POST BARDA
Most Nad Przepaścią. Most Grozy. Most Śmierci... Jawiący się przed nim przejście można było nazwać na wiele sposobów, ale żaden nie niósł z sobą pozytywnych emocji. Rozciągająca się pod nim czeluść nieznanej głębokości tylko dodawała do uczucia niepokoju. Może to i lepiej, że Krinndar nie próbował nawet spoglądać w dół urwiska. Nie zobaczyłby tam bowiem dna, a jedynie gęstą ciemność. Cóż mu więc pozostało? Chyba naprawdę jedynie głęboka wiara w to, że jego droga bogini zechce jakimś cudem podać mu pomocną dłoń. Zesłać cud? Cokolwiek.
Gdzieś z oddali, która to 'dal' brzmiała bliżej, niżby tego chciał, doszło go echo kroków. Pośpieszny, choć nieco ciężki i dziwnie... Niestabilny? Bardzo możliwe, że elfik nie wychwycił jednak zbyt wielu szczegółów, zbytnio skoncentrowany na swoim nieszczęściu oraz niejakim pechu. Kroki te zbliżały się niemniej nieuchronnie, a niedługo zaczęło towarzyszyć im również dyszenie.
- ...indar? - słyszał z głębi korytarza nieco ochrypły, ale i dziwnie znajomy głos. Nienależący bynajmniej do czarnego elfa.
Chwilę później, o ile rzecz jasna miał dość odwagi, żeby o zwrócić spojrzenie w stronę, z której dopiero co przyszedł, dostrzegł odrobinę chwiejnie zbliżającą się, przyodzianą w zbroję sylwetkę. I ta była mu już całkiem dobrze znana, chociaż młody mężczyzna musiał znaleźć się w świetle jednej z dających blade światło lamp, żeby dojrzeć jego twarz.
- Krinndar? - ponowił ochrypłe pytanie Leopold, którego włosy były w kompletnym nieładzie, a twarz, ręce i część pancerza paskudzie pobryzgana krwią.