Napierowie należą do jednego ze starszych rodów, mocno związanego z dziada pradziada z władcami Królestwa. W swoim posiadaniu mają wiele stoczni, łowisk, a także kilka manufaktur, zapewniających pracę lokalnym. Wśród samych Napierów, dla których polityka i pozycja kraju zawsze miała większe znaczenie, niż dla innych rodzin szlacheckich, znajduje się kilku, których zajmuje pozycje urzędnicze oraz doradcze. Obecna głowa rodu, młody Sebellian Alpin Napier, przejął po ojcu rolę jednego ze strategów oraz dowódców ich nielicznej armii.
***
POST BARDA
Pierwszym co poczuł Krinndar, gdy świadomość wreszcie zaczęła do niego wracać, był niemal przyjemny chłód twardego podłoża, na którym leżał z dociśniętym doń prawym policzkiem. Powietrze było nieco duszne, a zarazem wilgotne. Temperatura otoczenia przypominała jeden z cieplejszych dni na Archipelagu, choć wyczuwalnie brakowało morskiej bryzy, dzięki której dużo łatwiej było ją znosić.Słychać było liczne krzyki oraz trajkotanie ptaków - coś, czego w mieście nigdy nie dało się zaznać w podobnej ilości. Pomiędzy nimi, dochodziły go również przyciszone rozmowy, dobiegające z co najmniej z kilku różnych stron.
Powieki elfa były niemożebnie ciężkie. Dawno nie miał aż takiego problemu z otwarciem oczu. Gdy jednak wreszcie mu się to udało, mógł spostrzec, że znajduje się w stosunkowo jasnym, przestronnym pomieszczeniu, pachnącym kwieciem oraz rozmaitą roślinnością, która, cóż, otaczała go gdziekolwiek by nie spojrzał. Dzieliły go od niej jednakowoż metalowe kraty.
Miejscem, w którym się obudził, nie była cela. Nie do końca. Zamknięty był w klatce. Sporej i dostatecznie przestronnej, aby mógł się w niej rozłożyć, gdyby nie był w niej sam. Towarzyszyły mu dwie inne postaci, rozmawiające ze sobą przyciszonymi głosami. Jedną z nich była porządnie ubraną kobietą z włosami upiętymi w ciasny kok, podczas gdy druga przypominała raczej typowe dziecko wychowane na ulicy. Chłopiec miał mocno zmierzwione i potargane włosy, ale przynajmniej nie był zbyt brudny.
Ich klatka była jedną z czterech, z czego tylko dwie poza nią były zapełnione. W sumie zamknięto tu dobre sześć osób. Dwie goblinice tajkotały zażarcie i ze złością w jednej, za to mężczyzna przypominającego pół-orka, pozbawiony lewego ramienia, siedział cicho w kolejnej.
Tym, co zaskakiwało najbardziej, wciąż było otoczenie rozciągające się poza swobodnie stojące klatki. Przypominało ogromną salę z niebywale wysokim i szerokim sklepieniem, którą ktoś postanowił przemienić w mniejszą wersję lasu deszczowego. Gęste korony drzew sięgających sufitu, zamieszkiwało wiele swobodnie przemieszczających się dookoła ptaków, a nieopodal wolno stojącej fontanny stroszyły się paw albinos. Dookoła krzewów i kwiecia puszczono kamienną ścieżkę.
Co dziwne, nie było tu okien i wszystko oświetlały dziwne skupiska kryształów.
Przeskok Stąd