywni, a przez lata stolica nawykła do komfortu, że sprawy załatwiano po cichu, a jeśli krwawo to nikt o niczym nie wiedział. Ci wprowadzali powiew świeżości i samą śmiałością zaskakiwali powolnych w działaniu przystosowanych do długich rozmów i rozgrywek na szachownicy. Plotki mówiły dość mocno, że to zabawka frakcji Radykałów u Tygrysów.
Co jednak miało zaskoczyć Lyahynn'a to to że dostał list od posłańca i sygnet oraz woreczek. Sam woreczek wydawał się dziwnie znajomy. Sygnet był ze sczerniałego srebra, a w nim była utknięta metaliczna rtęć, schowana za kryształem, formując symbol bardzo przypominający literę S. Siłą rzeczy, spojrzał pierw do woreczka, a w nim były trzy owoce. Jak nic mandarynki. Przyszła kolej na list, jako że posłaniec, młody chłopak, oczekiwał potwierdzenia przeczytania. Stali na korytarzu przed jego wynajętym pokojem.
Spoiler:
Spoiler:

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

14
POST POSTACI
Lyah
Fakt, że czegoś zapomniał, było dla niego irytujące, nie potrafił powiedzieć, co to było, choć próbował. Niestety, nie miał czasu sprawdzać, co to było. Za dużo spraw się zbierało. Zwłaszcza że potrzebował skupić się na bieżących sprawach. Potrzebował sił i pełnego skupienia, a przepracowując się, nie byłoby to możliwe.

Sylvia uzyskała przydatne info. A wraz z tym, co miał, rozumiał już sytuację wewnętrzną. Z tym, co się dowiedział, mógł sporo przypuszczać. Ktoś próbował przełamać status quo archipelagu, wykorzystując ten gang. Dlatego konserwatywna część Tygrysów była w odwrocie. Wykorzystywali słabe elementy, jak jego gówniany ojciec, słabych psychicznie jak dawny informator i mając dostęp do zasobów Tygrysów, pieli się w górę w tych szeregach. Pytanie tylko kto stał na samej górze. Co znaczyło, że jego plany i podejrzenia miały sens. Podziękował jej za pomoc, bop to były wartościowe informacje. I wtedy przyszły listy. Chyba najgorsze, jakie można było otrzymać w tej chwili. Wściekłość osiągnęła punkt, że było to łatwo widziane na twarzy. Ledwo nad sobą panował. Przeprosił Sylvie, odpędził chłopaka, nie przejmując się nim. Musiał ochłonąć i udał się do swego pokoju.

- Dlatego chciała kurwa zostać. Znalazła drogę wyjścia, odkąd dołączyła do mnie. - Kopnął krzesło, by się przewróciło. Była jego cennym pionkiem. Inteligentnym, dlatego ta zdrada zabolała mocniej. Jego nienawiść także w nim buzowało.
- Znajdę cię Verna. Jak tylko uporządkuje sprawy tutaj. - Chwycił stół i chciał nim rzucić, ale z jego siła mógł ledwo go przewrócić.
- Mogłaś mieć we mnie sojusznika, ale wybrałaś zrobienie sobie wroga. Nie daruje ci tego suko. - Uderzył z pięści w ścianę. Zdecydowanie było coraz gorzej. Wiedział, że zemsta na niej nie będzie prosta, ale nie mógł pozwolić sobie na coś takiego. Popełniła jeden kluczowy błąd. Dała mu idealne informacje, jak znaleźć sojuszników, którzy chcą tego samego, co on. Oczywiście obie strony będą chciały się wykorzystać, ale to nie było istotne.
- Wybrałaś ucieczkę przed tym, czego się boisz, nie wiedząc, co planuje. Jakże głupia decyzja na twoją mądrą rasę. Nigdy nie ujawniam swoich kart, dzięki temu mogę nad wszystkim panować. Ujarzmię stolice, zbuduje podstawy i to ty się bój naszego następnego spotkania, bo kiedy dojdzie do niego, żadne twoje słowa cię nie uratują. Mogłem cię wtedy zabić...oszczędziłem cię, jednak następnym nie licz, że następnym razem popełnię ten sam błąd. - Zaczął chodzić i żywo gestykulować, uśmiechał się przy tym dość upiornie. Nie pozwoli sobie obciąć skrzydeł. To ona wiedziała o nim zdecydowanie za dużo. Uznał, że ujawnienie odrobiny o sobie przywiąże ją do siebie, jednak to nie był dobry sposób na kogoś takiego, jak ona. Następnym razem postąpi inaczej. Jak już się uspokoił, przepisał sobie do notatnika kluczowe z jego punkty widzenia informacje, a list spalił. Nie chciał przypadkiem, by w spotkaniu z tą organizacją, okryli jego prawdziwe powiązania z nią. Przez jeszcze jakiś czas potrzebował wyżyć się na meblach.

Pora było się przygotować do jutrzejsze spotkanie. Miał pracę do wykonania i musiał zniszczyć wszystkie wątpliwości. Dlatego jak już ochłonął, zaczął myśleć nad tym, co było mu potrzebne i jaką taktykę obrać.
Licznik pechowych ofiar:
8

Dzielnica Portowa - Dom gościnny Złoty Maszt

15
POST BARDA
Niziołek spostrzegła zarówno nagłą zmianę w nastroju Lyahynn'a, jak i brak Verny w pobliżu, a pora sugerowała, że czas na spoczynek. Półelf zaś musiał się zmierzyć z realiami. Kwestia tego, że czegoś zapomniał nie pozwoliła mu łatwo spocząć. Naturalnie popełniając gdzieś błąd i potem trafiając na skutki introspekcja była słuszną drogą. Jak się zastanowić, jej zachowanie zawsze było idealne, właśnie. Narzekała kiedy sposobność miała ku temu sens, nigdy jednak wbrew planom czy jego woli. Stawiała się zawsze w roli wspierającej i niczego prócz schronienia nie prosiła. I o ile jej spojrzenie było zawsze dziwne i niemożliwe do przejrzenia i dezorientujące, tak coś w jej zachowaniu było inne, jak tylko odnaleźli przypadkiem te kamienie w mieszkaniu Felixa.
Tak... to musiał być ten moment, kiedy wpadła w panikę przy tamtym otwarciu tego całego przejścia astralnego. Tam musiało chodzić o coś znacznie więcej. Teraz jak mógł sobie na spokojnie przypomnieć jej oblicze z tamtej chwili, to było jedyne, kiedy to na jej twarzy wyłoniła się desperacja, a w prawdzie ogarniającej jej sensacji gdzieś w kątach ust zamaskowany był cień uśmiechu. Jak kogoś kto czekał tak długo na tę okazję i od obietnicy słodyczy spełnienia nie mogła pohamować tej drobiny entuzjazmu. Tak... kiedy w końcu ktoś jest przyparty do samej ściany, to i można dostrzec odrobinę prawdy zza zasłony przybranej maski. O ile był wściekły, wiedział już czego zapomniał, co mu umknęło, to musiało być to.

Staranne przygotowania, przejrzenie notatek, stanu ekwipunku, pracował w samotności. Sylvia nie przyszła dopytać co z gnomką, jakby domyśliła się co jest grane. Jutro po południu miał się pojawić Vitrix i Antir, przygrywać temu miała słynna Paria, a biesiada miała huczeć do rana w Złotym Maszcie. Z tego co kojarzył brać udział mieli w imprezie również Kerończycy, których tu widział wcześniej. Prawdopodobnie jakoś zrzeszeni z jego bratem Naero, jako że byli ofiarami gangu Salamander i intrygi ich ojca. Przypomniał mu się również gnom, który wodził wzrokiem za Verną, jak pierwszy raz tutaj zawitali. Podłoga pokoju usłana była różnymi przedmiotami od mapy Taj'cah począwszy. Spokój nie chciał przyjść, mimo że noc była wyjątkowo cicha. Nikt nie kręcił się po korytarzach na piętrze, nikt nie biesiadował głośno przed jutrzejszą zabawą. Wydawać się mogło, że i zgiełk życia nocnego tym razem również odpuścił. Przed oczami szpiega widniały plany planów, plączące się miedzy sobą i wijące niczym węże, wędrując po rozłożonej mapie, gdzie właśnie krył się jakoś przywódca Salamander.
Ciszę nocną przerwało pukanie do drzwi — To ja, ekhem Luna z Firanek, mogę wejść? Mam coś, co może cię zainteresować. Wygląda na bardzo dziwne, bo wszystkie strony mają to samo, otwórz spójrz na to.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”