Rezydencja hrabiego Napier

271
POST BARDA
Most Nad Przepaścią. Most Grozy. Most Śmierci... Jawiący się przed nim przejście można było nazwać na wiele sposobów, ale żaden nie niósł z sobą pozytywnych emocji. Rozciągająca się pod nim czeluść nieznanej głębokości tylko dodawała do uczucia niepokoju. Może to i lepiej, że Krinndar nie próbował nawet spoglądać w dół urwiska. Nie zobaczyłby tam bowiem dna, a jedynie gęstą ciemność.
Cóż mu więc pozostało? Chyba naprawdę jedynie głęboka wiara w to, że jego droga bogini zechce jakimś cudem podać mu pomocną dłoń. Zesłać cud? Cokolwiek.
Gdzieś z oddali, która to 'dal' brzmiała bliżej, niżby tego chciał, doszło go echo kroków. Pośpieszny, choć nieco ciężki i dziwnie... Niestabilny? Bardzo możliwe, że elfik nie wychwycił jednak zbyt wielu szczegółów, zbytnio skoncentrowany na swoim nieszczęściu oraz niejakim pechu. Kroki te zbliżały się niemniej nieuchronnie, a niedługo zaczęło towarzyszyć im również dyszenie.
- ...indar? - słyszał z głębi korytarza nieco ochrypły, ale i dziwnie znajomy głos. Nienależący bynajmniej do czarnego elfa.
Chwilę później, o ile rzecz jasna miał dość odwagi, żeby o zwrócić spojrzenie w stronę, z której dopiero co przyszedł, dostrzegł odrobinę chwiejnie zbliżającą się, przyodzianą w zbroję sylwetkę. I ta była mu już całkiem dobrze znana, chociaż młody mężczyzna musiał znaleźć się w świetle jednej z dających blade światło lamp, żeby dojrzeć jego twarz.
- Krinndar? - ponowił ochrypłe pytanie Leopold, którego włosy były w kompletnym nieładzie, a twarz, ręce i część pancerza paskudzie pobryzgana krwią.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

272
POST POSTACI

Most nad przepaścią był nie do pokonania. Niepewne, nierówne deseczki, poukładane jedna za drugą, podwieszone na linkach, nie były tym, z czym mógł zmierzyć się Krinndar. Nie teraz, nie w momencie, gdy uciekał i właściwie... Właściwie to mógł uciekać dalej, ale nie był w stanie. Nie przez ten most.

Głos, tak znajomy, był jak wybawienie, iskierka w tunelu, miękkie poduszki na dnie urwiska! Ale czy był to nowy czarny przyjaciel, czy jakiś inny, zupełnie lepiej znany, a może nawet kochany? Kiri podażył parę kroków w stronę głosu, lecz zaraz musiał się cofnąć.

To nie był jego Leo.

To nie był jego rycerz, a ktoś, kto nieudolnie postanowił go naśladować. Ktoś, kto nie potrafił powtórzyć jego delikatności, jego urody, jego... Jego niewinności. Krinndar nie rozumiał, co miała znaczyć cała ta krew i przemoc.

- N-nie... - Jęknął przez przerażenie, wycofują się. Stopy niemal znalazły drogę do krawędzi, niemal obsunęły się w ciemność. - Nie! Zostaw mnie! Nie jesteś Leo! Bogini, ratuj! Zabierz mnie stąd!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

273
POST BARDA
'Leo' zakaszlał i splunął krwią w bok, zanim otarł usta wierzchem dłoni. Jego wzrok był inny niż zazwyczaj. Nieco rozbiegany i bardziej dziki. Cała mowa jego ciała przemawiała obecnie za nerwowością i pewnym wytrąceniem z równowagi. I nawet jeśli Krinndar nie miał okazji przyjrzeć się wcześniej wilczej poczwarze przez jakiś długi czas, ciężka, pokrwawiona zbrojna wyglądała dla niego dokładnie tak samo.
Widząc, gdzie zmierzają kroki Krinndara, 'Leonard' szybko uniósł dłonie ku górze.
- STÓJ! - krzyknął, zaalarmowany. - Nic ci nie zrobię! Proszę... Odsuń się od krawędzi - spróbował łagodniej, mimo wyraźnego podenerwowania. - Wszystko w porządku. Zabiorę cię z powrotem na powierzchnię... Dobrze? - spróbował zrobić ostrożny krok w stronę Kiriego. - Wiem, że ta sytuacja wygląda strasznie. Rozumiem. Posłuchaj mnie, proszę. Zostaliśmy zaatakowani... Archipelag. Przez te same osoby, które cię tu zabrały - starał się tłumaczyć, wciąż z uniesionymi na widoku rękami.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

274
POST POSTACI
Krinndar nie był ani odrobinę mniej przerażony, nie na widok tego, jak domniemany Leopold splunął krwią. Z jakiegoś powodu elf wiedział, że nie jest to jego własna krew. To była krew wydarta z tamtych osób! Z jego nowego znajomego i reszty ciemnych osób, które zamieszkiwały podziemia! Nie potrafił jednak jeszcze skojarzyć faktu, iż wilk sprzed chwili i ten, który stał przed nim, to ta sama istota. Zbroja mogła być zbiegiem okoliczności... prawda?

Stopy Kiriego zamarły w miejscu. Miał trzy drogi, które prowadziły donikąd - most, przepaść i zdrada.

- Nie wierzę ci! - Krzyknął. - Nie jest w porządku! Nie! Nie zabierzesz mnie nigdzie, słyszysz!? Prędzej skoczę! - Odgrażał się, chociaż wcale nie miał takich zamiarów. Nie, ciemność na dnie wyłomu wyglądała wyłącznie i przeraźliwie przerażająco. - Raz ci zaufałem, a teraz patrz! Spójrz na siebie! Nie jesteś Leo! - Zawył po raz kolejny. - Ty ich... ty ich pozabijałeś!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

275
POST BARDA
Wciąż oddychający dość ciężko 'Leo' przyglądał się Krinndarowi na poły oniemiały, na poły zdesperowany. Wyraźnie chciał go do siebie przekonać, ale żeby to dostrzec, trzeba było jeszcze chcieć to dostrzec.
- W porządku! - zatrzymał się. - W porządku... Nie zbliżam się. Nie zbliżam, dobrze? - przełknął młody rycerz, nerwowo zerkając w stronę prowadzącego licho wi gdzie mostu. - Posłuchaj mnie uważnie. Nie jesteś tu bezpieczny. Żaden z nas nie jest. Ci szaroskórzy... Oni nie są naszymi sprzymierzeńcami. Ani twoimi. Ani moimi. Ani naszego Królestwa. Rozumiesz...? Po cokolwiek cię tu przyprowadzili, nie wynikłoby z tego niczego dobrego.
Podczas gdy 'Leo' starał się przekonać do siebie Krinndara, ten mógł zauważyć, jak zza zakrętu tego samego tunelu, którym tu trafił, jak i ten, którym podążył za nim 'fałszywy Leonard', zbliża się inna postać. Również dobrze mu znana. Był to ten sam ciemny elf, który go wcześniej prowadził. Teraz natomiast zbliżał się niepostrzeżenie do 'Leonarda', w dłoni dzierżąc uniesiony i gotowy do zadania ciosu sztylet.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

276
POST POSTACI
- Zostań tam! - Krzyknął do Leosa, a gdy zobaczył, że tamten się zatrzymał, zrobił jeden ostrożny kroczek do przodu. Tylko jeden, by znaleźć się dalej od rozpadliny. Jakkolwiek obawiał się Leo i jego kolejnych knowań, tak nie chciał spaść... jeszcze nie. Jeszcze miał wiele do zrobienia w tym życiu. - Ach, bogini, komu mam ufać?! - Udał się po radę do Krinn, wznosząc oczy ku sklepieniu jaskini. Tutaj, w ciemności... czy dobra boginka w ogóle go słyszała? - Nic mi nie zrobili, ale spętali... spętali tamtych! Dominica! On chciał mnie... a oni go spętali. - Bredził, starając się poukładać w głowie wersję wydarzeń. Strach nie pomagał mu zebrać rozbieganych myśli! Dominic służył hrabiemu, ale nie lubił tak Krinndara, jak i Leosa! Szaraki znów byli dla niego mili... do czasu! To wszystko było zbyt skomplikowane!

Wszystko jednak wydało się jasne, gdy dostrzegł cień za Leopoldem. Kogokolwiek popierałby Krinndar, nigdy, przenigdy nie stanie po stronie morderców!

- Uważaj! - Zawołał, rzucając się do przodu, by samemu złapać Leosa za ramię i odepchnąć go, gdyby Czarny chciał uderzyć! Nie myślał, działał instynktownie. Przynajmniej znalazł się z dala od przepaści.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

277
POST BARDA
Leopold kiwnął powoli głową, na znak, że zrozumiał. Stanął tam, gdzie stał i nie próbował po raz drugi ruszyć naprzód. I choć nie mógł wiedzieć, co dokładnie zaszło między Krinndarem, a Dominickiem, zapewne potrafił sobie co nieco wyobrazić. Ostatecznie, gdy po raz ostatni mieli ze sobą styczność, rycerz o mało co nie odwinął elfowi w pysk.
- Tak... Widziałem - kiwnął głową po raz wtóry. Bardzo się starał mówić tak spokojnie, jak tylko mógł mimo buzujących w nim wyraźnie emocji. - Nikogo już nie będą więcej pętać. Chodź ze mną, proszę. Rozwiążemy Dominica i razem wrócimy na powierzchnię.
Pomimo tego, że dalej pozostawał w miejscu, wyciągnął rękę w stronę Krinndara z niemal błagalnym spojrzeniem. Ciężko powiedzieć, czy Leo robił te swoje psie oczy świadomie, czy przychodziło mu to równie naturalnie, co Kiriemu flirtowanie.
Nieświadom zbliżającego się zagrożenia, stał tak wyczekująco, licząc na krok ze strony elfa. Gdy jednak jakiś krok rzeczywiście został poczyniony, nie było to nic, czego mógł się spodziewać. Ledwie zdołał otworzyć usta w niemym pytaniu, kiedy został odtrącony na bok.
Czarnolicy, najwyraźniej przeczuwając, że Krinndar może spróbować ostrzec rycerza, zadziałał szybko. Któż mógł jednak przewidzieć, że nie dość szybko mimo całej swojej sprawności. Nowy przypływ adrenaliny sprawił, że Kiri wykonał swój manewr jeszcze szybciej. Tak czy inaczej, znalazł się niestety na drodze sztyletu i już wkrótce poczuł, jak w jego ramieniu zagłębia się ostrze.
- Ty...! - wydusił z siebie czarny elf, na poły w złości, na poły w zaskoczeniu.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

278
POST BARDA
Cokolwiek mógł obiecywać Leo, nie było dowodu, że mówił prawdę. Faktem jednak stało się to, iż na własne oczy Krinndar widział sposób, w jaki Czarny chciał zajść Leopolda od tyłu i zaszlachtować go jak zwierzę, a na to przystać nie mógł.

Pożałował próby osłonięcia przyjaciela w chwili, gdy poczuł ostrze w swoim ramieniu. Wcześniej nawet przez moment nie pomyślał, że tak to się skończy - z raną! Miał po prostu odepchnąć tamtego, by wszyscy mogli porozmawiać, dojść do porozumienia...

- Bogini! - Jęknął z bólu, odsuwając się od elfa, nie uciekł jednak poza zasięg noża, również przez to, że nie wierzył, że tamten zaatakuje go po raz kolejny! - Ach, Krinn! Przestań! Przestań! Nie atakuj nas! - Poprosił, łapiąc za rozcięcie. - Leo, w porządku? Jesteś cały?!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

279
POST BARDA
Jak na rycerza przystało, Leo szybko złapał równowagę po odepchnięciu. Dzięki temu szczęśliwie lub nieszczęśliwie, zdążył dokładnie wyłapać dalszy przebieg wydarzeń. Jego oczy na moment zrobiły się naprawdę duże.
- Ahmoq! - fuknął czarny elf, samemu odpychając Krinndara na bok, aby nie blokował mu drogi. Ewidentnie nie miał zamiaru przystawać na byle prośby. I nie był w tym jedyny.
Widząc krew spływającą w dół ręki Krinndara, Leo złapał krótki wdech, a następnie sam bez ostrzeżenia skoczył ku wrogiemu elfowi. Nie sięgnął jednak w żadnym razie po miecz wciąż uwieszony i jakby nietknięty przy pasie i kiedy jego przeciwnik odskakiwał, ten gołą dłonią sięgnął po sztylet, którym akurat się osłaniał. 'Gołą' nie byłoby jednak do końca odpowiednim określeniem. Jego prawa dłoń w ułamku sekundy bowiem zmieniła się od łokcia w dół w coś przypominającego raczej potężne, owłosione łapsko zakończone pazurami. Unieruchamiając broń poprzez złapanie jej bezpośrednio w garść, unieruchomił na moment również zaskoczonego, niechętnego do oddania sztyletu elfa, który zdecydowanie nie spodziewał się takiego obrotu stacji. I zanim wpadł na to, by zrobić coś więcej, druga, ludzka dłoń Leopolda, zaciśnięta z kolei w pięść, wystrzeliła, aby zadać tamtemu porządny cios w twarz.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

280
POST POSTACI
Krinndar tym razem nie miał dość siły i samozaparcia, by złapać równowagę. Odrzucony w stronę ściany, nazwany nieznanym określeniem, oparł się o skałę, jednocześnie łapiąc mocniej uszkodzone ramię. Piekło! I zaczynało piec coraz bardziej!

- Nie, Leo..! - Próbował powstrzymać rycerza, lecz było już za późno. Mógł tylko patrzeć, jak jego kochany towarzysz dopada do czarnego elfa i pacnął go... łapą? Od kiedy Leo miał takie paskudne, włochate łapska?! - Leos! Czym ty jesteś!? Ach, Krinn! - Zawył Krinndar, wciskając plecy w ścianę. - Leo, przestań! Przestań! On jest inny!!

Nie mógł mieć pojęcia, czy elf jest rzeczywiście inny od swoich pobratymców, lecz nie dało się ukryć, że dotąd był miły. No, z pominięciem ciachnięcia go nożem!

- Pomóż nam, bogini...
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

281
POST BARDA
Czy czarnogęby elf faktycznie był inny? Co do tego Leo zdecydowanie nie był w tym momencie przekonany. Nie, kiedy oryginalnie miał paść jego celem. I choć z początku zamierzał go jedynie przyszpilić do ziemi, tamten wcale nie zamierzał łatwo się poddawać. Nawet mimo muszącego boleć uderzenia w szczękę, wcale nie chciał ułatwiać nikomu zadania, szarpiąc się i szamocząc, napierając ostrzem na Leopoldowe łapsko, które, choć uparcie je przytrzymywało, musiało zacząć krwawić przez kontakt.
- Jest uparty...! - wykrzyczał w odpowiedzi rycerz między szarpaniną i potokiem obcych słów ze strony przeciwnika, które być może były bluzgami w jego stronę, a może po prostu groźbami.
Mimo niemałego trudu elf szybko stracił przewagę, gdy tylko obaj znaleźli się na ziemi. Pomimo szczupłej sylwetki, Leo był wciąż dużo lepiej zbudowany, wyższy, a na dodatek miał na sobie dodającą mu wagi zbroję. Dlatego właśnie, gdy tylko raz a porządnie udało mu się przekręcić tamtego na brzuch i przycisnąć kolano do jego pleców, sprawa była tak naprawdę przesądzona.
Dysząc, rycerz spojrzał w stronę Krinndara.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

282
POST POSTACI
Krinndar po raz kolejny w swoim niezbyt długim życiu nie wiedział, co powinien zrobić.

Czarny elf był wrogiem - w końcu należał do tych, którzy uprowadzili ich i porwali! Z drugiej strony, nie mógł przecież wrzucać wszystkich do jednego worka! Podczas gdy tamci powarkiwali i popychali, to ten jeden śliczny mężczyzna pozwolił wesprzeć się na własnym ramieniu i nawet miło rozmawiał, przekazując tyle informacji, ile mógł. Może nie był taki, jak inni. Może był dobry.

- Nie zabijaj go! - Powtórzył Krinndar. Ramię coraz bardziej piekło. Coraz bardziej bolało! - Proszę, przyjacielu, nie walcz! Bogini nie chce, żeby którykolwiek z was stracił życie! Ach, Krinn, ratuj!

I choć w normalnej sytuacji nie czułby się dobrze przekazując wolę bogini, tak teraz, gdy życie wisiało na włosku, nie miał wątpliwości, że właśnie tego chciałaby jego patronka.

- Możemy zabrać go ze sobą! - Zaproponował szybko Kiri. - Na powierzchnię! Przestanie walczyć, gdy zobaczy morze! Plażę! Taj'cah! Proszę, Leo! Jeśli jesteś moim Leo... nie zabijesz go.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

283
POST BARDA
Leo skrzywił się nieznacznie. Nie w smak było mu pozostawiać przy życiu kogoś, kto przed momentem zaledwie usiłował pozbawić go życia. Z drugiej strony, czarnoskóry został właściwie na ten moment obezwładniony i gdyby chciał go dobić, musiałby na oczach Krinndara poderżnąć mu szyję lub coś zgoła podobnego. Żadne rozwiązanie nie wydawało się komfortowe, ale też czy w takich warunkach naprawdę mogli pozwalać sobie na słabości.
- Nie możemy go ot tak puścić - zwrócił się do Kiriego tak łagodnie, jak tylko mógł. - Musisz zrozumieć-... Kimkolwiek jest ta osoba, nie działa na naszą korzyść. Puścimy go wolno, a sprowadzi posiłki. Widziałeś bestie, które ujeżdżali?
Mając na myśli bestię, zapewne miał na myśli pająki.
- Co chcesz... Żebym z nim zrobił? - zapytał Leo ponownie, tym razem nieco bezradnie.
Zmęczony wcześniejszą potyczką i kto wie, czy jeszcze nie większą kilka chwil wcześniej z 'wilkowatym stworem' elf, dyszał przyciśnięty do ziemi. Białe włosy kleiło się do spoconego czoła i policzków, częściowo przysłaniając mu twarz. Jedno jednak oko, któremu nic nie przysłaniało widoczności, spoglądało w stronę Krinndara czujnie i jakby niepewnie.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

284
POST POSTACI
Krinndar spojrzał na swoje ramię, na dłoń, którą przyciskał do rozcięcia. Podniósł ją na moment do oczu. W nikłym świetle nie widział krwi, ale teraz, gdy przyglądał się dokładniej, widział, jak oblepione ma palce, jak ciemne smugi wypełniają linie na jego dłoni. Oddech elfa przyspieszył, gdy poczuł narastającą panikę.

- Leo... czy ja umrę? - Zapytał słabo. - Leo, ja... ja nie chcę umierać! Nie chcę, żeby ktokolwiek umierał! - Pisnął, strzelając spojrzeniem od swojej dłoni, do przyjaciela i Czarnego na ziemi. - Nie możesz go zabić! Wracajmy do hrabiego, och, Leo! Nie jesteś mordercą!

Panika przyniosła słabość, która kazała Krinndarowi oprzeć się o kamienną ścianę tak, jakby właśnie opuściły go wszystkie siły. Zwiotczał.

- Nie chcę umrzeć w ciemności... zabierzmy go ze sobą. Zabierz mnie stąd, przyjacielu. Robi się... robi się tak ciemno... - Marudził, przymykając powieki. - Zabierzcie mnie obaj ku światłu Krinn.

Jeśli Leopold sądził, że wróg jest jego największym zmartwieniem, to się mylił. Krinndar potrzebował więcej uwagi.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

285
POST BARDA
Było za ciemno, żeby Krinndar mógł dostrzec grymas, który wypełzł na twarz rycerza wraz z wypowiedzianym na głos słowem ''morderca''. Nawet jeśli nie był mordercą, śmierć chcąc nie chcąc towarzyszyła na pewnym etapie każdemu, kto zaprzysiężony był służyć obronie Królestwa i jego mieszkańców tak, jak on.
Biorąc głęboki wdech, Leopold w końcu zdecydował się poddać biadoleniu Kiriego, jednak gdy tamten zajął się chwilowo dramatyzowaniem i ubolewaniem nad swoim losem, wymierzył jeszcze solidny cios szaremu elfowi, pozbawiając go tym jednym gestem przytomności. Dopiero wtedy poczuł się na tyle bezpiecznie, żeby od niego odstąpić i podejść do ''słaniającego się'' biedaka.
- Um... Proszę, wybacz mi tę zuchwałość... - wymamrotał i korzystając z nieuwagi Kiriego, sięgnął do dołu jego koszuli, a następnie pewnym ruchem naciął, a następnie naderwał z niej płat materiału. Choćby chciał zaoferować inną opcję, po prostu nie za bardzo ją miał. Sam był przyodziany w cięższą zbroję i wolał nie ryzykować mitrężenia czasu na ściąganie jej, aby dostać się do czegoś zdatnego do wykorzystania z własnego ubioru. - Żaden z nas dzisiaj nie umrze - dodał spokojnie, mimo mroku bez problemu radząc sobie z organizacją prowizorycznego opatrunku.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”